piątek, grudnia 2

9. Egoistka, wariatka, pasożyt i rudy babsztyl. (I, II)

Część I

Cicha muzyka wydobywająca się z radia wybudzała mnie powoli ze świata snów, jednak nadal uparcie zaciskałam powieki. Nie miałam w najbliższym czasie planów by w ogóle się budzić. Wczorajszy wieczór mogłam porównać do marzenia sennego. Wszystkie elementy łączyły się jak w głupiej bajce: gwiazdy, muzyka, świetny zespół i taniec dwojga ludzi. Rzeczywistość nakładała od siebie nutkę pieprzu i uprawianie seksu w samochodzie, jednak nadal łączyło się to w całość. Być może żaden Andersen jeszcze nie opisał bajki o królewnie, która po wspaniałym tańcu poszła do samochodu dymać się ze księciem, ale ja widocznie lubiłam łamać zasady i tworzyć nowe baśnie. Z lekkim natłokiem elementów świata rzeczywistego, ale co z tego. Jedynym minusem były moje poluzowane w stawach kości, które aktualnie nie nadawały się do niczego. Powoli otwarłam powieki i automatycznie zacisnęłam palce na koszulce, która jako jedyna zakrywała moje ciało, w przypadku gdyby jakiś napalony wokalista próbował skorzystać z szansy, że już jestem przytomna. Jednak nikt na mnie nie czekał. Rozejrzałam się wokoło wozu, jednakże byłam w nim zupełnie sama. Towarzyszyła mi cichy śpiew jednego chłopaka z zespołu Radiohead. Chwyciłam do rąk lekko podartą sukienkę, włożyłam z trudem trampki i co chwilę potykając się o własne nogi ruszyłam w poszukiwaniu jednego mężczyzny. Nie bałam się, że go nie znajdę. Obawiałam się czy ktoś widząc mnie w takim stanie nie wrzaśnie i nie wezwie FBI. Musiałam wyglądać jak 100 nieszczęść po ostatniej nocy. Nawet w ustach miałam Saharę, jakbym za bardzo się wczoraj zmęczyła.. Los Angeles w oddali stało na swoim miejscu, jak zwykle otoczone piękną ramką gęstego smogu. Gdy tylko zajrzałam za restaurację, ujrzałam blondyna siedzącego na skraju urwiska. Wpatrywał się na miasto aniołów a na twarzy widniało mu zamyślenie.
-Ukrywasz się? - spytałam siadając znienacka obok niego. Oprócz garniturowych spodni nie miał na sobie niczego więcej więc wyglądał nieco komicznie. Jego włosy układały się w każdym kierunku a pod oczami widziałam małe worki spowodowane zmęczeniem.
-Nie martw się. - uśmiechnęłam się lekko - jeżeli obawiałeś się, że po wczorajszej nocy cię skrytykuję to się myliłeś. Jesteś artystą, oni są podobno delikatni jak kwiatuszki więc cię nie zranię.
Moja kpina nie zrobiła na nim wrażenia.
-To się nazywa "wrażliwość". - westchnął ciężko co od razu dało mi informację, że nad czym się usilnie zastanawia - może to powód dla którego tu przesiaduję?
-Bolało cię coś wczoraj? - nadal próbowałam.
-A może człowieka sprowadziły tu wątpliwości? Zresztą.. - machnął na mnie ręką po czym znów wbił wzrok w miasto - to moje wątpliwości.
-Będziesz siedział za tych kamieniach i rozmyślał o sensie życia. Nie chcę by uszkodził ci się tyłek. Jeszcze mi się kiedyś przyda.. - zachichotałam.
-Tak. - pokiwał głową patrząc na mnie - będę. 
Gdy znów wrócił do tępego wpatrywania się w miasto zaryzykowałam i zbliżyłam się do niego. Musnęłam ustami jego szyję a następnie usta, jednak oprócz lekkiego drżenia nie zareagował.
-Więc to musi być coś poważnego. - oznajmiłam.
-Nie. - znienacka pocałował mnie wprost w usta. Był to niezwykle namiętny ale i szybki pocałunek, podczas którego wykryłam, że myślami jest zupełnie gdzie indziej - to pierdoła.
-Kłamiesz. - uśmiechnęłam się - Jezu, jaki z ciebie marny aktor.
-Chodźmy. - złapał mnie za rękę i stanowczo, lecz delikatnie podniósł z ziemi - już mnie rozbolał tyłek.
-A ja co mam powiedzieć? Też mnie boli, chociaż nie siedziałam!
-Nie mam pojęcia skąd! - zaśmiał się cicho jednak nadal widziałam to typowe "Jaredowe" zamyślenie. Stawał się wtedy jak zombie, dla którego najprostsza czynność wydawała się trudna. Wtedy wyłączał myślenie i koncentrował się na jednej rzeczy. Zrozumiałam, że gdy siedział za restauracją ja mu przerwałam i cholernie interesowało mnie co takiego zaprzątało mu ten zarośnięty łeb. Czemu po spędzonej nocy postanowił usiąść na dupie w całkowitej ciszy i samotności? Nie był z natury samotnikiem, ale wiedziałam, że lubił pofilozofować w samotnościach. Tylko o czym?
Droga powrotna minęła nam w ciszy, zupełnie jak wczorajsza trasa z Jordanem. Irytowało mnie, że od rana był taki zamyślony a gdy patrzał w lusterko chciał je przekuć wzrokiem. Czego on tam szuka?
-No dobra.. - rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu i założyłam ręce za szyję - jestem twoim psychiatrą. Mów ci ci dolega.
-Aż tak po mnie widać? - zmarszczył brwi.
-Na kilometr widać, że Wielki Pan Leto się nad czymś zastanawia! A to grozi apokalipsą więc lepiej działać przy samych korzeniach.
-Ah, tylko stary dziadek u kresu życia zastanawia się nad swoją egzystencją.
-Leto, do czego ty pijesz? - jęknęłam.
-Tłumaczenie dla blondynek..
-Masz u mnie minusa.. - wtrąciłam.
-...ja po prostu zastanawiam się nad własnym życiem, jasne?
-Dowcipny to ty jesteś. - zaśmiałam się po chwili -  ty i plany na przyszłość? Może rozmyślałeś tak usilnie nad tym kogo zerżnąć ze swoich fanek dzisiaj? Młodą, blondynkę? Czy może brunetkę z wydatnym biustem?
-A co, zazdrościsz? - pokazał mi język a ja zawiązałam ręce na piersi. Nie ma co, dąsanie wychodziło mi idealnie.
-Ciągle samotnie, ciągle w pojedynkę, ciągle w tej pieprzonej melancholii: koncert, wywiad, sen, koncert, wywiad, sen. Ile tak można?! - paplał.
-Znam ten ból. Koncerty mam prawie codziennie. - warknęłam.
-Oj, przestań się dąsać, moja ty blondyneczko! - poczochrał mi włosy a ja zaciskając zęby zaczęłam go okładać pięściami.
-Nie. Jestem. Blondynką. Ślepcze!!!
-Moja ty... - widocznie sprawiało mu to radość. Oparłam się łokciem o szybę i gapiłam w nią wytrwale aż Jared postanowił ukłuć mnie palcem w żebro.
-Już nigdzie z tobą nie wyjdę! - wycelowałam w niego palcem. Zaśmiał się szyderczo a ja myślałam, że ugotuję się od czerwieni panującej na mej twarzy. Dojechaliśmy pod samą bramę gdzie z hukiem zamknęłam drzwiczki samochodu i samotnie doszłam do wejścia. Wzięłam do rąk pocztę, w końcu mogłam uważać się za prawowitą mieszkankę tego domu, a Jared ominął mnie nadal śmiejąc się wniebogłosy.
-To twoje podatki, głąbie.. - warknęłam patrząc na sumę, która należy się od braci miastu. Wkroczyłam do mieszkania, gdzie oprócz pijanego Shannona leżącego tuż przy wejściu czekał mnie równie nie uporządkowany dom. Wszędzie walały się ubrania i poprzebijane baloniki. Na ekranie plazmy widniało menu jakieś gry tanecznej, której już nikt nie zdążył dokończyć, bo nie mógł utrzymać się na nogach. Tymczasem Jared, nadal zadowolony z utarcia mi nosa, nie zważając na moją obecność, rozebrał się do naga i wskoczył do basenu. Opanowałam się by nie zrobić tego samego i do niego dołączyć po czym ruszyłam na górę by wrócić do ładu. Lustro przywitało mnie cichym wrzaskiem z mojej strony, bo wyglądałam koszmarnie. Miałam rozmazany na całej twarzy makijaż i miniaturowe gniazdo na głowie, pewnie znalazłoby się tam miejsce dla orła. Obiecałam sobie, że wyjścia z Jaredem, to będzie rzadkość, o ile nie chcę właśnie tak kończyć. Wzięłam szybki prysznic, który nadal nie oczyścił mnie tylko z wątpliwości. Miałam mętlik w głowie. Ten koleś mógł być przynajmniej prawdziwym facetem i powiedzieć mi wprost co myśli. Ale zaraz.. w prawdzie sama mogłam zrobić ten krok, ale nie chciałam odbierać tego jakże zaszczytnego przywileju Jaredowi. Nadal nie byłam za śpieszeniem się więc w swoim ślamazarnym, żółwim tempie wolałam badać jego zachowanie a w odpowiednim czasie i miejscu zaatakować. Nasuwało mi się wiele pytań odnośnie jego tajemniczego zachowania dziś rano i ogólnie. Pierwszym było oczywiście, dlaczego zaraz po spędzonym razem czasie nasuwały mu się wątpliwości i czy miało to coś ze mną. Zwykłe seks raczej nie sprawiał, żeby mężczyzna przesiadywał w samotności i myślał tak bardzo. Jeżeli to musiało być coś więcej, to zdałam sobie sprawę, że mam...
-..przejebane.. - warknęłam widząc narośl rosnącą na moim czole. Miałam nadzieję, że wyrosłam z tego świństwa, ale ukochana mamuśka pewnie dała mi w genach skłonność do wylęgiwania się tych świństw. Jak najszybciej zdezynfekowałam wacik i przyłożyłam palce chcąc usunąć defekt. Akurat w tej sekundzie zadzwonił mój telefon. Jazzowa piosenka z lat 20 wypełniła pomieszczenie a ja przyłożyłam telefon do ucha, drugą ręką nadal starałam się wyeliminować pryszcza.
-Ekhem.. czy dodzwoniłem się do.. Ramony Silver? - usłyszałam znany mi, zachrypnięty od papierosów głos. Zupełnie zapomniałam o tym, że mam ręce zajęte czymś innym i po sekundzie nieuwagi zmasakrowałam sobie czoło.
-Ja-pierdole-kurwa-jebana-mać!!! - poszła pierwsza salwa przekleństw. Telefon spadł na szczęście na miękki dywan a ja biegałam na jednej nodze po całym pomieszczeniu. W tym czasie zauważyłam jak brodaty przyjaciel włazi do łazienki. Sądziłam, że Bośniak będzie próbował mi pomóc usłyszawszy moje wrzaski, ale wydawał się być niemal tak samo nieprzytomny jak Shann na dole. Jego oczy przepełnione esencją wczorajszego balowania świeciły jak latarki. Na czole widniał mu tatuaż z podpisem Shannona: ShanOOn. Ktoś starał się by wyglądało to jak piersi, ale ekipa była zbyt nietrzeźwa. Tomo wszedł do łazienki, po czym włożył czarną głowę pod kran i przekręcił kurek. Po jego czarnych włosach zaczęła lać się woda a ten chyba zasnął pod kojącym wpływem ciepłej wody.
-Tomo? - lekko go poklepałam ale ten tylko niechętnie westchnął. Sięgnęłam wreszcie po telefon leżący przez ten cały czas na ziemi.
-Tak, tu Ramona. - westchnęłam patrząc na nieprzytomnego przyjaciela. Rozumiałam, że dwójka chłopaków chciała po świętować moją rocznicę narodzin, ale nie aż tak, by skończyć jak Tomo pod kranem umywalki.
-Tu Jordan.. wszystko okej? Słyszałem jakieś krzyki.
-Tylko Jared biegał przed chwilą nago po dachu sąsiadów, to nic takiego. - uśmiechnęłam się.
-Mam być pod tobą za godzinę? - spytał ale nawet przez telefon czułam w tym zdaniu nutę nadziei. Gdyby nie na nuta zrezygnowałaby z tego spotkania. Po pierwsze byłam zmęczona po samochodowym sprincie, po drugie może zajęłabym się dwoma nieprzytomnymi facetami.
-Daj mi 2 godziny, muszę się doprowadzić do porządku. - przewróciłam oczami.
-Wow, czyżby Jared cię tak zmęczył? - zaśmiał się.
-Pogadamy jak się spotkamy. - wycedziłam i bez pożegnania rozłączyłam nas. Gdy tylko to zrobiłam Chorwat wyciągnął swoją głowę ( która wyglądała w tym momencie jak mop do mycia podłogi), zarzucił czupryną jak koń zatapiając pół łazienki i w ubraniu wszedł pod prysznic. Woda znów poszła w ruch a czarna postać stała pod jej strumieniem jak ostatni przegrany. Głową oparł się o kafelki, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie tylko ja miałam ciężką noc. Nie chciałam tracić uwagi więc doprowadziłam się do porządku, ubrałam zielony płaszcz, czarne rurki oraz glany. Zastanawiałam się dłuższą chwilę czy nie zdjąć bransoletki od Jareda ale stwierdziłam, że to może być dowodem przyjaźni.
-Kogo ty oszukujesz?! - wrzeszczała moja dobra strona - wczoraj sama potwierdziłaś swoje domysły. Zabujałaś się.
-Chyba w jego członku. - zakpiło moje drugie "ja" - obie dobrze wiemy, że to czysty seks.
-Wynocha z mojej głowy! - wrzasnęłam. Zza kurtyny czarnych włosów wypełzł Tomi i uśmiechnął się do mnie serdecznie.
-Właśnie.. dajcie jej święty.. spokój..
Opuściłam łazienkę omijając jeszcze parę ludzi leżących jak śnięte ryby na ziemi po czym na chwilę zajrzałam na taras. Przez krystalicznie przezroczystą wodę widziałam ciało Jareda, który oparty o ściankę basenu wpatrywał się między swoje nogi. Szukał tam olśnienia? Może rzeczywiście dałam mu wczoraj kompleksów!
-Jak tam, delikatny kwiatuszku? - zakpiłam stając nad nim. Jared podniósł głowę i spojrzał na mnie z dołu. Nogi miałam tuż obok jego głowy i przy okazji zasłaniałam mu słońce.
-Idź. Przerwałaś mi w medytacji.
-Zmuś mnie. - syknęłam. Wtedy Jared złapał mnie za łydki swoimi mokrymi rękami wyciągniętymi z basenu.
-Puszczaj! - wrzasnęłam próbując się wyswobodzić.
-Oprócz zakazu picia mojego mleka sojowego zakazuje ci też przerywania mi medytacji.
-Starałeś się siłą woli zwiększyć sobie fiuta, puszczaj!- niechcący wierzgając nogami uderzyłam go w twarz. Puścił mnie ale zamarłam widząc jak z nosa spływa mu krew.
-Boże, przepraszam! - zakryłam usta rękami. Jared wstał i napuszony jak kocur wszedł do mieszkania. Dogoniłam go w kuchni, gdzie sięgał po apteczkę.
-Przepraszam, wiesz, że to niechcący! - jęczałam. Jared spojrzał na mnie morderczo i przyłożył sobie lód do pokrwawionego nosa. Syknął a ja złapałam za lód i sama go przyłożyłam.
-Przepraszam. - powtórzyłam a Jared oparł się o ścianę.
-Gdybyś nie była dziewczyną to dawno bym ci oddał. - wycedził.
-Ale to był przypadek. - zachichotałam.
-Jak ja cię nie cierpię. - warknął. Mój telefon długo wibrował oznajmując mi, że Jordan na mnie czeka, jednak ja nie mogłam zostawić trzech poszkodowanych samych w domu.
-Już. - Jared złapał najpierw za moją rękę a potem wyciągnął z niej torebkę lodu i obejrzał się w lusterku.
-Żeby tylko nie był przekręcony nos bo naprawdę ci oddam.- zaśmiał się.
-Pewnie, tylko jak wrócę. - mruknęłam na odchodnym - Tomo śpi pod prysznicem, Shannon przy drzwiach. Zaopiekuj się nimi.
-Wiesz, że cię nienawidzę, Silver!? - krzyczał za mną a ja wybuchnęłam złowieszczym śmiechem. 


Jordan przywitał mnie zabójczym uśmiechem na co odpowiedziałam mu lekkim rumieńcem.
-Uczesałeś włosy? Dzisiaj święto narodowe? - parsknęłam.W pewnym momencie Jordan złapał mnie za rękę, zamienił szybko miejscami i przyparł do samochodu. Sam ten ten ruch wywarł na mnie wrażanie a gdy tylko mnie pocałował poczułam jak drżą mi nogi. Mimo wszystko nie czułam się dobrze wiedząc, że Jared jest w okolicy. Czułam się dwuznacznie smakując co chwila nowych męskich ust. Stanowczo go odepchnęłam, jednak nie na tyle, by czuł się urażony.
-Przepraszam. - zaczerwienił się jak dziecko - co mi strzeliło do głowy!
-Nie szkodzi. - jęknęłam patrząc nerwowo na wejście. Nie zdziwiłabym się gdyby właśnie biegł w naszą stronę rozjuszony byk, nawet z uszkodzonym nosem. Na szczęście nic nie zapowiadało tragedii.
-Wsiadaj. - otworzył mi drzwiczki a ja najchętniej wlazłam do wozu. Jak zwykle śmierdziało tu fajkami, zresztą sam Jordan nimi cuchnął. Był to jednak zapach pomieszany z perfumami i męskim potem, więc wszystko łączyło się w mój prywatny afrodyzjak.
-Mów kto umarł, że tak się cieszysz, psycholu. - spytałam przekładając co chwila nogę na nogę.
-Namalowałem obraz! - zaczął machać rękami - to ten sam co twój! Malowałem go z pamięci ale wyszedł jeszcze lepiej. No i patrz co mam!
Z kieszeni spodni wyciągnął plik pogniecionych banknotów i zaczął machać mi nimi przed nosem. Ucieszyłam się widząc, że wreszcie będzie miał co jeść, ale zaraz potem zaatakowały mnie czarne myśli.
-Chyba nie wydasz całej tej fortuny na głupie kino czy durną kolacje! Musisz coś jeść, głodomorze..
-Miałem raczej na myśli plażę i gałkę dobrych, lodowatych jak sopel lodu lodów. - posłał mi wesoły uśmiech. Nie mogłam mu się oprzeć. Po tak zmarkotniałym poranku z Jaredem, który miał humory jak baba podczas okresu, taka odskocznia bardzo mi się podobała. Stanęliśmy jego wozem tuż obok plaży. Jordan starannie wyliczył kwotę, pewnie chciał mi udowodnić, że jednak Jared się mylił mówiąc o beztalenciach matematycznych na jego wydziale i podał odpowiednią kwotę facetowi za barem.
-Nie noś się tak z tą fortuną bo ci jeszcze zwiną i będzie koniec. - skinęłam głową na tutejszą zgraję bandytów. Los Angeles pełne było takich grupek rabusiów, w końcu nie bez powodu mieszkałam w jednym z najbardziej niebezpiecznych miast na Ziemi.
-No to mów. - spojrzałam na niego a nasze stopy prowadziły nas wzdłuż plaży - kogo zrzuciłeś ze skarpy, komu zatopiłeś głowę w kiblu, że tak się cieszysz?
-Mówiłem, że narysowałem obraz - oznajmił - kupiec się znalazł a ja wreszcie mam dla kogo pracować. I zadzwoniłem do ciebie, bo.. bo.. no.. stałaś się taką jakby moją.. weną i no.. wiesz...
-Wykrztuś to z siebie.
-Ten pocałunek był w podzięce za bycie moją guru. - powiedział szybko, starając się bym czasami nie usłyszała. Wiedziałam, że koleś jest wariatem, ale że aż ma niestykające ze sobą kopuły?
-Jesteś współczesnym Szekspirem że tak zawzięcie szukasz weny? - jęknęłam.
-Boisz się, mnie co? - zaśmiał się złowieszczo - jestem szalony, wiem.
-Haha.. Chłopcze, ty chyba nie wiesz co to szaleństwo. - zakpiłam.
-Udowodnij. - skrzyżował ręce na piersi a ja jak automat rozejrzałam się wokoło szukając mojej ofiary. Mój instynkt drapieżnika podpowiedział mi bandę kieszonkowców stojącą nieopodal.
-Patrz i ucz się.
Podeszłam zgrabnym krokiem do mężczyzn i jak mała dziewczynka zaczęłam się do nich pieścić.
-Cześć, chłopaki. - powiedziałam uśmiechając się jak idiotka.
-Siema, maleńka.. - uśmiechnęli się patrząc na poziom moich piersi. Już na pierwszy rzut oka wyglądali jakby urodzili się pod czarną gwiazdą. Tacy ludzie spod marginesu społeczeństwa byli nieodłączną częścią społeczeństwa Los Angeles i musieliśmy się do tego przyzwyczaić. Większość z tych kolosów była naprawdę umięśniona i łysa na głowie. Na karku jeden miał wytatuowane jakieś symbole. Tylko jeden, blondyn z włosami do pasa, wyszczerzył zęby i potarł ręce patrząc na mnie jak na zwierzynę.
-Wie pan, że papierosy poskurczają penisa? - przegryzłam wargę wykorzystując fakt, że blondyn palił papierosa. Ryzykowałam własne życie dla głupiego Jordana, bo kolos naprężył mięśnie i pochylił się nade mną.
-A wiesz, że rude włosy są wyznacznikiem fałszywości i dziwkarstwa? - wyszczerzył żółte zęby a paczka jego kolegów zawtórowała mu śmiechem. Wyglądali jak jego podwładni.
-Możliwe, ale jestem pewna, że ogoleni faceci mają na pewno mniejsze jaja. Albo w ogóle ich nie mają. - wysunęłam kawałek języka a faceci zaczęli się gotować. Odliczałam sekundy do ich eksplozji.
-Goń się, maleńka. - blondyn wycedził cicho, chociaż nie dotyczyło go jego. Widać poczuł się jak ochroniarz swoich tępych przyjaciół, którzy potrafili śmiać się z jego żartów.
-Podobno faceci z muskułami mają mózgi jak włoskie orzeszki.
Mężczyzna nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Gdyby nie mała stacyjka z hotdogami, która właśnie obok nas przejeżdżała, pewnie bym zginęła. Wykorzystaliśmy razem z Jordanem szansę i natychmiast rzuciliśmy się w bieg chcąc uciec przed śmiercią w katuszach i słuchaniem ich żartów. Gdy upewniliśmy się, że nikt nas nie goni, Jordan wepchnął mnie w ciemniejszą uliczkę i potrząsnął wbijając palce w ramiona.
-Jesteś pojebana! Tamten stwór mógł nas obu ukrzyżować za te słowa! - wykrzyczał.
-Miałam ci udowodnić. - wzruszyłam ramionami nadal się śmiejąc.
-Ale gdyby nas dogonili..
-Nie dramatyzuj. - odepchnęłam go.
-Miałem na myśli, że gdyby cię znalazł nie przyznał bym się, że cię znam i namalowałbym scenkę gdy ten kolos cię dusi! - przegryzł wargi śmiejąc się do łez.
-Powiedziałabym im wtedy, że twój samochód porysował jego własny. Wtedy i ty i twoje autko by ucierpiało. - parsknęłam.
-Zbierajmy się. - przewrócił oczami ale wiedziałam, że za swe auto oddałby co najmniej życie. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, chociaż była dopiero 15. Był to jeden z powodów, przez które nie lubiłam nadchodzącego okresu zimowego.
-Nie obraź się, że nie posprzątałem. - Jordan wskazał mi przy samych drzwiach wejściowych artystyczny burdel, bo inaczej tego nazwać się nie da. Kopnął puste kartony, w których wcześniej walały się stery jego pomysłów i koncepcji. Wszędzie walały się te same rzeczy co ostatnio, jedynie kartki pełne szkiców i pomysłów zostały ułożone w wysokie, papierowe wieże. Jordan potarł ręce wyciągając sztalugę i wbił we mnie swój wzrok.
-Mam pomysł.. - zaczął nieśmiało i cicho - oczywiście z tobą.
-Nago? - spytałam wprost. Jordan nie pohamował uśmieszku, który tak dobrze znałam po czym odwrócił się skrępowany.
-Dzidziuś się speszył?! - wrzasnęłam wołając go. Wyszedł zza ściany mierzwiąc sobie włosy, jednak nadal na mnie nie spojrzał.
-Przejrzymy razem te szkice, jeżeli coś wpadnie ci do głowy, to pewnie.. - jęknął.
-Wybiorę najbardziej erotyczną pozę a jak takiej nie będzie to sama wymyślę. - syknęłam sarkastycznie.
-Muszę ulegać swojej wenie, no cóż.. taki minus!
-Ah, zamknij się już. - westchnęłam i zaczęłam przeglądać jego pomysły. Nie rysował tylko kobiet, chociaż to była znacząca większość. Lubił rysować konie i chmury, czasami i próbował z drzewami i roślinnością. Nieodwołalnie miał talent.
-To. - powiedziałam po paru minutach. Jordan oderwał się od swojej kupy kartek i spojrzał na tą jedyną kartkę. Był to prawie nie zaczęty szkic kobiety, rysowanej do pasa. Oczywiście była naga, ale zaintrygowała mnie ta prostota.
-Portret. - skwitował.
-Kobiety.- dodałam.
-Nago.
-Do pasa. - syknęłam.
-Nago.
-Do pasa!
-Nago! - tupnął nogą jak mała dziewczynka.
-Kto tu jest boginią i weną i bogiem i w ogóle epicentrum twojego świata!? - wstałam z kanapy i zmierzyłam się z nim wzrokiem.
-Co? - skrzywił twarz.
-Słuchaj mnie lepiej, albo sobie pójdę. Postaraj się to pomyślimy o nagości.
Przegrany podszedł do sztalugi i zaczął przygotowywać odpowiednie kolory, ja zaś pierwszy raz poczułam skrępowanie. Nie byłam typem ekstrawertyczki by bez żadnych pohamowań rozbierać się przed każdym, ale też żadną świętoszką by zakrywać każdy fragment ciała. Zadecydowałam, że Jordan na codzień musi malować kobiety więc po prostu zdjęłam płaszcz, potem podkoszulek a następnie stanik. Mimo wszystko zakryłam piersi.
-Rzeczywiście je zwiększyłem.. - Jordan zaczął beblać nie odrywając wzroku od mego dekoltu. Jego ręka wykonywała całkiem przypadkowe ruchy przy wyborze pasteli i zachowywał się jak w transie.
-Dzięki. - burknęłam-  każdy mi to musi wypominać!
-To znaczy.. jest.. jest słodki. Śliczny. - bełkotał.
-Jordan.. - zaczerwieniłam się jak on sam przed chwilką - błagam.. Maluj..
Żeby rozładować emocje zaczął gwizdać jakiś popowy kawałek, niestety nie znałam jego nazwy. Wydawał się zaszczycony moją obecnością a gdy przyłapywałam go na wpatrywaniu się w moje oczy na chwilę traciłam kontakt z rzeczywistością.
-Okej. Rączki w górę. - jęknął. Delikatnie osunęłam dłonie z klatki piersiowej i ufnie wbiłam w niego wzrok. Nastała niezręczna cisza, którą przerwało jego odchrząknięcie.
-Okej.. opanuj się, wszystko będzie dobrze, ty starty sparciały głąbie!
-Mówisz do siebie? - zauważyłam puszczając na wolność swoje włosy - nie krępuj się.
-Tylko sobie podśpiewuje..
-Wiesz. - przerwałam mu - powinieneś być przyzwyczajony do tego, że raz na jakiś czas namalujesz jakąś kobietę, co nie?
-Twoja teoria się zgadza, tylko jest jeden haczyk. Ja z nimi nie rozmawiam, po prostu maluję. A gdy na drugi raz spotykam ją i rozmawiamy, to czuje się pewien wstyd, co nie?
-Wejdziesz w wprawę. - zachichotałam.
-Daruj sobie. To największy kit jaki kiedykolwiek słyszałem. Mówią nam, że po dłuższym czasie nawet najpiękniejsza dziewczyna nam się znudzi. Ale ja nadal czuję te dziwne emocje, które targają mym ciałem.
-Chyba wiem nawet którym fragmentem twojego ciała. - palnęłam po czym chichocząc wbiłam wzrok we własne stopy. Nastała dłuższa cisza, którą przerywał tylko dźwięk pasteli jeżdżących po kartce.
-Gdybym był złośliwy powiedziałbym ci, że tobą nie targa, ale emocje kumulują się w jednym miejscu, ale nie powiem tego. - syknął.
-Jesteśmy ludźmi, panie filozofie. To ludzkie. - zacytowałam jego własne słowa - podniecenie jest ludzkie.
-Milcz! - syknął - próbuję się skupić a ty mi tu gadasz o jakimś.. jakimś...
-O seksie? Mhm, może chcesz się podzielić swoimi podbojami? - zaśmiałam się głośno.
-To długa historia. - parsknął śmiechem - nie dożyłabyś końca.
-Nie wątpię.
Gdy obraz był gotowy Jordan przez chwilę gapił się na swoje dzieło, raz na mnie, raz na swoje dzieło i znów na mnie. Końcowy efekt zobaczyłam po godzinie.
-Co sądzisz? - odsunął się by pokazać mi obraz. Jak zwykle wyszło mu przepięknie. Narysował mój porter, za którego mógł zdobyć wielką sumę forsy.
-Gratuluję. Zgadza się ze z autentykiem. - pokazałam mu naszkicowany biust.
-To mój największy sukces od czasów malowania kwiatków w dzbanku. - spojrzał na mnie dumnie.
-Za taką Ramone kupisz sobie apartament w centrum- wyszczerzyłam się -może nowe ciuchy?
-Nie, wydam wszystko na gałkowane lody z tobą.
-Nie, bo jeszcze spotkamy tam tych barbarzyńców. Co byś powiedział, jakbyśmy pojechali do mnie? - zaproponowałam.
-Ledwo co nie zginęliśmy uciekając przed hordą wściekłych mięśniaków a teraz twój zazdrosny chłopak? Na dziś mam dosyć chodzenia na krawędzi życia i śmierci, dzięki.
-Oj, przestań z tymi swoimi metaforami. - pociągnęłam go za rękaw i razem z "drugą Ramoną" opuściliśmy jego mieszkanie. Dopiero w samochodzie na dole doszło do mnie co powiedział.
-Powiedziałeś.. "chłopak"? - jęknęłam gdy odpalał silnik wozu.
-No, a co? Przecież widziałem go raz w centrum.. szedł udekorowany hordą paparazzi i szczerzył do nich ząbki.
-Jared nie jest moim chłopkiem. - przewróciłam wzrokiem - nic mu do tego z kim się spotykam!
-Jasne - nagle złapał mnie za podbródek i skierował na siebie - nawet widzę jak ci się oczy świecą jak o nim mówisz.
-Brałeś jakieś halucynogeny! - zaśmiałam się cicho.
-Mówię co widzę. - wzruszył ramionami.
-"Oczy ci się świecą".. pff.. żałosne..
-Zobaczymy ile minut będziesz się broniła - postukał w zegarek samochodu - już całe 15 sekund! Idziesz na rekord!
Nie lubiłam się przyznawać do swoich słabości wiec tylko posłałam mu mordercze spojrzenie. Po paru minutach byliśmy pod naszym domem, gdzie niemal siłą wyciągnęłam młodego z auta.
-Jak ruszy na ciebie rozwścieczony byk, to cię obronię. Nie ma bata! - zachichotałam ciągnąc go za rękę.
-Haha.. - syknął sparaliżowany do granic możliwości. Bał się starcia z Jaredem? Śmieszne. Chciałam tylko pokazać mu gdzie mieszkam a Jared nie miał nic do tego.
-No co? - spojrzałam na niego omijając bramę wejściową.
-Już to widzę. On jest w tej grze kulą do kręgli a my pachołkami. Obojga nas zmiecie z powierzchni ziemi!
-Co za porównanie.. artystyczne! - śmiałam się.
-Śmiej się, śmiej.. - nadąsał się - to ja zginę, ty się ciesz.
-Będzie dobrze. - mruknęłam i kluczykami otwarłam drzwi do mieszkania. Jordan zaparł się nogą o drzwi, jednak ja popychałam go do środka jak jakaś maszyna. Nie dał mi rady i ześlizgnął się. Spadł na parkiet a w tej samej sekundzie Shannon potknął się o niego. Tacka ze złotym trunkiem w szklankach spadła na ziemię z hukiem i rozbiła się na setki małych kawałeczków.
-Shannon? - jęknęłam.
-Ramona? Jordan? - Shannon zebrał się z ziemi i spojrzał na nas.
-Jordan? - zaśmiałam się patrząc na Jordana.
-Ramona! - 24 latek skrzywił twarz.
-I ja! - zza kanapy wylazła całkiem trzeźwa głowa Tomo.
-Wszystko fajnie, ale wyłeś mi whisky.. -Shannon pacnął się w czoło widząc jak rzeka drogiego płynu spływa niczym rzeka.
-Gdzie Jared? - zupełnie zignorowałam jego pytanie.
-Na górze. - westchnął i przykucnął przy kałuży płynu. Tomo zajął się swoją gitarą a ja pomogłam wstać Jordanowi.
-Zaczekaj tu. Shannon może kłamać. Jeżeli Jareda nie ma na górze, to cię zawołam. Jeżeli jest..
-Już nie żyję. - Jordan z przerażeniem spojrzał na osobnika schodzącego po schodach. Jared w swoich ulubionych dresowych spodenkach wydawał się jak bokser wchodzący na ring. Najpierw posłał mi, a potem Jordanowi mordercze spojrzenie. Nos miał prosty ale nie zdziwiłabym się gdyby prostował go przed lustrem młotkiem wykrzykując "muszę być piękny!".
-Co on tu robi? Shannon, czemu liżesz podłogę!? - Jared zwrócił się do brata.
-Nie może się zmarnować.. - spod jego ust dochodziły specyficzne dźwięki. Nie chciał zmarnować ani kropelki.
-Oh, ten kadecik jest tu z tobą? - Jared podszedł do nas i stanął blisko mnie. Zasłoniłam własnym ciałem i Jordana, i portret przedstawiający mnie topless. Jeżeli Jared zobaczy mnie na jego obrazie będzie tragedia.
-On potrafi liczyć i jest moim przyjacielem! - syknęłam.
-Haha.. - wycedził złośliwe. Wiedziałam, że gdy dostał wroga na tacy nie straci okazji, by się go pozbyć.
-Jordan, tak? - Jared zwrócił się do mego przyjaciela po czym zaczął mu się przyglądać jakby był bydłem na sprzedaż. Wiedziałam, że chciał go przy Tomo i Shannonie, ale zwłaszcza przy mnie, zbłaźnić.
-Nie mylisz się. - mój przyjaciel spojrzał na niego z większą pewnością siebie.
-I co? Przyjaźnisz się z moją dziewczyną? - Jared skrzyżował ręce na piersi a ja zakrztusiłam się śliną.
-Nie. Jestem.. Twoją..
-Nie mówiła mi, że ma chłopaka. - Jordan starał się schować obraz za plecami - zresztą to i tak nie twój biznes z kim się spotyka.
Pomimo tego, że Jordan starał się podskoczyć rywalowi, to Jared epatował tu siłą, dojrzałością a przede wszystkim męskością. Gdy wreszcie miałam ich obu przed sobą mogłam ich bez problemu porównać. Jordan był z lekka niższy, ale nadal wysoki. Ich postury różniły się diametralnie ale na twarzach widniał ten sam, wojenny grymas.
-Kochanie, jakaś ty nieśmiała. - Jared posłał mi serdeczny uśmieszek.
-O czym ty pie..
-Prawda jest jednak taka, że radzę ci się do niej nie przystawiać.. - starszy posłał młodszemu groźne spojrzenie na co Jordan parsknął śmiechem.
-Tylko na tyle cię stać, pięknisiu? - odwarknął się Jordan.
W tym momencie chciałam zacząć klaskać. Oboje mieli mi coś do zaoferowania. Jared wspomnianą wcześniej siłę i męskość, z kolei Jordan tą swą świeżość i młodzieńczość.
-Coś ci się poprzewracało pod tymi tłustymi włoskami. - Jared niemal stykał się z nim czołem - ona jest moja..
-Hola, hola! - wrzasnęłam stając między nimi - coś wam się pomieszało w łepetynach! Nie należę do nikogo! Kim ja niby jestem!? Jakimś produktem na sprzedaż, pierdolonym orangutanem, którego wynosi się na smyczy?!
-Masz obrożę. - Jared bezczelnie wskazał mi lśniącą bransoletkę. Poczułam ukłucie w sercu, które potem zalała fala gigantycznej złości.
-Ach tak!? - natychmiast zdjęłam ją i rzuciłam ją do jego stóp - pieprz się!
-Widzisz to? - Jordan podjął głos w najmniej odpowiednim momencie. Wyciągnął zza pleców obraz przedstawiający mój portret a Jared na sam jego widok się zagotował.
-Znowu świecisz golizną? Nie no! Brawo, Silver! Na nic innego cię nie stać! - Jared spojrzał na mnie swoim pełnym zazdrości wzrokiem.
-Może trochę uszanowania dla sztuki, ty niewrażliwy śmieciu! - Jordan pchnął Jareda a między nimi natychmiast stanął Shannon. Gdy ci wykrzykiwali między sobą okropne rzeczy ja nie mogłam opanować bólu w klatce piersiowej. Wkurzył mnie, ale jeszcze bardziej mnie zabolało gdy wspomniał o moim portrecie. Miałam ochotę spoliczkować go tak mocno, że wbiłoby go w ścianę.
-Ty chyba nie wiesz kim jestem, chłopczyku! - Jared znów oceniał Jordana po wieku, dokładnie jak ja Alex. Już dawno temu zauważyłam, że odstawiał tą samą scenkę co ja z młodą dziewczyną.
-Ram. - Jordan sięgnął po leżącą na ziemi bransoletkę i podał mi ją - adieu..
-Obyś nie postawił tu swojej brudnej stopy, Jordanie! - Jared próbował go jeszcze dobić. W tym momencie zawrzała we mnie taka nieopisana złość, że chciałam zrujnować całą tą chałupę a Jareda wsadzić do trumny i pogrzebać żywcem. Pozostawało mi tylko podbiec do Jordana i patrząc Jaredowi w oczy.. pocałowałam Jordana w usta. Moje dłonie położyłam mu na barkach by pocałunek wyglądał na pełniejszego pasji. Wciąż gapiłam się Jaredowi w oczy, który miał gorączkę powodującą furie. Gdy tylko odsunęłam się od Jordana blondyn poszedł na górę tupiąc nogami jak stara baba.
-Gorzka pigułka to jest to...  - westchnął Jordan.
-To nie było udawane. - zachichotałam - tak w połowie.
-Zadzwonię.. - powiedział rozmarzonym wzrokiem i zataczając się jak pijany opuścił dom. Teraz zostawało mi zmierzyć się z blondynem, który pewnie wymyślał teraz świetny plan zemsty. Najpierw zapukałam do naszych wspólnych drzwi i nie słysząc pozwolenia weszłam do środka sypialni. Przedstawienie, akt 2, czas zacząć. 
 
Na powitanie czekał na mnie kapeć Jareda, który zderzył się prosto z moją twarz. Oburzona do granic możliwości sięgnęłam po broń i oddałam Jaredowi leżącemu na łóżku. Sfrustrowany zdjął drugiego bambocha i wysuwając skrawek języka wycelował we mnie. Chybił, za to ja oddałam mu podwójnie. Mój przeciwnik warcząc ze złości sięgnął po poduszkę spod głowy i mocno rzucił ją we mnie. Jego oczy śledziły z zainteresowaniem moje poczynania.
-Taki z ciebie gentleman? Taki z ciebie kiczowaty człowiek?! - warczałam podchodząc do niego i wymierzając w niego palcem. Kucnęłam sięgając po dwa kapcie wcześniej odbite od jego głowy i na raz trafiłam nimi oba w jego krocze. Położyłam ręce na biodrach i czekałam na jakikolwiek ruch.
-Debil. - syknęłam a Jared wstał z miejsca.
-Egoistka. - zacisnął pięści mierząc się ze mną.
-Świnia.
-Wariatka.
-Zboczeniec!
-Orangutan na smyczy! - zaśmiał się a ja stałam całkiem poważnie.
-Narcyz!
-Pasożyt!
-Laluś!
-Baba!
-Drań!
-Rudy babsztyl! - uśmiechnął się szerzej a na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
-Ty fujaro!
Tym razem Jared spoważniał urażony moim szkolnym wyzwiskiem.
-Ty.. szajbusko! - syknął a ja również spoważniałam. Wściekła ruszyłam na niego i zanim zdążyłam kopnąć go w najczulsze miejsce Jared złapał mnie za nadgarstki i wbił ścianę gorąco całując. Moje protesty trwały minutę aż wreszcie poddałam się jego świetnym pieszczotom. W tym czasie coś w moim wnętrzu toczyło ze sobą walkę. Moja cholernie głupia polówka, ta uczuciowa, biła się z tą przeciwnie mądrzejszą, czyli tą, która nadal uważała Jareda za obiekt moich seksualnych fantazji. Była jeszcze trzecia, która wołała o pomoc. Powoli zaczynało mnie mdlić słysząc imiona tych dwóch facetów i relacje, które  mnie z nimi łączyły. Z jednym z nich czułam się jak szesnastolatka zakochana w ćpunie. Z drugim czułam się jak stara, albo raczej pełna dojrzałości kobieta, która wreszcie czuje to najgłupsze, denne uczucie na ziemi, jakim jest miłość. Miałam dosyć natłoku tych emocji, które biły do mnie drzwiami o oknami a ja nie mogłam się od nich odgonić. Po roku całkowitej jałowości pod tym względem nagle wszystko skumulowało się a ja miałam wybrać odpowiedniego faceta. Wkraczając do świata tych mężczyzn wszystko poprzewracało się do góry nogami. Szkoda tylko, że bez mojego pozwolenia. Skumulowane emocje zaczęły wypływać mi z oczu pod postacią łez.
-Co ci jest? - Jared ujął moją twarz widząc, że płaczę. Już dawno byłam w samej bieliźnie i leżałam obok niego jednak moje myśli były zupełnie gdzie indziej.
-Hej, nie płacz.. - starał się na bieżąco zmywać łzy z moich policzków. Milczałam, jedynie łzy skapywały mi po twarzy.
-Ramonko... - przytulił mnie nagle i posadził sobie na nogach. Doskonale mnie rozumiał. Wtuliłam się w niego i żałośnie zachlipałam.
-Opowiedz wujkowi. - zachichotał.
-Spadaj.. - pociągnęłam nosem.
-Ramoneczko.. Ramciu.. Ramonko... - mówił przesłodzonym tonem.
-Przestań! - zaśmiałam się.
-No, i jak łatwo cię zabawić. - uśmiechnął się ze mną - skąd te łzy? Dotykałem cię aż tak dobrze?
-Chciałbyś. - zagryzłam wargi.
-Kochanie, powiedz co ci jest? Zrobił ci coś?! - oburzył się.
-Nie, no co ty?- jęknęłam patrząc z bliskiej odległości w jego oczy - ja.. ja po prostu.. ja po prostu..
Nie wytrzymałam tylko znów się rozryczałam. Oparł policzek o czubek mojej głowy i zaczął mną kołysać chcąc, bym się uspokoiła.
-Przepraszam, jeżeli to przeze mnie.. nie chciałem cię zranić.
-Rok temu zginął mi chomik.- szepnęłam cicho. Mój paznokieć zaczął drążyć dziurę w jego piersi.
-Jesteś taka wrażliwa. - zachichotał a ja podskoczyłam na nim.
-Pieprzysz. - syknęłam. Wtedy Jay złapał mnie za podbródek i delikatnie nakierował na siebie mą twarz. Zaczął sunąć wzrokiem po mojej twarzy i wchłaniać jej wygląd jakby widział mnie pierwszy raz.
-Masz tu pieprzyka. - wskazał palcem - I tu. I tu. To takie cholernie seksowne..
-Studiujesz anatomię? - spytałam.
-To bardzo nieznany kierunek. Wykłada go tylko jeden profesor. Uczy nas o "Ramonie". - posłał mi oczko.
-Oboje mi przeszkadzacie. - westchnęłam nie zwracając na niego uwagi - chcę sobie wreszcie ułożyć życie bo mam te pierdolone 27 lat a wy mi przeszkadzacie. - zapłakałam.
-Jak to przeszkadzamy? - skrzywił twarz w grymasie zdziwienia.
-Tak to! - uderzyłam go w pierś.
-Nie płacz. - szepnął.
-Nie karz mi przestawać.- odetchnęłam ciężko - potrzebowałam tego. Ciebie potrzebuję.
-Nie idę przecież nigdzie.
-Nie idź. - uczepiłam się go mocno.
-Nie idę. Tylko się o ciebie martwię, Ramciu..
-To przestań.
-Wiesz, długo nad tym myślałem, ale.. - odwrócił na chwilę wzrok jakby usiłował rozwiązać zadanie matematyczne- nie pytałem Tomo i Shanna, ale nie będą mieli nic przeciwko.. jedź z nami w trasę. Japonia i Chiny, 3 i pół tygodnia.
-Gdzie? - jęknęłam ze szklącymi się oczami.
-Chiny i Japonia. To wbrew pozorom zupełnie inne kraje.
-Przecież wiem.. - zmarszczyłam czoło - ale.. sama nie wiem..
-Zgódź się. - naciskał - Może zapomnimy o wszystkim. Mogłoby być jak w niebie..
-Nie cytuj, to na mnie nie działa. - parsknęłam śmiechem.
-Szkoda. - zachichotał - więc co? Jedziesz?
Bardzo chciałam z nim pojechać, zwiedzić te piękne kraje, ale gdy miałam się już zgodzić pojawił się jeden problem.
-Ale nie chcę zostawiać Jordana na cały miesiąc. Potrzebuje mnie w swojej pracy..
-Ah tak.. - zdębiał po czym rozluźnił uścisk między mną a sobą - myślałem.. a zresztą..
-Nie bądź zły, ja po prostu..
-Jasne, wiem. - zepchnął mnie z kolan i wstał. Otrzepał się jakby trzymał na kolanach jakiegoś robaka - ty wolisz jego.
-Nie wolę nikogo! - syknęłam - ale jestem potrzebna mu bardziej niż tobie! Wracaj natychmiast do mnie..
-Miałem nadzieję, że pojedziesz! Ale skoro wolisz jego, to nie ma sprawy! Niech zawiezie cię do tej swojej speluny a ty odsłonisz mu cycki i załatwione! - rozłożył ramiona jakby to było oczywiste. Nastała cisza, która wbijała mi się w serce. Po chwili Jared ocknął się ze swojej złości i wyszeptał:
-Ram, nie powinienem..
-Pierdol się. - pisnęłam i wybiegłam z pokoju zostawiając go samego. Wylądowałam przy basenie gdzie skulona przepłakałam całą noc. Nie dość, że tego gnoja kochałam, to jeszcze mnie obrażał. Wszystko zaczynało robić się coraz trudniejsze i wiedziałam, że jeżeli nie skończę tego chorego trójkąta teraz, to wszyscy zatoniemy. Basen jak zwykle pomagał mi w przemyśleniach. Pomyślałam, że mam już te swoje 27 lat na karku. Teoretycznie za 3 lata nikt już nie przyjmie mnie do pracy a ja zaliczać się będę do grupy "przed emerytalnej". Patrząc na to z punktu widzenia prawnego, byłam w czarnej dupie. Jednak patrząc na to z mojej perspektywy wszystko wydawało się w kolorystyce włosów Tomo. Nic nie zapowiadało, że uda mi się wydostać z tej siatki emocjonalnej w najbliższym czasie. Może nie pragnęłam nigdy o codziennym zmienianiu pieluchy i przyglądaniu się między nogi tego małego człowieczka. I pomyśleć, że w przyszłości ten penis będzie penetrował ciała innych młodych dzieci. Aż mnie mdliło na ten temat! Nie chciałam też zostać samotna do końca życia. Na horyzoncie stała dwójka facetów i miałam podjąć męską decyzję. Iść do Jareda i przyznać się, że się zakochałam? Czy może zadzwonić do Jordana i powiedzieć to prosto w twarz? Kolejna eksplozja w mojej głowie. "Zakochałam"?! Skąd mam pewność, że to nie seks? Nie, na pewno nie. Jak wytłumaczyć to jak wspaniale czułam się jeszcze parę minut temu w jego ramionach. Jakby mógł ochronić swoim ciałem wszystkie smutki tego świata... Poza tym miałam jeden, wielki dowód. Patrzyłam mu w oczy, nie na boskie ciało, którego pozazdrościłby mu grecki bóg. Basen i jego zbawienna moc dała mi odpowiedź. Każdego kocham inaczej. Musiałam jednak popełniać szybką i dobrą decyzje, bo wokół tych dwóch facetów kręciły się setki kobiet i nie miałam sporo czasu. Ale co z trasą? Nie zostawię Jordana, a z Jaredem mogę komunikować się na skypie! Poza tym.. kto powiedział, że mała miesięczna przerwa jest szkodliwa? Mała przerwa zrobi każdemu dobrze. Basen dał mi dużo do rozumu, jednak moje plany, które zamierzałam wdrożyć w życie, przysłowiowo, poszły się jebać. Jared strzelił fochem aż do Meksyku i z trudem odróżniałam go od kobiety podczas krwawienia. Jego nadąsanie przekraczało wszelkie normy! Jego podniesiona wysoko głowa jednocześnie mnie bawiła, ale i bolała. Pokazał jakim jest typem narcyza i co znaczą dla niego moje emocje. Jako pierwsza odmówiłam mu wspólnie spędzonego czasu, tym samym wbiłam mu nóż w samo serce. Żałosne. Cieszyłam się, że podjęłam taką a nie inną decyzję, byleby pokazać mu, że nie jest pępkiem świata. Tymczasem Jordan swoją subtelnością, niewinnością i uśmiechem podbijał moje serce. Jego szczery uśmiech, wrodzona dowcipność sprawiały, że zbliżałam się do niego. I nawet nie wpatrywałam mu się jak idiotka  w oczy, nie mówiłam aluzyjnych słówek. Byliśmy jak przyjaciele, którzy czasami łamali parę zasad dla pocałunku czy niewinnego dotyku. Podobało mi się to ślimacze tempo, w którym zdobywał moje serce, zupełnie nieświadomie. 
[_ Piosenka 4_]
Tydzień minął zaskakująco szybko, nawet nie wiem kiedy nadszedł dzień wyjazdu. Dwójka facetów z zespołu czekała już tylko na Shannona. Przez ostatni tydzień ciężko harował przy perkusji i by wrócić do formy wkładał swoje "czarodziejskie gatki" Akurat dzisiaj je zgubił.
-Spóźnimy się! - ryknął Jared.
-Samolot chyba nie odleci bez zespołu.. - Tomo jak zwykle podciął Jaredowi ego. Wiedziałam dobrze, że Jared śpieszy się by opuścić dom, nie zdążyć na lotnisko. Ten tydzień był naszym najbardziej jałowym, oschłym i zimnym okresem. Nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Nie zamierzałam robić do niego pierwszego kroku, bo to jemu coś odbiło. Czekałam aż jego męska duma się spłoszy a zostanie ten dobrze mi znany, nie zakładający maski ciepły facet.
-Ale to moje ulubione majtki! Bez nich nie zagram! - żalił się Shannon.
-Miesiąc w tym samych? Rekord, braciszku! - Tomo zaczął klaskać - może zdobędziemy kolejny rekord Guinnessa? Najbardziej posrane majtki świata! Po obu stronach!
-Mam! - Shannon zanurkował między poduszkami kanapy aż wyciągnął z nich swoje białe bokserki. Wsadził je do kieszeni a ja podeszłam do Jareda.
-Zostawiłeś klucze na stole? - spytałam oschle.
-Jay - Shannon szarpnął za walizkę - czekamy na ciebie przy aucie.
Gdy dwójka zniknęła Jared spojrzał na mnie swoim czarującym spojrzeniem.
-Pakuj się, no już. - szepnął niemal błagalnie. Typowy facet. Przy kolegach twardziel z zaciśniętą szczęką a sam miękka klucha.
-Już jesteś dla mnie miły? - podniosłam brew.
-Pakuj się. - powtórzył.
-Wróć za miesiąc, tylko o to proszę. No i o klucze. - dodałam cicho.
-Wrócę. Obiecuję. - przytulił mnie mocno łamiąc mi prawie żebra po czym posłał mi stanie, pełne zawodu i smutku spojrzenie, i opuścił dom. Czułam się w tym momencie jak nastolatka, która cieszy się z tego, że całą chatę ma dla siebie. Z drugiej jednak strony czekała na mnie wielka pustka i przerażająca cisza. Musiałam ją jak najszybciej zapełnić. Podskoczyłam i tanecznym krokiem wróciłam na górę gdzie od razu sięgnęłam po telefon. Zanim jednak zadzwoniłam, zajrzałam za okno, za którym widać było trójkę chłopaków pakujących się do samochodu. Jared spoglądał tęsknie na drzwi, czekając aż wybiegnę z nich i wskoczę mu w ramiona. Niestety, ja nadal tu stałam. Mogłam mu jednak poprawić humor. Zapukałam w szkło okna a ten szybko odwrócił wzrok w stronę wywołanego odgłosu. Uśmiechnął się widząc jak mu macham, po chwili odwzajemnił gest. Z radości ocucił do brat uderzając go w ramię. Jared posłał mi ostatnie spojrzenie po czym wóz odjechał by zawieźć ich na lotnisko.
-Tylko wróć, jasne? - powtarzałam do siebie - wracaj, głupku..


"Up with your turret
Aren't we just terrified?
Shale, screen your worry from what you won't ever find

Don't let it fool you

Don't let it fool you...down
Down's sitting round, folds in the gown

Wysoko wraz z twoją wieżyczką
Czy właśnie nie jesteśmy przerażeni 
Łupek zasłony twoich zmartwień 
pośród których nigdy się nie odnajdziesz


Nie pozwól się ogłupić
Nie pozwól się ogłupić i upaść
Puch jest wokół nas
niczym fałdy na sukni"


Część II 


UWAGA:  fragmenty +18 ( już wstawiam, żeby nie było, że was demoralizuje)

Samochód z kalifornijską tabliczką zniknął dawno za rogiem ulicy, jednak nadal wpatrywałam się w ostatni punkt gdzie zniknął mając nieodpartą nadzieję, że jednak wrócą i zostaną w Los Angeles ze mną. Już wyczuwałam bijącą z tego domu pustkę a cztery ściany zaczęły mnie niemiłosiernie przygnębiać. Jedyne panaceum znajdowało się teraz gdzieś w drodze na lotnisko pozostawiając za sobą ekologiczne spaliny. Już za nimi tęskniłam wiedząc, że dom bez tych świrów nie będzie już domem, lecz muzeum z nienagannie wyczyszczonymi szufladami, gdzie jedynym brudem będą pogniecione puszki pływające w basenie.  Żałowałam, że ostatnie dni potoczyły się tak a nie inaczej. Chciałam spędzić je z Jaredem, nacieszyć się sobą przynajmniej jako przyjaciele i nie objęci żadną umową kumple, ale jego ego przerosło moje wyobrażenia. Serce podpowiadało mi baśniową atmosferę naszego ostatniego wieczoru , a tymczasem rozum przypominał, jak w łazience przed wyjazdem kłóciliśmy się o pastę do zębów. W oczach widziałam tylko złość i nie wiedziałam, czy to była jego gra, czy rzeczywista nienawiść do mojego wyboru. Pozostanie w domu było swoistą zemstą za potraktowanie Jordana jak psa i powiedzenie mi zbyt wielu krzywdzących słów. Byłam suką, która nie liczyła się z uczuciami innych, ale tak samo jak ona je miałam i to jeszcze bardziej kruche. Właśnie dlatego ukrywałam je pod twardą skorupą, by czasem nikt jej nie stłukł bo pękłaby na miliony kawałeczków i do końca byłaby zepsuta. A frustracja Jareda syciła moją moc, dzięki której stawałam się coraz odporniejsza na takie wyskoki z jego strony.
Chcąc szybko zapełnić wypełniającą mnie powoli pustkę i chore myśli wybrałam numer do jednego człowieka, z którym chciałam spędzić następny miesiąc. Gdyby ów osobnik miał inne plany pozostawał mi plan B, czyli przesiadywanie na kanapie do świtu, obżeranie się kubkami lodów i oglądanie tandetnych komedii romantycznych. Zawsze mogłam się pośmiać z Highway Jareda, a przy okazji nasycić wzrok jego sceną łóżkową, która bezlitośnie maltretowała mnie w ostatnim miesiącu, zwłaszcza gdy Jared wyłaził z łazienki pół nagi.  Na razie jednak żywiłam nadzieją plan A.
-Tu stacja kosmiczna na Wenus, numer fabryczny E-490. Czy mamy przyjemność z panem Catalano? – spytałam opierając się o ramę okna, przy okazji zamykając sobie palcami dziurki w nosie. Nastała głucha cisza przerywana jego nierównym oddechem. Wreszcie po odczekaniu sekund pełnych grozy odpowiedział:
-Odbiór… - jęknął a ja prawie wybuchnę łam śmiechem.
-Lotnisko jest gotowe, masz pozwolenie na lądowanie. – zwróciłam wzrok ku pustemu podjazdowi. Jared i chłopaki darzyli mnie mimo wszystko wielkim zaufaniem bo pozostawienie  kluczy i kodu do bramy takiej nieodpowiedzialnej osobie jak ja  należało do równie niebezpiecznego jak skakanie na bungee bez sznurka. A może w akcie zemsty jeden z nich chciał wyłudzić ode mnie resztki oszczędności w razie kradzieży? Nie miałam ich za wiele, ale dla tego dusigrosza każdy grosz się liczył.
-Rozkaz. – wrzasnął tak poważne, że sama się przestraszyłam. Chciałam przypomnieć mu o przyniesieniu paszportu przejścia w formie paru piw, ale linia telefoniczna była już rozłączona.  Takie dziecinne zabawy nigdy nie miały nam się znudzić. Wykorzystałam wolną chwilę na ogarnięcie domu i swego wyglądu, z naciskiem na mieszkanie. Puste puszki w chlorowanej wodzie nie prezentowały się najlepiej, nawet jako nowoczesna dekoracja cz artystyczny akcent to nie ubogacało naszego domu.  Skoncentrowawszy się na domu zaniedbałam wygląd, jednak nie przejmowałam się. Jordan nie oceniał po wyglądzie, tak jak zwykł mieć Jared. Dla tego drugiego drogo zdobiona spódnica oznaczała klasę i luksus, natomiast dla Jordana mogłam nawet wyjść w worku na śmieci i byłby wniebowzięty. Nie zdążyłam nawet przebrać obdartych spodni, gdy ktoś molestował już guzik od bramy.
-Troszkę cierpliwości, co? – syknęłam odrzucając worek pełen puszek na bok. Ten wydał z siebie metaliczny odgłos a po chwili czerwony Buick mojego przyjaciela stanął na podjeździe. Nie odliczyłam na palcach nawet 4 sekund, w drzwi już ktoś walił pięściami. Otwarłam je przyjmując znużoną i senną pozę po czym spode łba spojrzała na swego gościa.
-Czego tu? – warknęłam.  Najpierw w oczy rzuciły mi się jego tłuste, opadające na słodkie policzki ciemne włosy. Idealnie mieszały się z mleczną czekoladą panującą w jego dużych oczach.  Cerę miał gładką jak pupcia niemowlęcia jednak nie dziwiłam mu się, bo on sam był jeszcze dzieciakiem. Jak zwykle miał na sobie znoszone jeansy i skurzone adidasy, w których równie dobrze mógł przebiegać kilometry błota.
-Dzwoniłaś. – jęknął niepewnie wyciągając zza pleców butelkę wina i posyłając mi swój firmowy uśmiech. Ukazał mi się szereg śnieżnobiałych zębów, którymi mógłby oświetlać kopalnie i ciemne tunele.
-Nie przypominam sobie. – odburknęłam przeciągając się ze znużenia. Przyglądałam się powolnemu procesowi marszczenia jego czoła aż był na takim wysokim stopniu, że zaczęłam się martwić.
-Przecież.. dzisiaj..  – wbił wzrok w swoje stopy zastanawiając się usilnie z kim tak naprawdę miał dzisiaj rano do czynienia przez telefon. Widząc zmieszanie malujące się na jego buźce nie powstrzymałam chichotu. Podniósł szybko głowę i zacisnął zęby.
-To nie jest śmieszne! – tupnął nogą – przestraszyłem się!
-Żałuję, że nie mówiłam do ciebie głosem Dark Vadera! Przejdź na złą stronę mocy, Jordan! Jesteś moim synem..
-Ucisz się. – przyłożył mi w pewnym momencie palec do ust skutecznie hamując mój słowotok – w telewizji zapowiadali wyż, więc pomyślałem – podał mi butelkę do rąk – że w nocy pójdziemy na plażę.
Z zaciekawieniem sunęłam wzrokiem po etykietce a zobaczywszy nazwę produktu wybuchnęłam tubalnym  śmiechem.
-„Wino – dachówka”? Z czego to jest zrobione chodzi ci o cement czy o narkotyki?
-Moja własna robota. – powiedział z dumą – idziesz?
-Daj mi chwilkę. – uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił ucieszny uśmiech a ja w biegu złapałam za klucze i otwieracz do wina. Starannie domknęłam wszystkie okna i upewniwszy się, że forteca braci jest bezpieczna ruszyłam z Jordanem w nieznane. Cały czas trzymałam w ręku butelkę wina, którego konsystencja przypominała galaretkę z sosem żurawinowym. Wolałam nie dowiedzieć się jak pachnie a co gorsza smakuje. Mój towarzysz widząc jak z kpiącą minką patrzę na nasz dzisiejszy trunek zabrał mi go agresywnym ruchem.
-Będzie więcej dla mnie. – syknął.
-Chciałbyś! Nie przegapię szansy by napić się twojego własnego moczu!
-Możesz pomarzyć. – lekko uniósł kąciki ust – tego nawet się nie sprzedaje, to dla wybranych ludzi.
-Wiesz co, przestań, bo się zaraz porzygam. – skrzywiłam twarz.
-I kto tu jest chory na umyśle, co? – zaśmiał się szaleńczo – bój się mnie, maleńka!
-Co!? – stanęłam w miejscy zaciągając rękaw szarego swetra – jak mnie nazwałeś?!
-O-oh.. – palnął po czym bez ostrzeżenia rzucił się w bieg. Jako że w szkole należałam do elity biegaczy na długie i krótkie dystanse dogoniłam do po paru sekundach i wskoczyłam na plecy jak miś koala.
-Jedź koniku.  – zamruczałam mu do ucha a ten zadrżał lekko.
-Nie chcesz tego. –powiedział akcentując każde słowo bardzo wyraźnie.
-Już! –wbiłam mu nogi w żebra jak robi się koniom, a ten jak na zawołanie przyśpieszył marsz w kierunku plaży. Przez resztę drogi wisiałam mu na plecach zawieszona na szyi i śpiewałam z nim szkolne piosenki. Oprócz talentu wokalnego Jordan wykazał się takim samym gadulstwem i ze swojej strony. Usta nie zamykały mu się ani na sekundę a ja jako dziewczyna, miałam wielką zamknąć te jego usta w namiętnym pocałunku. Chciałam przygwoździć go do ściany i obserwować jak jego własne ciało zderza się z twardą powierzchnią. Chciałam obudzić w nim choć krztę ognia i męskości. Wiedziałam, że tkwi ona gdzieś głęboko w nim, niczym zarośnięty ogródek, który kiedyś był dumą właściciela. Już odkryłam część jego osobowości jednak wiedziałam, że równie dobrze mogłam badać kosmos. Miałam tyle zakamarków, tyle twarzy do odkrywania.  Jego osoba mnie intrygowała jak nikt inny i wyczuwałam między nami dziwaczną więź. Teraz tylko czekałam na tego faceta, który gdzieś tam głęboko na pewno przesiadywał. Dlaczego głęboko? Nawet przy obrazach, kiedy to odsłaniałam mu swoje ciało widziałam, że to jest w nim tak daleko ukryte. Ciekawość brała górę a ja pragnęłam odkryć właśnie to. Stawał się powoli bezpłciową formą życia, której dewizą jest poszukiwanie odpowiedzi na pytania i weny, zamiast bliskość drugiej osoby. Liczyłam się z tym, że zbudzenie wewnętrznego ognia kryjącego się w Jordanie będzie wymagało ode mnie złamania kolejnych reguł, jednak było ich już tak wiele, że nie robiło to różnicy. Nawet teraz, idąc na głupią plażę z cuchnącym winem  w ręku trzymaliśmy  się za ręce i machaliśmy nimi jak gromadka szczęśliwych dzieciaków wracających ze szkoły. Nie określaliśmy głośno zasad gry, ale każdy wiedział na jakim gruncie stoi. Niestety moja ciekawość wygrywała ze zdrowym rozsądkiem, który bronił się ostatkiem sił. Teraz czekałam tylko na jego kolejny uśmiech, albo przypadkowy dotyk, albo nawet spojrzenie, by szala się przewróciła. Właściwie nie miałam pewności, czy to uczucie jakim darzę brata czy faceta.


Zanim dotarliśmy na plażę pochodziliśmy po centrum i na bezcelowym szwendaniu się zmarnowaliśmy czas do wieczora. Nogi bolały mnie od maszerowania więc jak najszybciej chcieliśmy znaleźć ustronne miejsce na piaszczystej powierzchni. Plaża leżała nieopodal tutejszych klubów, gdzie roiło się od gwiazd i gwiazdeczek, które za wszelką cenę wplatały się w skandale i orgie. To miejsce należało teraz do terytorium pijanych studentów i widząc ich gromadę balującą na piasku zmarszczyłam z obrzydzenia nos. Musieli mieć ciężkie kolokwium. Nie chciałam przebywać w pobliżu takich ludzi a Jordan szybko zaczął ciągnąć mnie dalej. Prowadził mnie z nieznane, coraz dalej od klubowych ostępów. Świetnie znał miasto, nie to co ja, która to samo mogła powiedzieć o lodówce braci Leto. Zmienił kierunek na południe idąc w okolice bardziej zaciszne i odludniejsze. Nawet wydmy wyglądały tu piękniej bez śladów setek turystów panoszących się od rana do wieczora. Wreszcie dotarliśmy na sam koniec plaży, albo jej początek, jak kto woli. Wielki klif stojący i ograniczający jeden koniec plaży idealnie kontrastował z ruchomą i płynną otchłanią wodną. Tutaj tylko śpiew mew i pojedynczy szelest palm płoszył subtelną ciszę. Szum fal i nasze równomierne oddechy tylko dopełniały obrazek. Wszystko to koiło nie tylko nerwy, ale i narządy słuchu. Nie dość tego był jeszcze odpływ, dzięki któremu plaża zwiększyła swe rozmiary dwukrotnie. Zdecydowaliśmy się na miejsce w połowie plaży, gdzie piasek zionął jeszcze wilgocią i zapachem niedawno będącego tu słonego oceanu. Usiadłam po turecku na zmęczonych nogach i zadarłam nos mając nadzieję, że zobaczę przynajmniej parę gwiazdek. Nie zawiodłam się ani na smogu, ani na Jordanie. Jego przewidywania były trafne, a uporczywy smog, o którego zniknięcie modliły się miliony mieszkańców dziennie, wreszcie ustąpił. Przynajmniej na jedną, jedyną noc by odsłonić nam pełny księżyc zwiastujący odpływ i parę pięknych gwiazdozbiorów. Wiatr  zaczął smagać delikatnie nasze twarze aż przybrał na sile przez co moje włosy zaczęły latać w każdą stronę a na skórze pojawiła się gęsia skórka.
-I kto tu jest dzieckiem i nie potrafi się ubrać stosownie do pory roku? Mamy początek listopada, wariatko. – Jordan zarzucił mi na ramiona swoją skórę a sam usiadł tuż obok mnie jak pingwin, który dzieli się ciepłem z bliskim.
-I kto to mówi? – syknęłam – ty nosisz codziennie jedno i to samo i znam twój sekret. Czy włożysz to na zimę czy na lato będzie ci optymalnie, ty skurczybyku.
-To się nazywa inteligencja. – wypiął dumnie pierś a ja zrezygnowana wbiłam wzrok w pojedyncze kamyczki piasku pod sobą. Nie wiedząc czemu zapadłam się w sobie i straciłam dobry humor. Świadomość podpowiadała mi dzięki czemu, albo raczej komu, jest to spowodowane, ale sama przed sobą nie chciałam tego przyznać. Nigdy nie przyznawałam się do własnych słabości.
-Ktoś tu dzisiaj wstał lewą nogą.. – Jordan zakołysał naszymi ciałami jakbyśmy byli na jakieś karuzeli. Zauważyłam, że również jest mu zimno więc połowę skóry założyłam na jego plecy. Miał szczęście, że kupował o 5 rozmiarów za duże ciuchy.
-Za mało seksu na dzień? Tydzień? – drążył a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Mam go aż w nadmiarze. – prychnęłam ale sama dobrze wiedziałam, że w promieniu 200 mil nikt nie zabierze się na moje marne kłamstwa. Co dopiero Jordan, który odczytywał również z mowy ciała.
-Skrzyżowane nogi, zwisające ramiona.. wzrok utkwiony na dole, głowa pochylona w dół.. do tego unikanie wzroku, cichy ton głosu i wymijające odpowiedzi! – klasnął w ręce szczęśliwy ze swojego rozumowania.
-Może jeszcze nierozluźniony odbyt i zasłaniam piersi, weź się kurwa opanuj! – wrzasnęłam czerwona ze złości.
-Typowe rozdrażnienie. – skwitował szczerząc się durnowato.
-Jaka ja jestem głupia! – walnęłam się otwartą dłonią w czoło – przyprowadzasz mnie pod wieczór na plażę, będziesz mnie próbował upić swoim sikaczem i wyrwiesz mi z gardła wszystkie tajemnice i sekrety co? A może ukrywasz nóż w kieszeni, co? Wolałabym umrzeć niż ci się wyspowiadać. – syknęłam jednym tchem.
-Nie, nie mam. – pokiwał głową przecząc mym podejrzeniom – ja po prostu widzę, że za nim tęsknisz.
-Żal mi cię. – wycedziłam uparcie wpatrując się w drobinki piasku. Nastała między nami cisza, która bez naturalnego świstu wiatru i szumu fal, byłaby bardzo niezręczna.
-Przyjmij to jako darmowy kupon na terapię u mnie. – mruknął cicho.
-Skoro przez niektórych jestem uważana za wariatkę, pasożyta i rudą babę to może naprawdę potrzebuję lekarza. – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
-Możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Westchnęłam ciężko i obiecałam sobie, że albo stracę wzrok od ciągłego patrzenia w jeden złotawy kamyczek na malutkiej wydmie obok mnie, albo zasnę byleby tylko nie dać mu satysfakcji jak cholernie mnie zna i wie, czego potrzebuję. Nie wytrzymał głuchej ciszy i zbliżył swoją twarz do mojej. Czułam na szyi jego ciepły oddech, który co chwile rozgrzewał mą skórę do czerwieni. Odgarnął kotarę czerwonych włosów, które zasłaniały mnie jak pole siłowe i pogłaskał kciukiem po policzku.
-Nie chcesz bym cię zmuszał.. mam swoje metody. – powiedział całkiem poważnie. Niechcący wymsknął mi się chichot.
-Co mi zrobisz? Zabijesz metaforami? Udusisz filozoficznymi przemyśleniami? A może jednak masz ten nóż w kieszeni? – spojrzałam mu spode łba w oczy. Jordan odsunął się powoli a ja nie mogłam zrozumieć jak wytrzymałam tak bliską odległość z jego ustami i to napięcie, które kumulowało się między nami w takich momentach jak przed chwilą.
-Chcesz o tym porozmawiać. – naciskał a ja gruchnęłam pięścią w piasek.
-Nie chcę!
Dobrze wiedział, że chce i był z siebie tak cholernie dumny, zna mnie tak dobrze.
-Palant.. – syknęłam pod nosem.
-Jestem za młody na bycie cynikiem, ale umiem pomagać. Będę tu siedział póki mi nie powiesz.
Przegrana wyciągnęłam z kieszeni spodni otwieracz do wina i zrezygnowana otwarłam butelkę. Od razu zaatakował mnie cuchnący jad, który niczym kwas wydobywał się z butelki. Pachniał mięsem i mieszanką dziwnych ziół. Patrząc wyzywająco mu w oczy napiłam się połowy butelki, chociaż już po pierwszym łyku chciałam puścić pawia.
-Pyszne. – jęknęłam krzywiąc się – co to? Mocz hipopotama?
-Ostatnio bardziej na miejscu byłoby orangutana – skinął głową na moją bransoletkę – ale nie wdawałem się z hodowcą w szczegóły. 
Momentalnie padłam na piasek a Jordan zrobił do samo. Głowę położyłam na jego szczupłym brzuchu i niczym poduszkę owinęłam go ręką wokół uda.
-Jesteś mięciutki.. – zachichotałam.
-Serio? – odchrząknął wypijając do dna resztki trunku. Z ust wydobywał mu się ten świetny afrodyzjak a mięśnie zaczęły się rozluźniać. Całkowity odjazd…
-Patrz. – złapałam jego rękę i podniosłam nad nasze głowy – to jest Pas Oriona.
-Nie, patrz! – syknął łapiąc moją dłoń i wskazując na Księżyc – to ty.
-To alegoria, panie prezesie? – jęknęłam.
-Nie, jesteś księżycem. Świecisz.
Kiedy on tłumaczył mi szczegółowo moje podobieństwa z satelitą Ziemi wyczułam jak w żołądku zaczyna dziać mi się dziwna mieszanka, która leniwie przez gardło i oddech przedostawała się do mózgu.
-Obu was kocham i uwielbiam. – zaczęłam cicho.
-Kochasz. – dodał krzyżując nasze palce u rąk – kochasz.
-Właśnie! I wiesz co.. czy Księżyc zawsze tak jasno świeci?
-Nie, jesteś tylko naćpana. – oznajmił a ja odetchnęłam  z ulgą.
-Czyli że nas naćpałeś? – próbowałam potwierdzić swoje wątpliwości.
-Działa szybko, powinno ciągnąć do rana.
-Wow.. – przybiłam z nim piątkę i znów jak bezwładna lalka leżałam głową na jego brzuchu i co parę sekund ruszałam głową obserwując gwiazdy.
-A jak wrócimy do domu?
-Policja nas odwiezie, coś ty, głupia? – warknął widocznie zły Jordan – mów mi, no!
-Logiczne..  wracając! Powiedziałam A, muszę i powiedzieć B! I czeka mnie.. kurde no, jak to świeci.. męska decyzja!
-Męska?
-Męska. – przytaknęłam  - tyle, że są dwa… te.. no..
-Szukasz jakiegoś słowa? – spytał.
-Problemy! – krzyknęłam na cały głos – i nie chcę was stracić no i.. boję się, że cię mogę zranić, Jordanku..
-Zranisz. – przytaknął.
-Albo Jareda! Nie chcę!
-Nie chcesz… - powtórzył wiernie.
-Poza tym jestem babsztylem, nie gościem, że postępować męskie decyzje, no halo! Zrobili mnie tak 27 lat temu, że jestem dzisiaj dziewczyną..
-Ej, chcę sobie operować penisa. – wyznał cicho a ja spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
-Wracając: dziewczyny są by bujać w obłokach, być latać na rollercoasterze uczuć, by jeździć slalomem!
-Śmieszne. – parsknął.
-Więc teoretycznie mam się prawo długo zastanawiać? – spytałam w końcu.
-W sumie tak, ale w sumie nie..
-A to czemu? – zmarszczyłam brwi.
-Wyjaśnię ci na gwiazdkach. – utkwił wzrok w czarnym sklepieniu – po jak za parę milionów lat Księżyc se poleci w pizdu i wyleci z orbity to będzie po gwiazdkach!
-Serio? – wybałuszyłam oczy. Jordan przytaknął a ja uwierzyłam mu bez pstryknięcia palcem. Właśnie wtedy do głowy wpadł mi genialny pomysł.
-Mam pytanko. – mruknęłam.
-Co takiego?
-Ile potrwa zanim obudzimy się trzeźwi?
-Jutro rano wrócisz na ziemię, a czemu pytasz?
-A czy według ciebie istnieje seks z miłości? – palnęłam. Czułam że najgorszy okres działania haju mam za sobą, tak samo jak Jordan i teraz pozostaje tylko przyjemnie rozluźnienie i wolność.
Przez długą chwilę usta Jordana były mocno zaciśnięte aż wziął głęboki oddech i zabrał głos.
-Tak. – przytaknął.
-Tak? – zmarszczyłam brwi.
-Tak. Tylko że poza ciałem.
-Nie rozumiem. – zrobiłam urażoną minę a Jordan odsunął się w bok, tym samym głowa spadła mi na piasek gdzie cicho zaklęłam. Siedział tuż obok mnie, powyżej głowy. Odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.
-To się dzieję jak patrzysz jej w oczy i widzisz piękno. Nie takie zwykłe, to musi być w oczach.  Możesz wielbić jej ciało, jej małe piersi i czerwone włosy,  i smukłe dłonie, ale to zawsze będzie w jej zielonych oczkach.
Mówiąc to przysunął się nade mnie. Chociaż widziałam go do góry nogami  i było bardzo ciemno to zauważyłam, że również już oprzytomniał. Jego brązowe oczy świdrowały mnie zaciekawieniem a ja czekałam na jakikolwiek ruch. To oczekiwanie było zabójcze, zwłaszcza, że gapiliśmy się sobie właśnie w oczy. Był w transie, czekolada wypływała mu spod powiek. Ściekała na mnie powoli, gdzie zatapiała delikatnym ciepłem usta i czoło oraz włosy. Patrzał na mnie. Patrzał na usta, czoło, włosy. Czułam w tych miejscach słodkość jego wzroku. Ciepło kakaowego płynu owionęło mnie jak kokon gdzie poczułam się wygodnie i przytulnie. I zobaczyłam to piękno, o którym pieprzył od godziny. Wreszcie dowiedziałam się do czego pił odkąd mnie tu przyprowadził. Do czekolady.
-Jesteś taka piękna.. – szepnął. Westchnęłam unosząc się lekko. Z szyi zwisał mu srebrny nieśmiertelnik z wygrawerowanymi literami imienia i nazwiska. Delikatnie splotłam na nim palce i pociągnęłam w swoją stronę. We wnętrzu czułam jak leniwe fale prądu rozchodzą się po całym ciele, krążąc kolejno od serca po opuszki palców. Nie były spowodowane narkotykiem, tylko podnieceniem. Emocje kumulowały się od dłuższego czasu a obudzone stanowiły zagrożenie dla nas obojga. Trzeba było je nasycić. 
-Nie mówiłem, że zagram fair. – powiedział cicho zatrzymując się tuż przy mych ustach – ten narcyz jest daleko stąd pomiędzy żółtkami a ja tu z tobą…
-Jesteśmy naćpani.. -  powiedziałam resztą sił. Jakaś cząstka mnie walczyła ze mną krzycząc, że to niezgodne z zasadami, że to nie fair w stosunku do Jareda, ale po krótkiej chwili ta cząstka spłonęła w ogniu namiętności.
Piosenka 5 (z początku oklaski, chwilę potem muzyka)
-Pierdole to. – warknął ostro pierwszy raz odkąd go poznałam i aż przeszły mnie ciarki. Już wiedziałam, że przekleństwa z jego ust brzmią jak czysta poezja. Widać tak jak ja ledwo powstrzymywał się i czara, która to podtrzymywała, właśnie się przelała. Wszystko zaczęło obracać się wokół niego, jakby był epicentrum mojego świata i nie wiedziałam, czy to skutek narkotyków i wina czy piękna, które ujrzałam w jego oczach. Nie myślałam wtedy nawet czy robię dobrze, bo wszystkie inne problemy pękły jak bańka mydlana. Bam! Już ich nie ma! Został tylko on, na którym się koncentrowałam i pragnęłam dać jak najwięcej od siebie.
Na własnych wargach wyczułam zmieszany ze śliną kwaśny płyn, który został siłą wepchany do mych ust. Całowaliśmy się z pasją, jednak powoli. Nie używał swojego języka brutalnie i mocno, lecz bardzo delikatnie i niemal niewyczuwalnie. Trzymałam go za nieśmiertelnik, ale drugą ręką pieściłam jego włosy tuż nad uchem. Chciał mruczeć  z rozkoszy gdy jeździłam tam paznokciami, gdy drażniłam jego skórę. Smakowałam jego przednich zębów jeżdżąc po nich językiem. Wyczuwałam charakterystyczny smak, który jak dla mnie był afrodyzjakiem, tak dla kogoś innego najobrzydliwszą wonią na świecie. Wyczuwałam w nim miętową gumę do żucia, tytoń, kwaśny smak wina i mój własny błyszczyk zmieszany z jego śliną. Zaczepiłam się mocniej na jego szyi, ciemne włosy łaskotały mnie po twarzy. Wyczułam w nich woń piasku i słońca. Świat zaczął płonąć.

As days go by, the night's on fire.

W momencie gdy oplotłam go rękami wokół szyi ten podniósł mnie i posadził sobie na skrzyżowanych nogach. Otoczyłam go również w pasie, gdzie mocno zacisnęłam mięśnie dolnych kończyn. Poczułam wybrzuszenie w jego spodniach na co oddech stał się płytszy. Ciało przeszedł przyjemny prąd, który podsycał i wprawiał w drżenie. Opuszkami palców sunęłam wzdłuż jego skóry nie mogąc skryć zachwytu nad jej zapachem i aksamitnością. Dłonie ześlizgnęły się do ramion aż nie wytrzymałam i dostałam się dłońmi pod koszulę. Oboje drżeliśmy od rozpalających nas emocji. Przerwałam nasz niekończący się pocałunek by zdjąć jego czarny podkoszulek, który pod naporem moich zniecierpliwionych mięśni upadł na piasek. Jordan nie śpieszył się z otwieraniem swojego prezentu. Koncentrował się na ustach  na dłoniach, które wielbił jak największe piękno. Wszystko wzmacniał silny wiatr, który zerwał się z nikąd i zaczął targać naszymi włosami. Z daleka wyglądało to tak, jakbym była świeczką a uparty wiatr próbował podsycić mój czerwony ogień. Trzęsłam się na zmianę od ciepła kumulującego się w mym ciele, przez zimno powodowane silnym wiatrem. Ciągłe zmiany temperatur działały ocucająco w przypadku gdybym miała zemdleć. Co chwilę lał się na nas kubeł zimnej wody a po sekundach palił się żywy ogień pod postacią moich latających w każdą stronę włosów.

There is a fire inside of this heart and a riot about to explode into flames

Opuszkami palców śledził budowę mej twarzy, sunąc od kości policzkowych przez rozchylone usta aż po zamknięte powieki. Jego dłonie śledziły znaki wzdłuż talii i linii obojczyka. Pchnął mnie na piasek. Upadł razem ze mą a serce chciało wylecieć z klatki piersiowej. Zawyłam błagając większej ilości pieszczot, choć równie mogłam milczeć. Całe moje ciało było spragnione dotyku a on podarował mi wszystko aż w nadmiarze.

Do you really want me?

Najpierw bardzo delikatnie zdjął mój sweterek i podkoszulek, którzy rzucił daleko za siebie.  

Do you really want me?

Byliśmy w samych spodniach i bieliźnie gdy stanowczym, acz delikatnym ruchem podniósł mnie z piasku i przyciągnął do siebie zwinnym ruchem.

Do you really want me dead or alive to torture for my sins?

Nie odrywając się od mych ust ukierunkował nas w stronę ściany kamieni. Klif zbudowany był z spiczastych głazów, mniejszych i większych, do których wkrótce przyparł mnie mocno. Wiatr przybrał na sile, jakby mało było mu żaru w naszych ciałach. Tutaj piasek był bardziej suchy i kruchy oraz bardzo zimny. Spojrzał mi w oczy. Widziałam z nich pożądanie i uczucie. Złapałam go mocno za włosy i przycisnęłam jego twarz do swych piersi. Oddał się ich pieszczeniu aż nie wytrzymał i wkrótce zdarł  i stanik. Wbiłam paznokcie w jego plecy. Jego dłonie oddały się z pasją dotykowi moich piersi wrażliwych na jakikolwiek ruch. Przekładał je między palcami i podszczypywał delikatnie przez co z ust wychodził cichy jęk rozkoszy. Kąsałam jego usta gdy ten złapał mnie za nadgarstki i mocno zbił do ściany. Byłam uwięziona w jego uścisku chociaż tak bardzo pragnęłam do dotykać. To były tortury. Wbił mnie całą swoją masą ciała w ostre zakończenia kamieni za moimi plecami. Poczułam jak ostry kant rozrywa mi boleśnie plecy.

Zapadła cisza. Akompaniował nam tylko oddech i bicie serc.

Ból mieszał się z przyjemnością. Pozbył się paska spodni i  dolnej części garderoby nadal nie puszczając moich nadgarstków. Bolało. Piekło. Nie wytrzymał, skorzystał z dwóch dłoni by znów nacieszyć się moim biustem, ja od razu przylepiłam ręce do jego torsu, który zaczęłam badać od nowa. Był umięśniony, jednak nie tak bardzo jak myślałam. Był szczupły, ale nie wychudzony. Wtuliłam twarz w jego własną po czym zostawiając szlaczek pocałunków na jego szczęce zsunęłam ustami do szyi gdzie pozostawiłam słodki znak zębów. Tymczasem jego dłoń osunęła się do mego brzucha i podbrzusza. Dotknął wierzchem dłoni moich czarnych majtek. Musiał poczuć ich ciepło i wilgoć. Jego palce znalazły sobie miejsce przy sznurku wiążącym całą dolną bieliznę. Pociągnął go bardzo powoli do siebie, wszystko spadło ze mnie bez walki, bez oporu. Widząc mnie w całej okazałości przywarł do ściany a ostry kant boleśnie wżynał mi się w lewy bok pleców. Sam pozbył się bokserek. Byliśmy nadzy.

Do you really want me?

-Tak. – wydusiłam pomiędzy ciężkim oddechem a językiem zataczającym koło na jego piersi. Jordan momentalnie zarzucił sobie moje ręce na szyję, podniósł mnie na ręce i pewnym ruchem nabił na swojego członka.
Myślałam przez chwilę, że ostry kant kamienia przebije mnie na wylot. Krzyknęliśmy. Każdy ruch bioder był wynikiem piekącego bólu, nawet pomimo tego, że nie poruszał się agresywnie czy szybko. Był staranny i płynny, przez co każdy rytmiczny odgłos z moich ust zdawał się akompaniamentem do naszego tańca. Traciłam kilkakrotnie oddech. Zimno zionęło od piasku, od skały i od wiatru a w środku czułam wielkie ciepło pragnące wydostać się na zewnątrz. Wewnątrz nas buzował ogień. Czułam, że Jordan jest u kresu wytrzymałości bo jego ciało strasznie drżało. Czując to osunęłam rękę z jego szyi na pośladek, gdzie wbiciem paznokci dałam znak, że dzisiaj nikt się nie kontroluje. Przyśpieszył, mnie natychmiast zalała przyjemna fala nadchodzącego spełnienia. To musiało się zdarzyć tu i teraz. Z każdym ruchem czułam jak po plecach spływa mi mały strumyczek krwi. Wszystko do potęgowało doznania. Jego biodra pracowały jak tłoki, nie dawały mi wytchnienia ani na sekundę. Mieliśmy jeden cel a pieczenie i ból było już nieważne. Liczyła się tylko przyjemność. Ostry podmuch wiatru załaskotał nasze mokre od potu ciała aż nie wytrzymałam. Zacisnęłam mięśnie na nim a w tej samej sekundzie wypełnił mnie ciepłem. Odlatujemy. Kolejny okrzyk spełnienia. Nie przestajemy. Potem drugi. Trzeci. Czwarty i wyczuwam zawroty głowy. Ostatni raz, tylko tego chcemy. Ostatni ruch bioder, ostatni odgłos a ja uderzam tyłem głowy o wystający kamień. Od razu tracę czucie w nogach. Zapada ciemność. Zapada cisza.

Crash, crash, burn, let it all burn
This hurricane's chasing us all under ground
Under ground…
Under ground…

Silver, ty! – powiedział do mnie. Wstałam niechętnie z siedzenia i spojrzałam na grubego  profesora posyłającego mi wzrokiem wyzwanie.  Wszyscy w ławkach  chichotali pod nosem życząc mi w dzienniku kolejnego karabinu.
-Oddaję ci głos, młoda damo. – powiedział z fałszywym szacunkiem i posadziwszy swój tłusty zad na ławce czekał na mą odpowiedź. Odchyliłam się do przodu, bo nawet kujące promienie światła opadające na powieki nie chciały bym zdała ten rok.
-Mam wyjaśnić panu czym jest miłość? To banalne, profesorze. – wycedziłam ostatnie słowo jak żmija, która pluje jadem.
-To język angielski i filozofia, na którą się zapisałaś. Skoro to takie proste.. – wzruszył ramionami. Zaklęłam cicho pod nosem a chłopaki przede mną nie mogli przestać płakać ze śmiechu. Skorzystałam z szansy, że profesorek nie widzi moich nóg i kopnęłam jednego butem. Zawył krótko i cicho po czym już się nie odezwał. Dobrze wiedziałam, że gdyby to ich zapytano, nie mieli by szans na odpowiedź.
-To.. to głupie. – powtórzyłam.
-Albo i nie wiesz. – syknął i wstał z ławki podchodząc powoli do mnie.
-Wiem. – syknęłam dobitnie.
-Co do mnie czujesz? Tylko szczerze.
-Niechęć. Obrzydzenie. Myślę, że jest pan starym zsiwiałym dupkiem, który na siłę próbuje mnie udupczyć w tej szkole.
Pożegnałam się już dawno z tą szkołą więc mogłam zaszaleć.
-Ramono Silver – oparł się tym razem o swe masywne dębowe biurko – siadaj!
Potulnie usiadłam i utkwiłam wzrok w zegarze wiszącym na ścianie. Stary podszedł do tablicy i zaczął na niej coś bazgrać.
-U Szekspira to ważniejsze od wartości rodzinnych. U Bediera jest ważniejsza od ojczyzny i władzy króla..
-Oni wypili eliksir. – mruknął ktoś z przodu .
–W naszych czasach to się nazywa wódka. – powiedziałam pod nosem.
-Milcz! – zagrzmiał odwracając się do nas twarzą – i ty dziewczyno nie wiesz co to miłość chodząc na moje zajęcia ! W tym momencie uwłaczasz mojej inteligencji!
-To chore. – syknęłam – umierać za gościa, który fałszuje pod twoim balkonem? Może był wokalistą jakieś kapeli i myślał, że potrafił śpiewać, nie wiem! Wypić za dużo wina i ziółek i zakochać się w sobie? Tak działa alkohol, halo! To fikcja, w dodatku żałosna! To wszystko mnie jedynie bawi.
Po ostrym spojrzeniu oko w oko profesorowi przesunęłam wzrok na zegar i siłą woli popychałam wskazówki w stronę dalszych cyfr. Jeszcze tylko pięć minut…
-Nie wiesz nic o życiu, gówniaro. – syknął – ojciec próbuje cię usidlić ale jesteś nieokrzesana, arogancka i niegrzeczna! Mam nadzieję, że poznasz kiedyś smak miłości, bo na razie masz tylko nie wyparzoną gębę!
-Może mam te geny po matce! – krzyknęłam wstając. Wokół nas trwała grobowa cisza –bo to właśnie ona zamierzała mnie zabić zanim się urodziłam i właśnie ona pozostawiła mojego ojca samego jak palec z niemowlakiem! Może dlatego nie wiem co to pieprzona miłość, skoro otaczają mnie sami bezduszni ludzie! Ostatnio nawet mój ojciec chciał mnie wydziedziczyć, więc pan się lepiej nie wymądrza, bo pęknie panu żyłka! Wszyscy jesteście tacy naiwni! - spojrzałam na całą klasę – przez tych waszych bogów i zasraną miłość staliście się tacy delikatni, że aż mi się rzygać chce!  Mam nadzieję, że nigdy nie poznam jej smaku, bo to mnie zabije, słyszy pan, zabije! Pieprzę ciebie profesorku od 7 boleści, was, wy niewyedukowani idioci, którzy dewizą życiową jest być pieprzonym nauczycielem albo chirurgiem, pieprzę to jebane liceum i pieprzę ten jebany zegarek, który od dawna powinien zadzwonić!
Wstałam i omijając ławki zderzyłam się z drzwiami by po chwili znaleźć się w pełnym tłumu uczniów korytarzu…

Czułam się jakbym wypłynęła z głębin morskich, gdzie ciało miałam sparaliżowane i nie mogłam oddychać. Na powierzchni było o wiele przyjemniej, bo mogłam w spokoju odetchnąć. Jedynym problemem był kujący ból z tyłu głowy, na który szybko zareagowałam odgłosem.  W praktyce jak zwykle wyszło mi muczenie krowy, nie prośba o pomoc . Mimo tak nieudolnej próby zwrócenia na siebie uwagi zdałam egzamin: wyczułam ciepłą dłoń na swojej szyi a potem na czole. Nie, nie mam temperatury, doktorku! Mam guza z tyłu głowy, idioto! Powoli po długim przebywaniu pod powierzchnią wody zaczęłam  wyczuwać inne elementy miejsca w którym się znajdowałam. Leżałam w jakimś zamkniętym pomieszczaniu, chociaż okno było uchylone. Przeciąg. Promienie światła na skórze. Poranek. Zapach mięty..
Jordan!
-Wszystko w porządku. – usłyszałam koło ucha. Wir powietrza wydobywający się z jego ust owionął mnie spokojnie i zrelaksował.
-Zgaś.. – szepnęłam mrużący oczy od ostrego słońca padającego na powieki. Gdy doszedł do mnie dźwięk zamykanych rolet zrozumiałam, że jestem w domu.
-Co się.. stało. – wyszeptałam otwierając oczy i spoglądając słabo na niego. Siedział obok i patrzał z uśmieszkiem. Byłam w pełni ubrana a najlepsze było to, że Jordan palił sobie po dwa papierosy.
-Uderzyłaś się mocno w głowę i straciłaś przytomność. Obandażowałem cię i przyniosłem tutaj, gdzie przespałaś 7 godzin.
-I tak spokojnie przyglądałeś się jak leże nie przytomna parę długich godzin z guzem na głowie?  - syknęłam – nie lepiej mnie było do lekarza?
-Znam się na tym. – posłał mi rozbrajający uśmieszek i ucałował w czoło – wyzdrowiejesz. Twój Romeo o ciebie zadba.
Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Coś ty powiedział? Romeo? Zmarszczyłam brwi zastanawiając się dlaczego akurat Romeo. Wtedy zaświtał mi w głowie sen, który miałam podczas tych godzin. Sama jego tematyka i widok mnie sprzed tylu latach w liceum spowodował u mnie odruch wymiotny. Jordan szybko podał mi różową miskę, ale nie udało mi się pozbyć starych śmieci.
-Czemu Romeo? – syknęłam ciętym głosem. Tym razem Jordan zdziwił się na twarzy i patrzał na mnie przewiercającym wzrokiem. Czego on ode mnie oczekiwał? Że będę jego drugą Julią? A potem przypomniałam sobie co takiego zrobiliśmy zanim straciłam kontakt z rzeczywistością.. Chciałam zapaść się pod ziemię. Nie sądziłam, że zrobimy to i to jeszcze na haju. Nieśmiało spojrzałam mu w oczy, w których widziałam żal. Normalny, czysty żal. Przypomniałam sobie o czym mówiliśmy przed zbliżeniem i pomyślałam, że wpadłam w niezłe bagno.
-Mam nadzieję, że o tym szybko zapomnimy.. – zaśmiałam się cicho chcąc rozluźnić atmosferę a ten zachłysnął się powietrzem. Wyrzucił skręta za okno i spojrzał na mnie dziwnie.
-Żałujesz? – spytał. W odpowiedzi dostał ode mnie wyrażające tysiąc słów milczenie. Pewnie, że żałowałam. Ale tylko jego, że dał mi się omamić i przespał ze mną. Żałowałam, że pozwoliłam mu wejść do tego głupiego trójkąta jeszcze głębiej. Zrobiłam mu niepotrzebną nadzieję. Jordan parsknął śmiechem, jednak nie był to żart czy radość. Widziałam tyle pytań w jego oczach, że zaczęły mnie denerwować.
-Chyba mnie wczoraj źle zrozumiałaś, Ram. – szepnął bardzo cicho – wychodzi na to, że ja ciebie również.
Milczałam nie mogąc powiedzieć ani słowa. Przyglądałam się jak zalewa się bólem i nie mogłam mu pomóc.
-Muszę zapalić. – wstał  wyszedł, już w drzwiach nerwowo otwierając kolejną paczkę fajek. Chciałam wgryźć się w poduszkę i rozerwać ją na strzępy. Pomimo bólu usiadłam na brzuchu i zaczęłam walić pięściami w pościel.
-Głupia, pierdolona idiotko, coś ty zrobiła! – syczałam do siebie coraz mocniej waląc w łóżko. Za każdym razem trzęsło się pod naciskiem moich zaciśniętych pięści. Plecy piekły mnie nadal w niektórych miejscach, jednak najgorsze miałam z tyłu głowy, gdzie ból kumulował się najbardziej. Żałowałam, że nie posłuchałam rozsądku, że nie przewidziałam skutków. Mogłam wpaść na to, że Jordan zrozumie to inaczej, że w jego dziecinnym świecie miłość jest miłością a seks nadal seksem, ale to działało inaczej. Ile milionów ludzi jak on przeżywało taki zawód na kimś, zwłaszcza tak bliskim jak ja dla niego? Czułam się beznadziejnie obarczona winą o jego smutek i ból. Teraz nawet i nasza przyjaźń stała pod znakiem zapytania. A tak bardzo nie chciałam go ranić, w życiu nie chciałabym by uronił przeze mnie łzę. Tak go broniłam przed Jaredem by nie pobił się z nim robiąc mu krzywdę a prawda była taka, że od samego początku to ja byłam źródłem jego bólu. W dodatku trafiłam na cholernego artystę, który wszystko bierze do siebie 200 razy mocniej!


Opatulona pościelą wstałam i na chwiejnych i słabych nogach zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam jak siedzi skulony przy basenie a nad głową kumuluje mu się dym tytoniowy. Poczułam łzy na oczach wiedząc, jak to teraz go musi boleć. Był jeszcze dzieciakiem, który nie wie czego chce! Nieśmiało wyszłam na zewnątrz gdzie przywitał mnie chłodny i ostry wiatr. Zadrżałam z zimna jednak uporczywie zmierzyłam się z nim i usiadłam obok Jordana. Nie uśmiechał się, nawet nie zastanawiał się nad niczym, tylko tępo gapił w przestrzeń. Przeraziło mnie to.
-Przepraszam. – wydukałam a ten odsunął się ode mnie bez słowa. Poczułam ból w gardle jednak ponownie usiadłam obok niego.
-Naprawdę.. to dla ciebie coś znaczyło? – spytałam. Jordan pokiwał przecząc głową i wyrzucił dopalony prawie że do końca papieros do basenu. Po chwili uchylił się w bok by zapalić papierosa a gdy spojrzałam na niego zobaczyłam kropelki łez na jego policzkach.
-Nie wierzę.. – odetchnął z trudem – jak śmiesz tu koło mnie teraz siedzieć. Nie wierzę, po prostu nie mieści mi się to w głowie.
Schowałam dłonie pod ciepłą warstwą puchu i wbiłam wzrok w przezroczystą taflę wody. Bolał mnie fakt, że go zraniłam, chociaż tak tego nie chciałam.
-Urodziłam się już bezduszną suką więc nie zmienię tego. Jestem fałszywa i tępa, głupia i bez serca. Czemu milczysz?! Czemu mi tego nie powiesz prosto w twarz, czemu nie przypalisz mi oka skrętem albo przynajmniej nie kopniesz do basenu, no czemu tak milczysz, do jasnej cholery!? – wybuchnęłam popłakując – no mów coś! Powiedz mi za te wszystkie 27 lat odkąd tu chodzę na tym patole, że jestem nikim! Mów!
-NIE! – krzyknął mi prosto w twarz po czym skulił się  w sobie jeszcze bardziej. Pociągnął nosem i zamknął powieki nie chcąc bym patrzyła mu w oczy.
-Spieprzyłam to, wiem! – syknęłam wycierając łzy – i wiesz co masz teraz zrobić! Powiedzieć jak bardzo mnie nienawidzisz i zostawić samą w tym domu, słyszysz! Mam cierpieć, ma mnie skurwysyńsko boleć za to, co ci zrobiłam, bo niczym nie zawiniłeś! Wszystkich ranię.. – pisnęłam kuląc się jak on sam – jaka ja jestem.. kurwa no, żałosna! Powiedz mi to, powiedz mi to prosto w oczy, teraz..
-Nie przyprowadziłem cię tam wczoraj by kochać się czy inne bzdury.. – odchrząknął – tylko pomyślałem, że sama już masz dość. Mam po dziurki w nosie przebycia w tym waszym teatrzyku z Jaredem.. mam dość być laską, którą się podpierasz bo Amy ci uciekła a Jared zostawił na miesiąc i skrzywdził słowami! Znalazłaś sobie naiwnego małolata, który jak labrador będzie biegał za tobą i na twoje skinienie głową pozwoli wypłakać się w ramię!  Nie jestem zapasową baterią, jednorazowym przedmiotem, który wyrzucisz gdy ci się znudzi! Dobrze wiem, że spotykałaś się ze mną po to, żeby utrzeć nosa Jaredowi a ja jak idiota na to przystępowałem..
-Wcale nie. Polubiłam cię! – warknęłam – przyznaję, że czasami chciałam pokazać Jaredowi, że jesteś jeszcze ty, ale bardzo cię polubiłam i nigdy nie chciałam zrobić ci tego, co dzisiaj.. Jordan, proszę..
-Jesteś tak wielką egoistką, która w dzień i w noc myśli tylko i wyłącznie o sobie! Nie liczysz się z emocjami i wiesz co? Nie zazdroszczę Jaredowi, który będzie musiał z tobą wytrzymać! A najgorsze w tym jest to, że kurewsko się w tobie zakochałem chociaż wiem, że przy tym lalusiowatym czubku, który spędza po 5 godzin na pompki i podnoszenie ciężarów nie mam szans!
Przysięgam, że moje serce boleśnie ukuło, jednak cieszyłam się z tego bólu. Nie byłam masochistką, jednak zdrowy ból działał oczyszczająco. Gdy wyrzucił z siebie te krzywdzące słowa wbił mi nóż w serce, jednak to była prawda. I do tego cholernie przykra. Ujrzałam się w oczach kogoś innego i nawet nie myślałam, że wypadam aż tak źle.  Z tego całego bagna raniła mnie jeszcze jedna rzecz: nie byłam egoistką. Ironicznie cały czas myślałam nad jego dobrem i starałam się osłonić go przed  całym światem. Złapałam się za ramiona i skuliłam kryjąc twarz we włosach. Paraliżujący ból poskąpił mi siły przez co się rozbeczałam.
-Zostaw mnie.. – pisnęłam – idź..
Jordan wstał i wyrzucając niedopałek ruszył w stronę wyjścia. Mocno zatrzęsłam się pod naporem silnego wiatru i głośno zawyłam czując się tak słabo i żałośnie. Najgorsze są początki, potem idzie z górki, co nie? Niech idzie, będzie wreszcie szczęśliwy. Jestem silna, dam radę.. jasne? Co z tego, że będąc z każdym z nich ranię i ich i siebie, no co?!  Z nadzieją utkwiłam wzrok w miejscu, w którym siedział tu obok mnie, ale zionęło stamtąd pustką. Potem spojrzałam na wejście modląc się by tam stał i przetarłam szybko oczy widząc, że stoi nade mną i lampi się wzruszony.
-Nie znajdziesz tu już swojej weny, wypierdalaj!!! – krzyknęłam słabym głosikiem. W pewnym momencie znów usiadł obok mnie, jednak zamiast tępo gapić się w basen przytulił mnie mocno gdzie wybuchnęłam dziecinnym płaczem.
-Nie chcę wam robić krzywdy.. jestem popierdolona..
-Jesteś. – szepnął – nie wiem co zrobić z tym fantem, ale wiem, że cię kocham.
-Co? – wydusiłam odsuwając się lekko od niego i patrząc w oczy – coś ty powiedział?
-Kocham cię i gówno mnie obchodzi co o tym myślisz. Mam gdzieś czy nawet mnie nie lubisz, mam gdzieś czy jesteś popierdolona czy nie, mam gdzieś że gadasz w nocy do siebie i mam gdzieś, że najprawdopodobniej nigdy nie odwzajemnisz mojej miłości.  Pierdole to! – wykrzyczał i wpił swoje usta w moje. Zszokowana ocknęłam się po sekundzie i odwzajemniłam pocałunek wsadzając w to całą swoją marną siłę. Tym razem nie walczyłam ze sobą wiedząc, że Jordan wcale nie jest na przegranej pozycji. Miał odwagę mi to powiedzieć co niosło ze sobą sporo konsekwencji. Jared posyłał mi tylko niewinne znaki, które mogłam odczytać na wiele sposobów, nie koniecznie jako alegorie większego uczucia. Mężczyzna przy mnie mówiąc kolokwialnie wskoczył na wyższy poziom i był tym samym bliżej mnie. Jednocześnie byłam coraz bardziej rozdarta między nimi dwojgiem. Jednak nawet przechodząc przez ten ból rozdarta między nimi, warto było cierpieć dla takich chwil. Chciałam z nim wpaść do basenu, bo pocałunek przybrał na sile. Wplotłam palce w jego rozwiane włosy i mocno przycisnęłam do siebie. Po chwili straciłam oddech a Jordan widząc, że łapczywie łapię oddech odsunął się ode mnie zadowolony.
-Wczoraj mocno walnęłaś w ten kamień. Ciekawe co się do tego doprowadziło… - zachichotał z brudnym uśmieszkiem.
-Albo kto. – przegryzłam wargę i usiadłam blisko na jego kolanach – widzisz co ze mną robisz? Przez ciebie też mnie boli.
-Przepraszam. Nie chciałem cię wbijać tak do tej ściany, ale to było ponad moje siły.
-Moje też. – uśmiechnęłam się lekko tuląc w jego twarz. Było mi tak dobrze, prawie porównywalnie dobrze jak z Jaredem. Nastała cisza, gdy usłyszałam wibracje swojego telefonu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, nawiasem nie wiem jak się tam znalazł, i zmarszczyłam brwi widząc adresata wiadomości.


OD: jaredleto@liverofdreams
DO: silver@sexdrugsrocknroll
Odebrano: minutę temu

Cześć. Pomyślałem, że pewnie usychasz z tęsknoty, więc poświęcę okienko w swoim napiętym grafiku i napiszę do Ciebie parę słów.
Chiny są piękne i żałuj, że Cię tu nie ma. Od nagrania From Yesterday byłem tu z zespołem 3 razy, jednak nadal zaskakuje mnie i inspiruje. Po pierwsze, jest coraz więcej ludzi i nie mam pojęcia jakim cudem tak szybko się mnożą. Musimy spróbować razem, nie zaprzepaszczę szansy na eksperymenty naukowe z Tobą, Ram. Ulice są pełne i prawie nie da się chodzić a smog w Los Angeles to pikuś w przeciwieństwie do tego, co dzieję się tutaj. Oddycham jakimś kwasem, ale tutejsi ludzie zdają się być do tego przyzwyczajeni. O słońcu nie ma mowy. Jest gorąco i wilgotno więc prawie 24 godziny na dobę chodzę bez koszulki. Tak, wiem, że się w tym momencie ślinisz. : ) Koncerty mieliśmy już dwa, przed nami jeszcze 19 innych. Mój brat i Tomo jak zwykle szydzą z chińskiej publiczności, która nosi te śmieszne czapki i zaraz po klaskaniu stoi jak pal. Każdy kraj ma innych fanów, czyż nie? Uwielbiam tę różnorodność. Brakuje mi tylko jednej osóbki, z którą dzieliłbym wielkie łóżko, ale oczywiście gdyby ta osoba się uparła, dałbym jej apartament z widokiem na Hong Kong. Nie naciskam wiedząc, że w każdej chwili jestem gotów odebrać cię z lotniska.
Jak Ci się układa z naszym zmoczonym kundlem? Mam  nadzieję, że nie śpi na moim łóżku, bo gdy poduszki pachną mokrym kundlem trudno się je potem pierze. Judas mi tak zrobił a potem nie mogłem zasnąć. I mam też nadzieję, że nie chodzisz naga po domu, bo nie wybaczyłbym sobie gdybym nie ujrzał tego na własne oczy. Wysłałem ci parę fotek z Chin, tutejszej roślinności i ludności ale i.. samego siebie, żebyś nadrobiła trochę energii. Tak, tak. Wiem co się dziać będzie w twoich majtkach gdy zobaczysz moje zdjęcia, nie musisz pisać.
Tęsknię. Bardzo. ~ jared.

Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc podpis co nie uszło uwadze Jordana.
-Też ci będę pisał smsy żebyś się częściej uśmiechała – syknął kipiąc z zazdrości. Czy zobaczył że w oczach mam radość? Skąd od razu wiedział, że mam do czynienia z Jaredem?!
-Wystarczą wiersze miłosne. – uśmiechnęłam się i otwarłam obrazy od Jareda. Miał talent do fotografowania a gdy natrafiłam na jego zdjęcie ze słodkim uśmieszkiem podskoczyło mi tętno. Jak zwykle zrobił sobie zdjęcie przy lustrze jak nastolatek, który podziwia swą urodę.
-Masz coś przeciwko, że mu odpiszę? – spojrzałam delikatnie na Jordana.
-Nie zakłócam fali radiowych więc i tak nie masz wyboru. – warknął. Był taki słodko rozgoryczony widząc, że rozmawiam z drugim facetem.

OD: silver@sexdrugsrocknroll
DO:jaredleto@liverofdreams

                                                     
Wielkie dzięki za zdjęcia, nadadzą się na sprzedaż na Ebayu. Kto wie, na pewno zarobię na nowy apartament, zwłaszcza za to z gołą klatą. Albo pozostaje jeszcze użycie jako podpałka, bo ostatnio nam się skończyła.
Muszę Cię zasmucić, Jordan śpi na twojej poduszce i do tego śmierdzi zmokłym wilczurem. Nie, nie wypiorę jej. Nie jestem jeszcze Twoją żoną, byś mógł użyć tegoż argumentu. Wolałbyś pewnie, żeby poduszka pachniała moimi słodkimi kwiatowymi perfumami, co? Znów muszę cię zasmucić. Męski pot bardzo go dominuje. I kolejny minus! Nawet do łóżka nie zakładam niczego, nawet perfumów! A, i Jordan miał przypływ weny, kazał mi się nie ubierać w przypadku, gdyby zaatakowała go nagła wizja obrazu! Któż wie kiedy będę musiała znów zapolować? Sztuka jest wymagająca, oboje o tym wiem, co nie, Jay?  Łóżko jakie mam w Los Angeles jest wystarczającej wielkości, ja i Jordan.. nie narzekamy. : ) Przyznam Ci się, tęsknie równie mocno za brodą Tomo! : (( Obiecałam sobie, że jak przylecicie z tych Chin, to nadrobię z nią czas, bo nie wytrzymam bez jej supełków! 
Żebyś również nie umierał z tęsknoty wysyłam Ci fotkę ze wczoraj, gdy pech chciał – byłam ubrana! 
Do zobaczenia WKRÓTCE!

Jordan marszczył bez przerwy brwi widząc jakie bzdury wypisałam Jaredowi po czym lekko się uśmiechnął.
-Właśnie mam napływ weny. Ogromnej. Już. Teraz. Natychmiast! – zaśmiał się.
-Oj przestań.. – wyrwałam mu mój telefon i wysłałam wiadomość  - lubię go irytować.
-Nie tylko jego. – puścił mi oczko. Zastanawiałam się czy Jared zna mnie na tyle, żeby zauważyć cienką granicę pomiędzy złośliwością a żartem. Miałam nadzieję, że weźmie pod uwagę dystans, który nas dzieli i nie przyleci tu najszybszym samolotem, by „zmieść Jordana z powierzchni ziemi”.
Miesiąc minął jak strzała a chociaż codziennie zaznaczałam na telefonie mijające i dzielące mnie od ich przyjazdu dni. Z Jordanem ponownie weszliśmy na nasz niestabilny grunt, na którym byliśmy jednak bezpieczni. Nie było już więcej nie przemyślanych wyskoków a nieliczne łamanie reguł na pocałunek albo dwa.  Wszystko rekompensowały mi jego żarty, rozmowy i chore zabawy, które wymyślał na bieżąco. Był dla mnie jak młodszy brat, który przenosił mnie do czasów przedszkola. Wykorzystywał każdą sytuację do maksimum z każdym dniem czułam się przy nim coraz lepiej. Ani na dzień nie robiliśmy sobie przerw. Przez granie w scrablle i wyśmiewanie przegranego, przez ciuciubabkę i czytanie komiksów z Kaczorem Donaldem przez malowanie i poważne rozmowy zbliżaliśmy się do siebie aż byliśmy dla siebie jak najlepsi przyjaciele. Nie miałam z nim żadnych sekretów, tak samo jak on dla mnie.  Jednak nawet mimo tego brakowało mi czasami trójki tych idiotów i szczególnie wzroku jednego z nich. Czasami łapałam się na przemalowywaniu oczu Jordana na niebieskie, jakbym tak cholernie tęskniła. Po 3 tygodniach, gdy kończył się listopad a na dworze o dziwo panował słoneczny poranek dostałam od Jareda zaskakującą informację.

OD: jaredleto@liverofdreams
DO: silver@sexdrugsrocknroll
Odebrane: 20 minut temu

Ramonko, wracamy już.. dzisiaj. Z powodu silnego wiatru w jednym z japońskich miast odwołano nam 3 koncerty więc mamy tydzień do tyłu. Shanonowi i brodzie Tomo miło będzie, jeżeli odbierzesz ich z lotniska. Czekamy o godzinie 19 przy terminalu 2. ~ jared.

Na mojej twarzy pojawił się niepohamowany rogal, który Jordan wyczuwał już przez ściany. Przyzwyczaił się do moich reakcji na wiadomości od Jareda, z którym pisałam prawie codziennie. Pomiędzy kąśliwymi uwagami i sarkastycznymi opowiadaniami zawsze mógł odnaleźć ode mnie miłe słowa.
-Niech zgadnę tylko. – Jordan złapał za mój telefon i bezceremonialnie schował za plecami – Jared Pieprzony Leto znów  do ciebie napisał.
-Przyjeżdżają już dzisiaj!- krzyknęłam próbując wyrwać mu telefon – oddawaj, gnomie!
-Aha, czyli mnie wyganiasz na zbity pysk? – syknął z wyrzutem.
-Nie chcę byś zginął, okej? – jęknęłam głośno – oddaj, proszę.
-Idę się pakować. – rzucił mi telefon i odrzuciwszy się na pięcie ruszył w kierunku drzwi. Szybko odrzuciłam telefon za siebie i złapałam go za rękę.
 -Czy widzę męską odmianę focha? – uśmiechnęłam się gdy dumnie wbił wzrok w sufit – to może twój własny foch? Halo. Masz tu łaskotki? Gili gili!- zaczęłam dotykać go pod pachami a ten odskoczył jak oparzony.
-Spadaj! – uśmiechnął się szeroko – to tylko reakcja na twoje brudne ręce!
-Jordan, obiecuję, że jutro się spotkamy, jasne? W tym czasie pomyśl, co możemy namalować. – wskazałam na stertę nie skończonych obrazów – wiem, że marnie przędziesz z kasą.
-Dotychczas żarłem twoim kolegom z  lodówki więc nie narzekam. –wzruszył ramionami.
-Jutro.- obiecałam i ucałowałam go w policzek. Udało mi się go poskromić, jednak buzujące we mnie emocje nie był tak łatwe do ogarnięcia.


Gdy tylko Jordan opuścił terytorium braci wskoczyłam pod prysznic, żeby przygotować się na ich przyjazd. Ubrałam obcisłe fioletowe spodenki, szary płaszcz z guzikami i baleriny w turkusowe symbole. Włosy zawiązałam w warkocz a na twarz nałożyłam delikatny makijaż, który upieczętowałam różowym czerwoną pomadką. Całe to strojenie zdawało mi się żałosne i bezsensowne, ale nie wiadomo dlaczego ciągnęło mnie by wyglądać jak najlepiej. Już o 18:40 czekałam z niecierpliwością na chłopaków co chwilę przesuwając wzrok z tablicy przylotów na wyjście, w którym mieli się zjawić. Wreszcie za pięć siódma pojawił się Shannon, Tomo i.. on. Myślałam, że stracę przytomność. Wyglądał na zmęczonego i niewyspanego, jednak podnieconego i szczęśliwego. Miał parodniowy zarost a blond zmierzwione włosy układały się niedbale na jego głowie. Trochę się zapuścił, ale w tym wszystkim wyglądał bardziej męsko niż zawsze.  Miał na sobie czarne spodnie, ulubione adidasy na rzepy i szarą narzutę na plecach, której funkcji nie mogłam zrozumieć. Jared lubił wyglądać jak wariat, ale czasami jego modowe wpadki mnie dobijały. Nie tylko frontman wyglądał na zmęczonego. Także Shannon i Tomo szli z opuchniętymi oczami a na twarzy palił im się wielki napis „chcę do łóżka”.  Typowe przemęczenie, ale i satysfakcja.  Wkrótce machałam im jak wariatka a tylko barierki przeszkadzały mi, bym do nich doskoczyła. Ochroniarz kazał mi się uspokoić widząc jak trzęsę barierką.
-Tutaj! – krzyknęłam. Jared i reszta wyszczerzyli się w durnym uśmiechu po czym niedbale ciągnąc za sobą walizkę podbiegł do mnie. Zderzył się ze mną umięśnionym torsem i od razu zaatakował mnie ustami. Chciałam coś powiedzieć, ale zapomniałam co miałam na myśli po sekundzie. Czując jego twarde jak skała mięśnie i ciepło bijące od serca chciałam roztopić się jak czekolada i na zawsze pozostać w tych szerokich ramionach.
-Stary zgred.. – wysyczałam pomiędzy pocałunkami.
-Głupia suka.. – warknął przyciskając mnie do siebie z każdej strony. Czułam się jak pełen do połowy dzbanek właśnie był został uzupełniony. Brakowało mi tej stanowczości i siły, którą powinien emanować mężczyzna.
-Wracajmy do domu. – powiedziałam błagalnie nie zwracając uwagi na Shannona i Tomo. Chyba byli na to gotowi, bo tylko głupio się śmiali. W taksówce było bardzo niebezpiecznie, gdyż zajmowałam miejsce na jego kolanach. Za małą opłatą taksówkarz przymknął na to oko. Ten nie ustępował na krok mojej szyi i ustom, które nigdy nie miały być zaspokojone. W domu znaleźliśmy się równo o 20:10. Korki zrobiły swoje, ale nie narzekałam. Gdy taksówka zwalniała i przyśpieszała mimo woli ruszałam się na jego ciele. Jared rzucił walizkę i przyparł mnie do ściany. Nie zwrócił uwagi na bałagan w domu, skupił się tylko i wyłącznie na swojej ofierze, którą byłam teraz ja. Stanowczo złapał mnie za nadgarstki i ułożył je nad moją głową. Skądś znałam ten ruch, ale nie przypominałam sobie skąd. Kolejny raz czułam, że mogę tego żałować, ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać przed dalszymi krokami.  Drażnił zarostem moją twarz. Do nozdrzy wlatywał zapach jego męskich perfum, od których chciałam odlecieć na orbitę. Wziął mnie w swoje masywne ramiona i na oślep zaczął prowadzić na górę. Oplotłam go kończynami i całowałam z pasją. Zderzaliśmy się co chwilę ze ścianami jednak uparcie szedł na górę chcąc odszukać sypialnie. Czułam już skurcze w dolnej partii ciała na samą myśl co mnie czeka.  Zniecierpliwiona jego długim szukaniem drzwi wymamrotałam:
-Drzwi na lewo.
Jared rozpiął mój pasek i rzucił do daleko za siebie jednak zamiast wstąpić w progi sypialni w ostatnim momencie zakręcił. Nie miałam pojęcia gdzie zmierza ale miałam pewność, że jeżeli nie zdecyduje się szybko skończymy tu na korytarzu. Za oknem panowała ciemna noc.

As days go by, the night on fire..

 Wszedł do studia nagraniowego gdzie mieściła się cała perkusja, fortepian, zestaw gitar, kibort i skrzypce. Nim się zorientowałam siedziałam już na czarnym fortepianie gdzie zerwał ze mnie podkoszulek. Dosłownie zdarł. Nie miałam jak dorwać się do jego ubrań bo trzymał me ręce jakby karał za te wszystkie tygodnie sarkastycznych sms-ów i kpiny. W tej chwili bardzo tego żałowałam. Bez protestów rozszerzył moje nogi, w pomiędzy którymi szybko się znalazł. Znalazł się dzięki temu tuż przy mnie gdzie oparł się o pianino. Pochylał się nade mną przy okazji delikatnie ruszając biodrami. Już nie wytrzymałam i jęczałam z przyjemności. To nawet nie było głupie uczucie, bo teraz priorytetem było szybkie spełnienie wygłodniałych pragnień. Śliska powierzchnia instrumentu sprawiała, że ślizgałam się coraz bliżej Jareda a ten skrzętnie z tego korzystał prawie na mnie leżąc. Obniżył się do moich piersi. Były ukryte pod jego ulubioną bielizną więc liczyłam sekundy gdy się  jej pozbędzie. Wykorzystałam jego nieuwagę wyrwałam rękę z uścisku i szybko pozbyłam się jego nakrycia. Czymkolwiek było, leżało już na ziemi zapomniane i pominięte.
-Spałaś z nim? – szepnął niby spokojnie pozwalając pozbyć się mi swojego paska. Zignorowałam jego pytanie i podnosząc się na łokciach zaczęłam dotykać jego torsu. Powtórzył pytanie trochę mocniej  a ja nie zastanawiając się ani sekundy potwierdziłam czerwieniąc się nie ze wstydu, lecz z emocji. Wtedy znów szybko złapał moje  ręce i umieścił je w swoim żelaznym uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale nie puścił. Był wściekły a gniew mieszający się ze słodkim podnieceniem zakręcił mi w głowie. To było piękne. Uzupełnił we mnie brakującą emocję, której wymagałam a nikt nie chciał mi jej dać. Chciałam by ktokolwiek, zwłaszcza ich dwójka, uświadomiła mi jaką jestem tanią dziwką, która pieprzy się z kim chce i właśnie udowodnił mi to samym wzrokiem. Chciałam by mnie to zabolało. Syciłam wzrok tym spojrzeniem aż mężczyzna nie wytrzymał i warcząc ze złości pozbył się i moich spodni i biustonosza, nadal trzymając w uścisku. Wreszcie potem pozbył się i moich czarnych fig, których resztki odleciały w niebyt. Chciałam coś powiedzieć, wydać z siebie jakiś odgłos ale bałam się. Stawał się wręcz agresywny bo targała nim złość i żal.
-Naprawdę mnie chcesz? – syknął.
Pozbył się reszty ubrań, posadził mnie  stanowczym ruchem w pozycji pionowej. Złapał za łydki i zarzucił je sobie w pasie. Jared zaskakująco delikatnym ruchem ujął moją twarz i pocałował, co szybko odwzajemniłam.
-Chcę cię. – wycedziłam ciągnąc go za włosy. Bez wstępów wszedł w moje wilgotne wnętrze, które z początku zaprotestowało pod silnym naporem. Zawyłam mieszanką bólu i przyjemności, jednak z dominacją bólu. Skrzywiłam twarz a Jared natychmiast zwolnił. Gdy tylko był we mnie cały zaczął się powoli poruszać. Trzymał ręce na moich biodrach gdzie dociskał do siebie, ja ręce na szyi, zupełnie jakbyśmy tańczyli. Połączyłam się z nim francuskim pocałunkiem, gdzie nasze języki spokojnie, rytmicznie z dolną partią ciała ocierały się o siebie. Ciężko dyszał a po chwili i ja dołączyłam do niego cichymi pojękiwaniami. Wszystkie dźwięki ginęły w jego garde. Podniecenie rosło z sekundy na sekundę. Zwalniał widząc, że jestem u celu a potem przyśpieszał widząc, że jestem na skraju utracenia cennego skarbu.
-Krzycz.
Ostatnie ruchy obtarły moje pośladki a ten wypełnił moje wnętrze ciepłem. Wszystko to skumulowało się z momencie gdy sama szczytowałam a z ust wychodził potężny gardłowy okrzyk. Stłumił go w swoich ust a ja zderzyłam się z nim prawie głową, która pod wpływem emocji szamotała się w każdą stronę. Odsunął się by oprzeć czoło o me własne a po chwili sięgnął dłonią w stronę mojej kobiecości. Zadrżałam czując opuszki palców jeżdżące po pulsującym wnętrzu. Palcem, którym przebywał we mnie obtarł moje rozwarte usta a po chwili posmakował kobiecego zapachu z moich ust. Czy to miał na myśli profesorek mówiąc o smaku tegoż uczucia? Czy tak smakuje miłość? Zamknęłam oczy i odłączyłam się od rzeczywistości.


"The promises we made were not enough
Never play the game again
The prayers that we prayed were like a drug
Never gonna help me here
The secrets that we sold were never known
Never sing a song a second time
The love we had, the love we had
We had to let it go
Never giving in again, never giving in again



Obietnice które składaliśmy nie były wystarczające
Nie graj nigdy więcej w tę grę
Modlitwy które odmawialiśmy były jak narkotyk
Nigdy mi nie pomogą
Sekrety które sprzedaliśmy nie zostaną nigdy wydane
Nie śpiewaj nigdy więcej piosenki drugi raz
Miłość, miłość
Musieliśmy odpuścić
Nigdy się nie poddawaj, nigdy się nie poddawaj"



~*~
Odnośnie części I 

Ale gówno. 
No ale nic. Usprawiedliwię się faktem, iż miałam przesrany tydzień w szkole
i w ogóle w życiu prywatnym
i w ogóle nie mogłam się skupić
i w ogóle jest
do dupy. 
Jedynym pozytywnym plusem jesteście Wy, bo dzięki wam jest (prawie) 10 tysięcy wejść. Nigdy nie marzyłam o takiej ilości wejść, nie sądziłam, że to co tworzę i wkładam pracę i serce zostanie tak docenione. Dziękuję Wam, dziękuję dziewczynom, które są ze mną od początku tj. pauline-from-mars, Vanity, BlackPearl, zoombie, Stronger, DemonFromMars, leah oraz Nicole. (jeżeli o kimś zapomniałam to celowo. AH! JESTEM ZŁA!!!) W końcu jak czytam wasze pojebane komentarze to mam banana na ryju. Uff, to wszystko wygląda jak pożegnanie ale przed nami jeszcze 90 kolejnych rozdziałów z moim gniotem.
Dziękuję.
+część druga pojawi się soon. Byłoby za długo, więc podzieliłam na dwie części. Wszystko znajdzie się w jednym poście, nie chcę robić bałaganu w liście piosenek.  


Odnośnie części II


Wiem, wiem wiem!
Godzina 9 rano to nie godzina 14.30! Jestem niepunktualna, to tylko moja wina!  I na spóźnione Mikołajki dwie.. sceny napisane przy pomocy Kubusia i w dodatku nieocenzurowane ! Na górze was nie poinformowałam o fragmentach +18, ale jestem zła.. :D Zmiany w wyglądzie były czystym spontanem, ale na razie mi się podoba i tak zostanie przez dłuższy czas. A jeżeli nie miałeś okazji widzieć 300 show Marsów,  w spisie treści znajduje się link do mojego własnego opisu zdarzeń. Nie zanudzam dłużej, czekam tylko na wasze mieszające z błotem, złeeee komentarze, bo wiecie jak je uwielbiam <3.

30 komentarzy:

  1. Żadne gówno, żadne gówno!!! Z niecierpliwością czekam na część drugą. Wspominałam już, że uwielbiam ten unikalny styl? Łamiesz wszelkie konwenanse i to mi się kurewsko podoba!:D Ramona to po prostu... no nie mam określenia nawet !xD Szybko dodawaj nowy! Pozdrawiam i ściskam mocniutko!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba cię pojebało, dziewczynko XD to jest zajebiste, ja kocham Twoje opowiadanie, i pozwól że będziesz na 3 miejscu tuż za Marion i Stronger :D DAWAJ NASTĘPNY, albo sama sobie go napiszę lub włamię się na Twojego kompa (a to umiem, uwierz mi) XD
    Jared jest pierdolnięty, Ramona także, kocham takie związki, takie jebnięte, gdzie się kochają, a jednak potem tak sobie jeżdżą. Aż miło czytać.
    Przyznam, że jak jeszcze nie pisałaś tego opowiadania, planowałam zrobić coś podobnego, ale mnie wyprzedziłaś i muszę wkroczyć do swojego planu C, który umieszczam na 2-gim blogu XD
    Kocham Cięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę, dawaj II częęśćć!!

    PS TWOJE OPOWIADANIE NIE JEST BEZNADZIEJNE, WYBIJ SOBIE TO Z GŁOWY, BO JAK CIĘ ZNAJDĘ, TO CHYBA ZABIJE KASTETEM.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS 2: WYJDZIESZ ZA MNIE? Będziemy wspaniałą rodziną, poetów, pisarzy, będziemy grać Jareda i Ramonę XD :D

    OdpowiedzUsuń
  4. it łos faking emejzing! :D żadne gówno! Jared jest pojebany, Ramona jest pojebana, Jordan jest pojebany, Tomo i Shann też, WSZYSCY! xD ale ja to uwielbiam, po prostu czytam o tych szajbusach i leżę na podłodzę ze śmiechu, banana na ryjcu mam przez cały dzień ^^ UWIELBIAM UWIELBIAM UWIELBIAM! tylko proszę, swoim SOON nie tortutuj nas jak pan Leto,okej? ;D pozdrawiam :*
    the-struggle.blog.onet.pl/ zoombie

    OdpowiedzUsuń
  5. SOON?! no nie żartuj!! ale takie wiesz, krótkie SOON xD nie chcę czekać nieskończenie na dalszą część ;D jacy oni wszyscy są porąbani! pozytywnie oczywiście! xD gacie Shannona mnie zabiły! miesiąc w jednych i tych samych! fuujjj! ;D on jest jednak nienormalny xD ale to Zwierzak, nie ma co się dziwić ;D Tomo na kacu jest boski! hahaha xd zajebiście musiał wyglądać z mokrymi włosami ;DD a Ramona to niezła szajbuska! akcja z tymi bandziorami! no mega! odważna bestia z niej ;DD czekam standardowo na więcej xDD i powtarzam jak wyżej!! TO NIE JEST ŻADNE GÓWNO!!! uwielbiam Twoje opowiadanie, bo jest inne od wszystkich xD wgl tak sobie myślę, że chyba Ramona w końcu mu powie, że go kocha xD no bo w końcu ile można xDD jednak tak jest lepiej xDD skaczą sobie niemal do gardeł xDD dzieje się dużo! xD i tak ma być ;DD o to w tym właśnie chodzi xD dobra, kończę ten chaotyczny komentarz xDD dziękować za podziękowania ;DD pozdrawiam;**

    OdpowiedzUsuń
  6. OKKK, TO NIE BĘDZIEMY UDAWAĆ <3 WEŹMY ŚLUB 26 GRUDNIA :)
    ŻONO MOJA, SERCE MOJE <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ale się porobiło... oczywiście jest bardzo ciekawie co mi się podoba :)dodaj szybko drugą część , nie mogę się już doczekać! ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. SOON!!! Really!!! Tak się nie robi... A wracając do opowiadania. Czytałam i czytałam i czytałam. Nawet nie zwróciłam uwagi, że się ciemno za oknem zrobiło:))) To jest po prostu świetne. Uwielbiam to co jest pomiędzy Ramoną i Jaredem, niby wszyscy wiedzą, że się kochają, ale oni boją się do tego przyznać. Ciekawe jak to wszystko rozegrasz... Parę razy o mały włos nie spadałam z krzesła - majty Shannona rządzą:)))) Szybko dodawaj kolejny, tzn II część bo już się nie mogę doczekać:))))
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  9. cześć.
    przykro mi, nie informuję na blogach, szkoda mi czasu na latanie. jeśli już, to na komunikatorze.
    a skoro już czytasz, to bardziej na miejscu byłoby zostawienie konkretnego komentarza, z jakąś opinią.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie ta zazdrość nie wynika z zawiści, a z ogromnych kompleksów, które posiadam. I im dłużej coś robię, tym moje kompleksy są większe, szczególnie gdy trafiam na tak utalentowane osoby jak ms. nobody, którą uwielbiam zarówno jako autorkę i jako osobę, o ile mogę tak powiedzieć,znając ją jedynie przez internet. Kiedy czytam - i widzę po sobie - jak jej opowiadanie działa na innych to strasznie jej zazdroszczę, bo zawsze marzyłam o tym, by coś co ja robię tak na kogoś wpływało. Wiesz, to jest coś w stylu wrażenia, że ktoś osiąga to, co ja chciałam osiągnąć. Wiem, że ja nigdy nie dotrę do tego poziomu i to jest smutne. Może komentarz tak nie brzmiał, ale moja zazdrość jest raczej taką zdrową zazdrością, o ile tak to mogę określić.
    Wybacz chaotyczność, ale nie mam dnia na pisanie, a nie mogłam nie odpisać na Twój komentarz. Mam nadzieję, że Twój, bo ja mam taką średnią pamięć do nicków :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez te twoje dziękowanie zrobiło mi się niesamowicie miło, za co dziękuje ci.
    twoje opowiadanie jest niebo lepsze od większości książek, które czytałam i dlatego ja tak bardzo je kocham. Uważam że na wejściu do bloga ta jak w niektórych jest "dla dorosłych" to u ciebie powinno być "wysoce uzależniające ,wchodzisz na własne ryzyko" a wiesz dlaczego, bo według mojego firefox'sa wchodzę na nie częściej niż na facebook'a, tak po prostu mój dzień zaczyna się od sprawdzenia "co tam nowego u Ramony" i tak z parę razy dziennie. A jak widzę komentarz "nowy rozdział" to na mojej twarzy pojawia się banan i jak tylko mam czas zagłębiam się w lekturze. Jesteś moim prywatnym guru, ja to czytam czasem mam ochotę płakać razem z Ramonom, śmiać się z nią. Trudno mi to opisać to świetne uczucie, jakbyś czytała jedno z najciekawszych książek.
    Zaczynając moje opowiadanie miałam nadzieję, że kiedyś uda stworzyć mi się taki nastrój i muszę przyznać, że tobie się to udało i trzymać tak dalej ;) No dobra a teraz o rozdziale bo się rozpisuje nie na temat. Gacie Shanna rządzą! Szkoda że Ram z nimi nie pojechała i wolę jak jest z Jared'em i to właśnie jego powinna wybrać. Doznałam szoku kiedy (kiedyś tam, nie pamiętam kiedy) odkryłam, że Jordan wygląda jak młody Jay... świetne! Ja mam nadzieję, że to SOON to takie max tygodniowe SOON, a nie Jaredowe;)
    Buziaki ;*
    Komentarz jako: Twój osobisty fangirls.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakie gówno??? Rozdział jest jak zwykle genialny. Co chwila zastanawiam się czy wybierze któregoś z chłopaków a jak tak, to którego :P Hmm czemu Ram nie pojechała z Marsami w trasę? Chiny i Japonia... Jak ja bym chciała się tam znaleźć :) Uwielbiam te momenty gdy Ram z Dziadem wkurwiają się niemiłosiernie a chwilę później się całują i wszystko dochodzi do normy... Ty nie masz za co mi dziękować, to ja Ci dziękuję :** Bo dzięki Tobie i Twojemu opowiadaniu chcę mi się włączać kompa po ciężkim dniu w szkole <33

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam.Powiem Ci, że styl masz ciekawy i luźny ale staraj się dodawać notki w ciut większej czcionce, bo albo ja naprawdę tracę wzrok i literki mi się zamazują albo nie wiem co jeszcze. Pogubiłam się też trochę na początku w treści, może też nie czytałam dokładnie? Pomieszało mi się w momencie, kiedy Jay siedzi i wpatruje się w miasto razem z Ram, a potem już nagle są w aucie. Kurczę, wracałam chyba 3x aby załapać wszystko.
    Masz też momenty gdzie dialogi idealnie współgrają z opisami, a czasem jest dłuższy opis, potem dialog, jakoś to mnie tak razi.
    Podoba mi się to, że nie opisujesz Bóg wie czego przez pół strony, za co plus.
    Ogólnie zachęciłaś mnie do dalszego czytania i przepraszam, jeżeli w jakiś sposób Cię obraziłam moimi słowami, ale już taka jestem, nie umiem kłamać. Może nie jestem znawcą stylistyki języka polskiego i nie wiem gdzie powinien być przecinek, po prostu mówię to co myślę na dany temat, a czy autor weźmie sobie te słowa do serca to druga sprawa. Może i uważasz mnie za egoistkę zapatrzoną w swoje dzieło i już więcej do mnie nie zajrzysz.Mimo wszystko w wolnym czasie będę tu zaglądać :) Pozdrawiam,
    [lost-in-daydream]

    OdpowiedzUsuń
  14. Żono, ja wszystko biorę z deviantart (czyt. nagłówki) XD tylko szablon jest mój XD

    OdpowiedzUsuń
  15. Żono moja, numer gadu, nick twittera podany jest w "O autorze"., Ale skoro moja żonka nie umie czytać, to jej podam tutaj: 35517614 XD Ja już pisałam do żony, ale nie odpisała ;C

    OdpowiedzUsuń
  16. Hahaha, obiecuję - poleje się krew. Może nie dosłownie ale zbyt długa cisza zwiastuje burzę. :-)
    Na pewno wrócę, może przesadziłam z tym Nowym Rokiem, pewnie znów mnie coś poniesie i nawet w wigilię może coś wpaść.:D
    Pozdrawiam i dziękuję, że czytasz te moje słodkie, polane podwójną porcją lukru wypociny. :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Nareszcie zebrałam się w sobie, żeby przeczytać Twoje opowiadanie. Usiadłam sobie wczoraj o godzinie dwudziestej pierwszej z kubkiem zielonej herbaty i rozpoczęłam lekturę, która zajęłam i czas do trzeciej w nocy.
    Co mogę powiedzieć? Prolog przypadł mi do gustu, taki rodzinny, ciepły i z wykorzystaniem fragmentu z piosenki mojego ulubionego, POLSKIEGO zespołu Dżem. Idąc dalej znalazłam kilka błędów, ale kto z nas ich nie popełnia, hm? Podpowiem Ci tylko, że musisz popracować nad powrórzeniami, bo zdarzają się zdecydowanie za często. Uwielbiam długość Twoich rozdziałów. Nie są nudne, ale z drugiej strony nie dzieje się w nich za dużo. Też chciałabym się nauczyć tak opisywać różne sytuacje. Dalej... jestem ciekawa jak rozegrasz te historię. Od pierwszego rozdziału do tego, dziewiątego, zauważyłam już sporą zmianę w charakterze Ram, ale jestem pewna, że będzie jeszcze ciekawiej, dlatego proszę Cię, żebyś informowała mnie o nadchodzących odcinkach.
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    the-believer

    A no i jeżeli mogłabyś, to podaj mi swój numer gadu do informacji, bo zostawiłaś prośbę o to. Jest mi po prostu łatwiej i szybciej i nikogo przy tym nie pomijam. Z góry bardzo Ci dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie, no świetny! Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale próbne egzaminy gimnazjalne robią swoje -.- scena z gaciami mnie rozwaliła a Jordan to dziwny gość. :D Zaskakuje mnie jego postawa i dziwę się Ramonie, że w ogóle się z nim spotyka. Ale ten numer jak podeszła do tych facetów też świetny. Uwielbiam to opowiadanie. Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  19. m. kiedy następny, no dawaj rzesz! :DD

    OdpowiedzUsuń
  20. Baaardzo mi się podobało.. z resztą jak zawsze :D
    Wkurza mnie trochę Ramona.. jak ona tak może 2 na raz kochać ? Tu z jednym a zaraz tam z drugim... no ale rozumiem, rozumiem tak musi być ;p
    Fajny motyw z tym ich wyjazdem i fajnie, że Ramona została :D coś będzie się działo.. czuję to w powietrzu :D
    Fajnie, że zostałam tam wymieniona :D miło mi *__* i ja również dziękuję za stworzenie tego opowiadania. Pisz dalej i nie przestawaj ! To najlepsze opowiadanie o chłopakach jakie czytałam ;) a na prawdę czytałam już duuuużo (tzn. próbowałam )

    OdpowiedzUsuń
  21. !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! II CZĘŚŚŚŚŚĆĆĆĆĆĆĆĆĆ!!!!!!!!! *CAŁUJE MONITOR* KOCHAM CIĘ ŻONO <3333333333
    KOCHAM AWHRTFSDKJA DAJ 10 ROZDZIAŁ *-*

    PS NIEDŁUGO NASZ ŚLUB, SZYKUJ SIĘ NA OSTRĄ JAZDĘ PO ŚLUBIE. WIESZ ;>>>>>>>>> XD

    OdpowiedzUsuń
  22. Druga cześć wymiata!!! Siedziałam czytając to otwartą buzią i przez cały czas, aż do teraz nie mogłam jej zamknąć ;) Ramona nie raz mnie jeszcze zaskoczy, najpierw Jordan, później Jared - żyć nie umierać. Mam ochotę skakać i krzyczeć latając po całym domu; JORDAN SIĘ ZAKOCHAŁ!!! No mianowicie ponosi mnie. Czekam na dziesiąty!
    PS. Nowy wygląd z tym Jared'em spoglądającym na panoramę miasta jest niesamowity! Prossszzeee zostaw go jest tak piękny, że się napatrzeć nie mogę ;)
    Pozdrowienia ;***

    OdpowiedzUsuń
  23. ale się zdziwiłam.. oczywiście bardzo mi się podobało :)Świetnie wszystko opisałaś ! Fantastycznie !!!! :))) Ps. Cudowny wygląd bloga :))))

    OdpowiedzUsuń
  24. ómarłam i nie powstanę. ramonko, ta Twoja bohaterka to mnie do szewskiej pasji doprowadza. Mam ochotę jej przywalić i jednocześnie przytulić. Uwieeeeeelbiam ją!
    II część wymiata, jak bolero!

    OdpowiedzUsuń
  25. Na początku nie chciało mi się komentować, ale ja już tak mam. Stwierdziłam, że mam czas i mogę zrobić to, równie dobrze, później. Poszłam do kuchni zrobić sobie frytki i pomyślałam sobie "a co mi tam!" i pobiegłam do komputara, żeby napisać kilka słów od siebie (swoją drogą - spaliłam te frytki). Cóż mogę powiedzieć? Rozpoczęła się prawdziwa wojna pomiędzy moimi dwoma ideałami i wewnętrzne rozdarcie Ram. Oj tak, opisujesz właśnie ideały moich mężczyzn. Z jednej strony chciałabym słodkiego, ale jednocześnie energicznego mężczyznę, który bawi się życiem, a z drugiej strony kogoś, kto niczym się nie przejmuje, chodzi w podartych spodniach i zniszczonej kurtce. Jednak nie patrząc na to, zdecydowanie jestem za Jaredem i trochę mi go szkoda.
    Mam nadzieję, że jednak wszystko skończy się dobrze i Ram będzie umiała zdecydować.
    Pozdrawiam :*
    the-believer

    OdpowiedzUsuń
  26. no to czas na skomentowanie części II: AAAAAAAAA! KOCHAM,UWIELBIAM,RZYGAM TĘCZĄ! najlepszy rozdział ever! tylko kurde.. ten Jordan mnie wkurza -.- zabijesz go? nie mówie,że w następnym rozdziale... ale tak za 2? 3? no dobra, góra 5 rozdziałów ci daje i on ma być 2 metry pod ziemią. i tyle. NIENAWIDZĘ GO. pozdraiwam :*
    the-struggle.blog.onet.pl , zoombie

    OdpowiedzUsuń
  27. wiesz...chcesz zeby cie powiedziec jak bardzo nie umiesz pisac i jak bardzo jestes do dupy ale kurwa kobieto!! jestes zajebista!! wybacz..jak napiszesz cos z dupy osła wyjete to wtedy moge cie zmieszac z blotem ale jak na razie jestes zajebista :D no i nadal mam to male ALE...Jordan!!! lubie go ale nie chce zeby spieprzyl wszystko! bedzie takim dupkiem i spieprzy????!!!!!jak nie chcesz mowic to szybko napisz nowy rozdzial...wiesz...mam twojego twittera :D bede cie nagabywac o nowy rozdzial... :D WENO PRZYBYWAJ! Oola

    OdpowiedzUsuń
  28. Po pierwsze przyznaję się bez bicia jestem tumanem:D A po drugie: WHAT THE F**K WAS THAT!!! Dziewczyno powaliłaś mnie drugą częścią i wcale nie mam na myśli tych, jak to napisałaś na początku, demoralizujących scen (choć te też były niczego sobie) a raczej postępowanie Rudej, które mi się całkowicie nie podoba. Chodzi mi o to jaki ma stosunek do Jordana i Jareda. Ja nie chciałabym być na ich miejscu. Ale pomimo, że nie podoba mi się jej postawa, to muszę przyznać, że robi się tutaj coraz bardziej ciekawie. Pisz dalej tak samo ciekawie, albo i lepiej, bo poprzeczkę ustawiłaś sobie wyyyyysoko i wiedz, że teraz nie zadowolisz mnie byle czym.
    Cieplutko pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie wiem co powiedzieć! Część I i II jest taka świetna, współgrająca ze sobą.. Nie mam pojęcia co będzie dalej i strasznie się w to wciągnęłam! Gratulacje i tak jak u góry powiadamiam cię, że postawiłaś sobie poprzeczkę bardzo wysoko i szczerze nie sądzę byś tą poprzeczkę zdołała pokonać. Mimo wszystko trzymam kciuki! .m

    OdpowiedzUsuń
  30. Boże jak ja nie lubię tego Jordana. Nie podchodzi mi no. Według mnie Ramona i Jared byliby świetną parą,a tu przez przypadek ten ktoś im się wwala :x Shannon i broda Tomo są świetni :D Kocham ich po prostu kocham :D
    + głupio się przyznać ale lubię te erotyczne sceny z Ramoną i Jaredem :3 Tą z Jordanem nie za bardzo :D(fujjurdanfuj)

    OdpowiedzUsuń