Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę każdemu mojemu czytelnikowi upić się do nieprzytomności w Sylwka!!!
Ostrzeżenie:
Ostrzeżenie:
Dzisiejszy rozdział jest inny. Używam tego ogólnikowego słowa kolejny raz i mam go dosyć. Dlaczego więc nie użyję innego? Bo słowo inny mówi tyle, ile powinno. Jesteście tuż przed "pożarciem" 10-tki więc nie owijając w bawełnę: dzisiaj zamiast typowego ostrzeżenia o fragmentach +18 sugeruję Wam delikatnie, że to będzie coś więcej niż zwykłe/bardziej +18. Chyba wyjaśniać nie trzeba? Nie przedłużając: jeżeli miałeś dziś świetny dzień i nie chcesz stracić humoru nie czytaj tego. Jeżeli masz słabe nerwy nie czytaj tego badziewia. Tak właściwie to w ogóle nie czytaj tego.
Herosów i twardzieli zapraszam do lektury.
~*~
Ranna mżawka za oknem była pierwszą tego roku. Nie powinna mnie dziwić, bo i tak się spóźniła, jednak sukcesywnie potęgowała mój zły humor. Nie wiedziałam gdzie jest jego źródło ani zarodek, bo dzisiejszego dnia dosłownie wszystko skumulowało się w jednym miejscu i czasie, ściślej mówiąc: w mojej głowie. W dodatku pogodziłam się z myślą, że ani poranna kawa ani tym bardziej muzyka Britney Spears nie naciągnie mi na tyle mięśni twarzy, by choćby ociupinkę się uśmiechnąć. Jak na razie moim postępem było wstanie z łóżka i przyglądanie się otaczającemu mnie światu. Co chwilę przesuwałam wzrok, to od okna i mokrych liści spadających bezwolnie na parującą ziemię, to na mężczyznę śpiącego w pozycji embrionalnej i w dodatku wtulonego jak dziecko w poduszkę. Zachwycałam się ponownie jego budową ciała i spokojną twarzą, przyćmioną teraz kotarą snów i marzeń.
Spał.
Spał jak dziecko, jak kamień i w dodatku zabity. Nawet moja poranna wywrotka na własnym bucie z hucznym upadkiem na ziemię nie zdołała wyrwać go z objęć Morfeusza. Opcje były dwie, a ja jako osoba z wysokim stopniem samooceny od razu przyjęłam tą drugą. Albo mężczyzna był wykończony trasą i lubił spać, albo po wczorajszym bardzo się zmęczył. Nie twierdzę, że mi było łatwo wstać o 6-ej rano, zwłaszcza przygnieciona jego cielskiem i w kajdanach jego uścisku. Wiedziałam jednak, że jako ukryta masochistka wolałam pomęczyć się od samego rana i nagromadzić sobie w głowie świeżą ilość informacji. Jego skulona postać pomagała odganiać mi te informacje a ja syciłam się ich momentami odejścia - spokoju, i powrotu- bólu. Siedząc na taborecie tuż obok niego skupiałam się tylko na tym cudzie natury. Na tym głupim cudzie natury. Trzeba być naprawdę półgłupkiem, żeby pomylić mnie z poduszką. Jared wtulił się w nią jak w człowieka, nogi splótł o pościel a ręce i twarz z każdej strony ograniczały poduszkę. Albo za mną tęsknił albo za mną tęsknił, i tu nawet nie musiałam sugerować się własnym poziomem ego. Wstałam z miejsca i kucnęłam niemal centymetr od jego twarzy. Łóżko było niskie, pewnie żeby upadek z niego nie był aż tak bolesny. Nieśmiało wysunęłam rękę i upewniwszy się, że ma twardy sen, dotknęłam jego zmierzwionych włosów. Na myśl pchała mi się jedna myśl, zwłaszcza po tym co wczoraj od niego dostałam, mianowicie.. Nie, to takie żałosne! Nie mów!
Mój mężczyzna…
Chciałabyś, idiotko. Nigdy nie będzie twój, sami sobie jesteście przeciwieństwami! Ale czy przeciwieństwa się nie przyciągają? A Jordan? To wszystko doskonale się uzupełnia. Biegun północny i biegun południowy. Ogień i woda. Słońce i Księżyc. Opera i zespół Heavy Metalowy!
Dłonią zawędrowałam niżej do jego twarzy, gdzie palcem kreśliłam znaki na jego powiekach.
Jordan nie mógł być uważanym przeze mnie jak pachołek, jak przeszkoda, jak „jednorazówka”. Już więcej nią nie jest i nie będzie. Stał mi się bliski i nigdy nie chciałam go zranić, jednak wiedząc co czeka mnie już za parę godzin czułam paraliż w sercu i chciałam zapaść się pod ziemię, by to ktoś inny, nie ja, podjął za mnie tę decyzję. Czułam się jak kat, który decyduje o ścięciu głowy. A jak mogłam ścinać głowę komuś takiemu jak Jordan, który nauczył mnie patrzeć na świat z dystansem a jednak być niemu bliską. Z drugiej strony wczorajszy dziki seks, który nie zapowiadał zmiany, ewoluował do najwyższej fazy uczucia. Nie pamiętam nawet kiedy to się stało, ale jednak miało to miejsce. Po nakarmieniu pierwotnych instynktów przypomnieliśmy sobie co dla siebie znaczymy z Jaredem. Nie mogłam już dłużej leżeć w jego ramionach, właśnie jak ta pachnąca mną podsuszka, którą podłożyłam mu by się nie zbudził, bo maltretowało mnie poczucie winy, że znów krzywdzę tamtego. Wyobrażałam sobie siebie jako splecioną wielkim, grubym sznurem i ciągniętą na siłę z dwóch stron przez Jordana i Jareda. Oczywiście, że Jared był silniejszy i miał większe szanse, ale im byłam bliżej Jareda, tym miałam większe wyrzuty sumienia i sama pchałam do Jordana. Nie wyobrażałam sobie kolejny raz widzieć go we łzach.
Ten dzień był dniem mojego ostatecznego wyboru. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć, nie chciałam byśmy wszyscy kisili się w tym jak warzywa i w końcu zdechli z wycieńczenia. Obiecałam sobie, że jakąkolwiek decyzję podejmę nie opuszczę nigdy żadnego. Sama nie wiedziałam co znaczy „nie opuścić” i co miałam na myśli obiecując sobie to, ale wolałam sobie obiecać największą bzdurę niż pozostawić to w powietrzu. Opuściłam sypialnie i mozolnym krokiem zeszłam na dół, gdzie spróbowałam z herbatą jaśminową. Gdy woda tylko zaczęła się gotować wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam do Jordana chcąc się z nim spotkać i omówić całą sytuację, ale los znów odwrócił się do mnie gołym dupskiem. Nie odebrał a ja miałam styczność z jednym człowiekiem – z jego sekretarką, która tak właściwie jest nagranym głosem. Coraz bardziej rozdrażniona i zła nalałam sobie przezroczystej wody do kubka i usiadłam na krześle w jadalni gdzie trzy razy uderzyłam głową o stół szukając w zakamarkach głowy innego, lepszego wyjścia.
-Hej!
Podskoczyłam przerażona i cudem nie wylałam sobie wrzątku na spodenki.
-Tomo! – syknęłam cicho nie chcąc zbudzić reszty – zgłupiałeś?! Zawału człowiek dostanie!
-Przepraszam. – zaśmiał się pochodząc do starego radia – to z przyzwyczajenia. Lubię straszyć ludzi.
Z głośnika wypełzł powolny dźwięk gitary a ja przyzwyczajona do tego, że dzisiaj wszystko jest przeciwko mnie wsłuchałam się w tekst.
So pretty, so smart…
Such a waste of a young heart…
What a pity…
What a shame…
What’s the matter with you man?
Jaki śliczny, jaki słodki...
Jakaż strata młodego serca....
Jaka szkoda....
Co za wstyd....
Co jest z tobą, człowieku?
Jaki śliczny, jaki słodki...
Jakaż strata młodego serca....
Jaka szkoda....
Co za wstyd....
Co jest z tobą, człowieku?
Warknęłam donośnie i wbiłam wzrok w fakturę stołu
-Kolejny filozof, który mówi do mnie muzyką albo metaforami, dzięki ci, Boże! – syknęłam.
-Nie, po prostu widzę co ci dolega. – Tomo usiadł naprzeciw mnie z dietetycznym jogurtem a ja wbiłam w niego mordercze spojrzenie. Chciałam wykrzyczeć co tak naprawdę mi dolega, nie tylko psychicznie, ale opanowałam się kosztem drżenia ciała.
-Mieszkając z dwójką braci można nabawić się kompleksów i sięgać po drastyczne kroki, hmm? – zakpiłam chcąc mu się odszczekać – żeby aż sięgać po 0%-owe serki, no, no..
-Ramonko, a kto dzisiaj nie popełni samobójstwa? Jared czy Jordan? Komu Wielka Pani Serca da szansę? – syknął sarkastycznie. Zacisnęłam palce na kubku aż zbielały mi knykcie.
-Ej, Tomo, czemu cała kabina prysznicowa jest we krwi! Tomo! Opanuj swoje hemoroidy! – wrzasnął nagle Shannon. Ponownie podskoczyłam na krześle po czym szybko zlokalizowałam goryla schodzącego ze schodów niczym King Kong.
-Nie, mam tylko okres. – Tomo posłał mi złośliwe spojrzenie a ja zacisnęłam zęby tak mocno, że myślałam, że je sobie stłukę. Zanim Shannnon zrozumiał o kogo tak naprawdę chodzi, przyjął swoją nową taktykę, czyli dręczenie Tomo. Wiedziałam, że po nim nadejdzie pora na mnie.
-Zróbmy konkurs. – Zwierzę walnęło ręką tuż obok mojej filiżanki – kto zużywa więcej podpasek? Czas start!
-Ty lepiej mnie nie wkurwiaj dzisiaj, dobrze ci życzę.. – wycedziłam szybko. Popełniłam błąd: on od razu zaczął mnie dręczyć.
-Braciszku, już wyobrażam sobie takiego wielkiego grzyba atomowego nad naszym domem – powiedział Tomo a Shannon upadł na ziemię kwicząc jak świnia. Nie wiem od kiedy ten debil tak się śmieje, ale dobrze mu tak. Kwicząc i wijąc się jak świnia brakowało mu tylko poskręcanego ogonka na tyłku by wysłać go do ubojni.
-Niech no Tomo pokaże nam swoją wygoloną niunię to wtedy i ja się pośmieję. – syknęłam.
-Konkurs uważam za otwarty! – Shannon usiadł obok mnie, tym razem normalnie –no, no.. wczoraj z Jaredem zaszalałaś. Zastanawiam się jak wy kobiety to robicie.
-Niby co? – spojrzałam na niego spode łba.
-Wyliczacie co do sekundy dokąd możecie a potem wybiegacie z łóżka i szybko do kibla wsadzić tampon! – wybuchł i wreszcie udało mu się wylać mój kubek z herbatą. Wstałam i podeszłam do blatu gdzie odwrócona do nich plecami oparłam głowę o szafkę
-Przestańcie. – warknęłam, jednak gdyby nie wyuczone granie twardej suki pewnie zabrzmiało by to jak skomlenie psa. Czułam się cholernie słaba i zachciało mi się płakać, nie tylko z powodu cholernych kobiecych dni, ale i dlatego, że miałam dzisiaj powiadomić Jordana o naszej rozłące
-Widziałeś zwiastun „Lśnienia”? – spytał Shannon – to samo dzisiaj w naszym domu!
Kolejny wybuch tubalnego śmiechu a mi zaczęły drżeć nogi. W głowie majaczył się widok całej kabiny prysznicowej i brodzika w czerwonej cieczy…
Wtedy usłyszałam ten cudowny głos i szybko się odwróciłam. Stał bez koszulki na schodach i uśmiechał się do mnie promiennie. Shannon i Tomo nie przestali się śmiać, nadal przypominali sobie moment w historii kinematografii gdy korytarz zalewała wielka fala krwi.
Piosenka 6
-Co was tak śmieszy? – Jared Jordan stanął obok mnie.
-Nieważne. – syknęłam ignorując chłopaków i uśmiechnęłam się zmysłowo do niego. Postanowiłam pocałować go w usta. Westchnął rozmarzony i wplótł palce w moje włosy chcąc być bliżej.
-Uwielbiam cię, wiesz? – szepnął mi wprost do ucha.
-Co? – spytałam jeżdżąc po jego wyrzeźbionym torsie. Oczy miałam delikatnie przymknięte, jednak nawet przez tą wąską szczelinę widziałam pewną metamorfozę w jego ciele. Jego zwykle umięśniony tors, tak idealny i muskularny, dzisiaj z jednej strony lekko zwiotczał i zmalał. Ramię nie było już tak muskularne i szerokie, a niższe i szczuplejsze.
-Wybierz mnie, on jest do niczego.. – ponownie szepnął mi wprost do ucha. Nie znałam tego głosu znikąd, jednak coś z tyłu głowy podpowiadało mi, że znam ten głos. Nie był ani męski jak Jareda, ani zachrypnięty od papierosów Jordana. Coś pomiędzy nimi dwoma, ni to wysoki, ni niski.
-Czemu? – spytałam wtulając twarz w jego własną. Na skórze poczułam przyjemne włoski na jego brodzie a po przesunięciu się na drugi policzek odczułam już nienaganną gładkość i dziecięcość…
-Jesteśmy dla ciebie.. oboje.. – powiedział znów swoim głosem a obie dłonie przesunęły się wprost na moje pośladki gdzie niczym pijawki przywarły do nich. Jedna była delikatna, nieśmiała. Druga zaś stanowcza i silna. Otwarłam oczy i krzyknęłam histerycznie widząc bestię centymetry od siebie. Przez środek jego ciała przechodziła cienka, czarna przerywana linia dzieląca ciało na pół, jakby zaraz miał przechodzić operację plastyczną. Jedna połówka przedstawiała Jareda, jego niebieskie oczy, delikatny zarost i delikatny, lubieżny uśmieszek. Druga połówka charakteryzowała się mleczno-czekoladowym kolorem oczu, słodkim noskiem i tym dziecięcym uśmieszkiem. Był karykaturą człowieka. Jedną nogę miał dłuższą, drugą mniejszą przez co kulał i przechylony był na drugi bok. Z jednej stron czaszki wyskakiwały mu krótkie blond włosy, po drugiej zaś stronie długie, przepocone i tłuste kasztanowe pasemka.. Na torsie skóra naciągnięta była w obrzydliwy sposób by ukryć ich fizyczne różnice. Skóra z pępka Jordana wszyta była jakimś drutem aż do mostka Jareda tylko po to, by zakamuflować różnice ich ciała. Niebieskie i czekoladowe tęczówki świdrowały mnie paraliżując strachem a usta wykrzywiły się w potwornym uśmiechu.
-Dzień dobry, Ramonko. – Jared Jordan znów ucałował mnie swoimi połówkami ust a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami.
`````````````
-AAAAAAA!!!!
Okropny krzyk rozległ się po całym domu a ja spocona jak po kilometrowym biegu o życie i śmierć wyskoczyłam z łóżka rozglądając się z bijącym sercem wokół siebie. Nim zdążyłam zauważyć cokolwiek, drzwi sypialni otwarły się z hukiem i donośnie walnęły o ścianę. Stał w nich Jared.
-Skarbie, co ci jest!? – krzyknął rozglądając się wokół mnie, czy to w poszukiwaniu pająka czy klauna. Miał przejęty wyraz twarzy ale co najważniejsze- miał twarz. Rzuciłam się i przywarłam do niego szlochając i oddychając spazmatyczne.
-Kochanie, miałaś zły sen? – spytał otaczając mnie swoimi ramionami. Ponownie wybuchnęłam płaczem przypominając sobie twarze tego potwora. A teraz przyszły do mnie obawy kim jest to coś, do którego się tak ufnie przytulam.
-Spójrz na mnie. – szepnął a ja zatrzęsłam się jak osika. Bałam się, że znów zobaczę tą parę oczu w innych kolorach.
-Nie chcę.. – pisnęłam tuląc się do niego. Ostatecznie tamten stwór nie chciał robić mi krzywdy więc ten na pewno też tego nie chce.
-Ramonko, to był zły sen.. spójrz na mnie. – powtórzył uparcie. Widząc, że nie chcę dowiadywać się z kim albo czym mam do czynienia ujął mój podbródek i zmusił mnie bym na niego spojrzała. Zamknęłam szybko oczy trzęsąc się coraz bardziej. Łzy zaczęły palić mi policzki.
-Jared, co się stało? – usłyszałam głos Shannona i wtedy cały strach się gdzieś ulotnił. Otwarłam oczy i widząc parę pięknych, lśniących turkusowo oczu przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.
-Zostaw nas samych. – zwrócił się do Shannona po czym wziął mnie jak piórko na ręce. Posadził mnie na łóżko tuż obok siebie a ja nie mogąc wytrzymać ani sekundy bez jego dotyku usiadłam na jego kolanach i jak ośmiornica oplotłam go każdą kończyną.
-Powiesz mi co ci się śniło? – spytał cicho. Zaprzeczyłam kiwając głową bo nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Zbyt bardzo zachwycałam się widokiem jego idealnej twarzy i ciała. Jared zmył łzy z mojej twarzy.
-Będzie wtedy ci lepiej. – upierał się. Odwróciłam wzrok i starałam się uspokoić jednak nie patrząc w jego niebieskie oczy od razu traciłam pewność siebie. Wtedy to było moje jedyne lekarstwo na strach. Położyłam rękę na jego policzku i ze szklącymi się oczami wyszeptałam:
-Kocham cię… - pisnęłam i znów rozbeczałam się przypomniawszy sobie tamte twarze. Nawet nie miałam pojęcia jak te słowa zabrzmiały, jak mogły wyglądać, w jakim momencie je powiedziałam, jak je odebrał i czy w ogóle je powiedziałam. Wszystko mnie bolało i wyczuwałam słabość w nogach. Właściwie nie wiedziałam co jest snem a co jawą.
-Mój Boże, Ramciu.. – złapał mnie mocno za ręce i przycisnął do siebie – co to było…
-To było straszne.. – odnalazłam w sobie wystarczająco dużo siły by mu wyjaśnić – było was dwóch.. właściwie jeden.. to znaczy w jednej osobie dwóch.. jakbyście byli do siebie przyszyci.. jak ubrania, jak jakieś skóry ze zwierząt.. rozmawiałam z wami.. nie wiem co to było, nie chcę…!
-Ci.. – znów mnie utulił a ja odetchnęłam czując jego silne serce, które było w stanie mnie obronić. Jednocześnie czułam się przy nim tak bezbronna ale i bezpieczna.
-Masz wybujałą wyobraźnię albo piękny umysł i napiszesz kiedyś scenariusz do horroru. – uśmiechnął się a ja skryłam mocniej w jego ramionach. Najchętniej bym stamtąd nigdy nie wychodziła.
-Wiem.. – odwzajemniłam wreszcie uśmiech. Czym prędzej zasmakowałam jego ust i upewniłam się tym samym, że mam do czynienia ze 100%-owym Jaredem. Popchnęłam go do przodu i po chwili leżałam na nim jak kocica. Serce już się uspokoiło a koszmar zniknął w niepamięć choć wiedziałam, że ty to zasługa tych niebieskich oczu. Gdybym tylko odwróciła od nich wzrok koszmar pewnie by wrócił. Tymczasem Jared ucieszył się z naszej nowej pozycji i obsunął ręce do pleców gdzie zaczął sunąć po nich w górę i w dół. Pomimo tego, że gapiłam mu się w oczy, milczałam. Dobrze wiedział co mam na sercu i o czym chce porozmawiać i tylko uśmiechał się triumfalnie potwierdzając moje domysły.
-Słyszałeś… - burknęłam a ten przytaknął. Przewróciłam wzrokiem i ciężko odetchnęłam. Szczerzył się coraz bardziej.
-Miałeś omamy. – zachichotałam.
-Miło mi. – przegryzł wargę zadowolony a ja wstałam z niego z oburzeniem malującym się na twarzy.
-Wal się. – syknęłam.
-Może jakieś podziękowania za uratowanie od przebrzydłych potworów? – zaatakował mnie z tyłu gdy zakładałam spodnie i podkoszulek. Odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam głęboko w oczy.
-No, czego chcesz? Dam ci wszystko. W nagrodę.
-Od ciebie potrzebuję tylko namiętnego całusa.. – zatrzepotał rzęsami jak dziewczyna a ja uśmiechnęłam się szeroko. Ostatecznie dostał ode mnie słodkiego całusa na pożegnanie i gdyby nie siła wyższa oraz świadomość, że mam dzisiaj coś do zrobienia to pewnie zostałabym w jego ramionach i nie wychodziła. Trudno było mi opuszczać to miejsce ale musiałam dla dobra każdego z naszej trójki. Wzięłam taksówkę i po podaniu dokładnego adresu rozsiadłam się wygodnie na fotelu przywołując do siebie moich wszystkich patronów i świętych by błagać o ratunek. Zupełnie nie miałam pojęcia jak objaśnić Jordanowi, że to koniec i tak naprawdę żadne słowo nie pasowało by odebrał to spokojnie i racjonalnie. Nie chciałam go ranić ale wiedziałam, że to musi się zdarzyć prędzej czy później. Znałam go jak własną kieszeń, ale gdy miałam już stanąć z nim twarzą w twarz wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe. W głowie miałam zupełną pustkę i paraliż, zwłaszcza po porannym przebudzeniu. Ten sen był najgorszym w moim całym życiu i błagałam by szybko poszedł w niepamięć. Z tą samą pustką co w samochodzie, znalazłam się pod osiedlem Jordana. Nie należało ani do najpiękniejszych ani do najprzyjemniejszych. Na pierwszy rzut oka widać było, że mieszka tu zgraja emigrantów z Meksyku albo po prostu mafia czy rodzina złodziejów. Wszędzie walały się śmieci a na parkingu gdzie powinny stać samochody wykształconych, kulturalnych amerykanów stały stare zardzewiałe wraki z powybijanymi szybami. Zresztą w oknach budynków trudno było znaleźć chociaż jedną całą szybę. Wszystko to obramowała wielka ulewa. Do klatki schodowej mógł dostać się każdy, gdyż drzwi zostały otwarte wytrychem i tak naprawdę nie dało się ich zamknąć. Na ścianach już widniały nowe malowidła o wulgarnej i zboczonej treści a gdzieś w kącie leżała kałuża moczu. Gdzieś na suficie ktoś namalował sprayem logo ulubionej drużyny piłkarskiej. Pachniało tu taką stęchlizną i brudem, że z trudem mogłam oddychać. Dziwiłam się, że Jordan mieszka w takim syfie. W dodatku było tu bardzo ciemno, bo przez małe okno wpadało nie dużo światła a drogę oświetlała co chwilę wyłączająca się jarzeniówka. Słowem: klimat z taniego horroru, czego dzisiaj miałam już dość. Szybko pokonałam dwa pierwsze piętra aż wreszcie uśmiechnęłam się widząc numer 14 na drzwiach do jego mieszkania. To miała być niespodzianka, bo nie odbierał telefonów. Oprócz tego, że przerywam mu pewnie w obrazie dostanie mi się za to, że przychodzę z tak smutną wiadomością więc uśmieszek szybko spełzł mi z twarzy a serce zabiło z trudem. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam stanowczo do czerwonych drzwi pod numerem 14. Jedna z cyfr lekko odkleiła się od drzwi i zawisła na jednym gwoździu.
-Ups.. – jęknęłam po czym ponownie zapukałam, tym razem lżej by czasem nie wyważyć drzwi. Równie dobrze mogło ich tu nie być, bo ledwo stały w zawiasach. Nadal odpowiadała mi jedynie cisza więc zrezygnowana wyciągnęłam telefon z płaszcza i oparłam się o drzwi. Już miałam do niego wybierać gdy drzwiczki pod naporem mego ciała same się otwarły. Zmieszana i zaskoczona ruszyłam do przodu. Tutaj również oszczędzano na świetle i cudem nie wywróciłam się na kartonach postawionych na podłodze. Myślałam, że Jordan zapomniał w swoim zamyśleniu zamknąć drzwi ale widząc w przedpokoju plecak z telefonem wibrującym na wierzchu zagotowałam się. Miał aż 5 nieodebranych połączeń i paręnaście sms-ów, zupełnie zignorowanych. Nie powiem, zabolało mnie, że głupi obraz jest dla niego ważniejszy ode mnie. Obeszłam resztę papierowych pudełek i znalazłam się w salonie. Usłyszałam ostrą muzykę Prodigy grającą z radia stojącego nieopodal okna, a wzrok utkwiłam w miejscu gdzie stała sztaluga. Jak zwykle na niej był niedokończony obraz przedstawiający nagą kobietę. Była blondynką a twarz zasłaniał jej kremowy kask rowerowy. Ta sama dziewczyna, tym razem w rzeczywistości, stała przy Jordanie i namiętnie wgryzała mu się w szyję. W ułamku sekundy zapomniałam jak się mówi i wgapiłam się tępo w obrazek dwóch ludzi stojących nieopodal sztalugi. Jordan odwrócony do mnie plecami oparty po bokach jakieś chudziutkiej, nagiej dziewczyny, uprawiał z nią seks. Najgorsze było w tym to z jakim zaangażowaniem to robił. Oczy miał przymknięte, jakby ogarniała go nieopisana rozkosz a z ust wydobywały się postękiwania rozkoszy. Pędzel z zaschniętą farbą leżał na ziemi. Po szoku nadeszła fala złości i tak szybko jak nadeszła, tak szybko została stłumiona przez ból. Czekałam aż wreszcie ktoś wyleje na mnie kubeł wody i obudzi z tego koszmaru jednak nic takiego się nie zapowiadało. Wreszcie wzięłam oddech, który na każdym centymetrze gardła wbijał mi się niczym gwoździe Czułam jak serce boleśnie ugniata się i kurczy, zasysa ze sobą wszystkie narządy a potem boleśnie puszcza by zderzyły się żebrami. Jordan i dziewczyna nie zauważyli mnie. Odwróciłam się na pięcie i zupełnie zapomniana, niezauważona i pominięta ruszyłam do wyjścia. Przysięgam, że do uszu doszedł odgłos łamanego lodu dochodzący prosto z mojej klatki piersiowej. Serce. Przez załzawione oczy nie widziałam w ciemnościach zupełnie niczego i starczyły mi 3 sekundy bym upadła na ziemię z hukiem. Nie miałam nawet siły wstawać bo potężny ból paraliżował doszczętnie mięśnie.
-Co to było? – z pokoju obok rozległy się zdenerwowane głosy. Oh, przepraszam! Wpadłam w złym momencie? Może wejdę jeszcze raz a Ty przywitasz mnie swoim firmowym, dziecięcym i jakże niewinnym uśmieszkiem?
-Kłamca. Kłamca. Kłamca. – powtarzałam nadgryzając swoje wargi. Jordan stanął nade mną. Coś do mnie mówił z tym swoim zrozpaczeniem malującym się na twarzy. Nie wiedziałam co takiego mówił, wiedziałam, że to wszystko kłamstwo.
-Pomóż mi ją podnieść. – odezwał się do dziewczyny jednak ta szybko ubrała swoją bluzę i bez słowa wybiegła na zewnątrz. Łzy bez pohamowania spływały mi na policzki a ja wykrzywiłam twarz w wielkim bólu.
-Ty sukinsynie.. – wycedziłam cicho – ty jebany kłamco!
-Ram, daj mi wytłumaczyć..
Reszty nie dosłyszałam. Wstałam na nogi, które równie dobrze mogły być kulami, na których się opierałam, i przez mokrą mgiełkę na oczach próbowałam odnaleźć drzwi. Jedyne czego pragnęłam do odnaleźć się za murami ramion Jareda zdolnych do obrony mnie. Stojąc przy tym czymś czułam obrzydzenie i okropny ból, który przewiercał mnie na wylot. Chciał mnie dotknąć, odepchnęłam go z całej siły na przeciwległą ścianę krzycząc na niego. Nie dotykaj mnie! Nawet gdybym chciała czytać z ruchu jego warg nie dowiedziałabym się co mówi, bo całkowita ciemność w przedpokoju i łzy odbierały mi zdolność widzenia.
-To… impuls… rozebrała.... odłożyłem.... pędzel.. wybacz… myślę.... tobie.. cały …czas…!!! – krzyczał.
-Kłamca! – wrzasnęłam histerycznie aż wreszcie odnalazłam pod palcami stal i zimno klamki od drzwi. Pociągnęłam za nią aż wydostałam się na korytarz. Gonił mnie ale za każdym razem go odpychałam. Mówił coś do mnie, nie musiałam zatykać uszu. Wszystko dosłownie ucichło jakbym straciła słuch. Na szczęście nie słyszałam jego fałszywego tonu głosu. Pierwszy raz los się do mnie uśmiechnął. Złapałam taksówkę i kazałam jechać taksówkarzowi jak najszybciej przez siebie. Jordan w ostatniej chwili złapał za klamkę i otworzył drzwiczki ale wtedy auto mocno szarpnęło i odjechało. Drzwi same się zamknęły a ja skuliłam się szlochając. Kierowca coś do mnie powiedział a ja podałam adres mojego domu gdzie jak najszybciej chciałam się znaleźć. Wszystkie dźwięki zdawały się głuche i uciszone, jakbym dostała granatem i ogłuchła. Czułam się wykorzystana, oszukana i okłamana. Nie sądziłam, że za tą otoczką dziecinady i niewinności kryje się prawdziwy sukinsyn. Taksówkarzowi rzuciłam najwyższy banknot i na tyle ile pozwalały mi zwiotczałe nogi podbiegłam do bramy. Dziękowałam Bogu gdy otwarto mi po paru sekundach. Zanim dobiegłam do drzwi, albo raczej doczołgałam, Jared już złapał mnie za drżące ręce.
-Jared.. – pisnęłam zagryzając wargę do krwi. Mężczyzna przybrał zupełnie taki sam wyraz twarzy jak dzisiaj rano i odgarnął moje mokre włosy z twarzy. Tym razem wiedział, że to nie koszmar był tego powodem.
-Co ten skurwiel ci powiedział? – warknął z trudem łapiąc powietrze Wiedziałam, że w środku gotuje się z gniewu i tylko przede mną próbuje grać spokojnego i opanowanego.
-Jordan.. – wycedziłam cicho. Z każdą sekundą czułam się coraz słabiej. Sądziłam, że obecność Jareda mi pomoże, ale się myliłam. Rana była zbyt świeża i szeroka. Myślałam, serce pęknie mi z bólu. Nie potrafiłam odgnić porannego koszmaru ale i widoku Jordana z inną dziewczyną ogarniętego amokiem przyjemności i zapomnienia o otaczającym go świecie. Gdyby nie mój upadek pewnie nawet by mnie nie zobaczył.
-Co ci się tu stało? – dotknął delikatnie guza na moim czole po czym zaczerwienił się ze złości – czy on cię uderz…
Odsunęłam się od niego szybko wiedząc, że jeszcze dzisiaj rano w tym ciele była połówka Jordana. Wszystko zaczęło mi się mieszać.
-Powiedz że to sen. Zbudź mnie, proszę.. – szepnęłam szlochając.
-Co ten skurwiel ci zrobił? – spytał z trudem nie podnosząc tonu głosu – powiedz tylko słowo a pojadę tam i rozjebię mu łeb o ścianę…
-Był z dziewczyną..
-I co? – nagle z drzwi wyszedł i odezwał się Shannon, którego poważny wyraz twarzy w innej sytuacji mógłby mnie śmieszyć.
-Robili.. on i ona… nawet mnie nie zauważył… - zatrzęsłam się z bólu i zamknęłam oczy chcąc pohamować falę bólu.
-Shannon, idziemy po tego gnoja. – Jared zwrócił się do Shannona a ja spanikowałam.
-Nie.. nie możesz…
-Rozpierdolę mu ten malarski łeb!!! – krzyknął aż sama się przestraszyłam. W myślach prosiłam by to wszystko okazało się koszmarem. To wszystko było takie nierealne… Nagle rozbolał mnie brzuch i pomyślałam, że zemdleję. Zakręciłam się w miejscu jak szmaciana lalka a Jared szybko to zauważył i wziął na ręce. Wyraz twarzy miał wściekły i skupiony jakby zastanawiał się co zrobić Jordanowi i na jakie tortury go skazać.
-Nie zrób mu krzywdy.. – wybełkotałam gdy położył mnie na kanapie – błagam..
-Nie pozwolę żeby ktokolwiek cię ranił. Zajebię go. – syknął ostro a ja złapałam go za trzęsącą rękę. Moja drżała z bólu, jego ze złości.
-Sama się przewróciłam, on mi nic nie zrobił..
Pomimo wszystkiego nie wyobrażałam sobie żeby Jordan, to dziecko i przyjaciel, którego pamiętam jak przez zamazane okno, został skrzywdzony. Mój mózg wypychał i ignorował nowe obrazy tego samego chłopca z jakąś inną dziewczyną. To wszystko wydawało mi się głupim żartem.
-Słuchaj – złapał mnie delikatnie za twarz i spojrzał w oczy- rozpierdolę mu łeb o ścianę za to co ci zrobił. Nic mnie nie powstrzyma, słyszysz?
-Nie zrób mu krzywdy. – powtórzyłam dobitnie.
-Urwę mu jaja, powyrywam nogi z dupy.. – wymieniał po czym zwrócił się do Tomislava - nie spuszczaj jej z oczu, ma tu siedzieć i czekać, jasne?
-Ale to jeszcze dziecko, słyszysz? – wtrąciłam czując narastające bóle w podbrzuszu.
-Wrócę. – puścił mi szybko oczko po czym razem z Shannonem opuścił dom głośno trzaskając drzwiami. Tomo szybko okrył mnie czerwonym kocykiem a pod wpływem ciepła bijącego od tego domu zasnęłam smagana złymi myślami.
Sen nie trwał długo, przynajmniej tak mi się wydawało. Z objęć greckiego boga snów znów zbudził mnie odgłos deszczu obijającego się o dach i szyby. Na dworze panowała jeszcze większa ulewa niż po południu. Przyzwyczajona do niespodzianek, jakie gotował mi mózg spojrzałam na tarczę zegara wiszącego na ścianie. Wskazówki ruszały się w dobrym tempie, nie mogłam ich ruszyć siłą woli więc wszystko wskazywało na to, że już nie śpię. Spojrzałam ponownie na pomieszczenie w którym się znajdowałam. Tomo nie wziąłby mnie na swoje barki więc jeden z braci musiał wrócić i zanieść tutaj, do sypialni. Serce zaczęło walić mi jak chore wiedząc, że Jordanowi mogło się coś stać. Rozejrzałam się wokoło łóżka na którym leżałam i tuż obok miejsca, gdzie leżała przed chwilą moja głowa odnalazłam małą karteczkę z cienkim, krzywym pismem, które wszędzie bym rozpoznała. Chciałam ją potargać i spalić ale zdążyłam ją przeczytać.
Do Ramony
Cześć.
Czuję się koszmarnie. Wiem, że zrobiłem Ci wielką krzywdę i boli mnie, że przeze mnie płakałaś. Boli mnie również, bo straciłem kogoś tak oddanego jak Ty. Dawałaś mi szczęście, którego nie zaznałem przez wiele lat i zachłysnąłem się nim. Pomyślałem, że mogę wszystko i w tym wszystkim zapomniałem o najważniejszym. O Tobie. Żałuję tego co zrobiłem. Nie oczekuję, że wybaczysz mi tego czynu, bo byłaś dla mnie taka dobra a ja Cię zraniłem. Nie okłamałem Cię wyznając Ci miłość. Tamta dziewczyna to modelka, która była zbyt napalona i uległem jej, zapominając o Tobie. Być może stanie się cud i mi wybaczysz, weźmiesz pod uwagę jaki jestem żałosny i słaby w swoim człowieczeństwie i jak każdy popełniam błędy. Nie musisz odwzajemniać mojego uczucia, gdyż byłoby to i tak zbyt piękne. Zależy mi byś tylko już nie płakała. Czuję jakbym stracił coś ważnego i pięknego, nawet nie wiesz jaka to pustka mieć coś w rękach i stracić za pstryknięciem palca. Utrata boli jak uderzeniem kijem bejsbolowym a uwierz, Jared postarał się bym poznał jak to boli. Przepraszam.
Jordan.
Zastanawiałam się dlaczego kartka nie jest cała we krwi bądź tekst nie urywa się w połowie jakby ktoś oderwał agresywnie autora w trakcie pisania. Nie zdziwiłabym się gdyby Jared go zabił ale widząc ostatnie zdanie odczułam ulgę. Pogrzeb nikomu by dzisiaj nie pomógł. Żył, to się liczy. Ponownie wbiłam wzrok z literki jego imienia. Poczułam łzy w oczach. Nadal nie wyobrażałam sobie jak mógł to zrobić, jak śmiał mnie tak oszukać. A potem wróciły do mnie wspomnienia gdy sama robiłam mu dokładnie to samo a on o tym nie wiedział. A może wiedział, tylko godził się z tym? Czy byłam takim samym potworem, do którego cierpienie wracało jak bumerang? Chciałam wstać i zdziałać coś gdy za drzwiami do sypialni usłyszałam odgłosy. Marzyłam by był to Jordan, wtedy bym go zawołała i z nim porozmawiała, ale to była dwójka braci. Udałam, że śpię.
-Ile już śpi? – drzwi otwarły się cicho a ja usłyszałam kroki dwóch osób.
-Z 3 godziny.. – mruknął Shannon.
-W porządku. – westchnął Jared. Rozpoznałam cięższe kroki Shannona i lżejsze Jareda i gdy te drugie miały upuścić pomieszczenie głośno wydałam z siebie odgłos muczącej krowy. Jared usiadł obok a ja nadal z zamkniętymi oczami złapałam go szybko za rękę.
-Hej. – szepnął krzyżując nasze palce. Słysząc ton jego głosu od razu poczułam się lepiej. A nawet gdyby te dłonie zabiłby gołymi rękami Jordana nie puściłabym ich.
-Cześć. – delikatnie się uśmiechnęłam jednak nadal miałam zamknięte oczy.
-Jak się czujesz? Czytałaś te jego wypociny?
Nawet co do pisania Jordana musiał zdobyć u mnie punkty. Wreszcie otwarłam oczy i ucieszyłam się widząc parę dwóch błękitnych tęczówek.
-Nie ma go tu? – spojrzałam tęsknie za drzwi.
-Stwierdził, że nie będziesz chciała go widzieć, ale przewidziałem twoją decyzję i nawet jeśli byś chciała jechać, nie puszczę cię tam.
-Niby czemu? – syknęłam oburzając się – chcę z nim porozmawiać.
-Nie puszczę cię do tej dziury i to do tego pierdolo..
Nim dokończył przyłożyłam mu palec do ust. Miałam dziś dość przekleństw i agresji. Nawet po drzemce odczuwałam zmęczenie jednak jedyne czego chciałam to szczerze porozmawiać z Jordanem po czym wrócić do Jareda i już nigdy go nie zostawiać. Tak, taki dziś miałam plan.
-Cicho. – warknęłam nadal trzymając palec na jego ustach – muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.
-Ale..
-Zamkniesz się wreszcie? – warknęłam po czym wpiłam w niego swoje usta. Pocałunek by na tyle namiętny żeby Jared położył się na mnie i oparty po bokach mojej głowy odwzajemnił z uczuciem pocałunek.
-To, że cię puszczam nie znaczy, że tak chcę – uniósł się i spojrzał na mnie z góry – pozwól mi przynajmniej ze sobą jechać..
-Tylko ja i Jordan jesteśmy tam potrzebni, jasne? No, chyba że go zabiłeś. – spoważniałam.
-Przywaliłem tym. – skinął delikatnie głową w kąt pokoju. Koło komody leżała wspomniana przez Jordana pałka do baseballa, którą złamaną na pół utrzymywała tylko jedna drzazga. Zdawało się, że uderzenie musiało być naprawdę mocne by roztrzaskać ją na czaszce w na dwie części. Gdybym nie była Ramoną pewnie przeraziłabym się Jareda ale zamiast tego znów ucałowałam go w usta.
-Jesteś moim mężczyzną. Bronisz mnie. Jak lew. – zachichotałam. Cieszyłam się z tego powodu jak dziecko.
-Wróć cała to pogadamy inaczej.. - wydał z siebie gardłowy odgłos przypominający warczenie lwa a ja pierwszy raz dzisiaj zaśmiałam się. Nie żegnałam się z nim specjalnie wiedząc, że pojadę, powiem parę słów i wrócę. Taki był mój plan i nie sądziłam, że może ulec zmianie.
Ubrałam na siebie niebieski płaszcz, ciężkie czarne buty i ciepłą czapkę, bo nawet zza murów domu widać było, że ulewie towarzyszy spory mróz. Znów znalazłam się w taksówce, tym razem silniejsza. Jedyne czego pragnęłam to powiedzieć Jordanowi parę słów, wrócić i kochać się ze swoim facetem w ciepłym łóżku. Wiem, że plan miał wiele usterek, ale w mojej głowie wszystko układało się idealnie jak puzzle. Po tym co zrobił mi Jordan byłam pewna swojego, że wypowiedzenie tych paru słów wyjdzie mi jak z płatka, w rzeczywistości okazało się to jednak o wiele trudniejsze, o ile w ogóle niemożliwe… Kolejny raz dzisiaj znalazłam się pod klatką jego bloku. Ominęłam kałużę moczu i ignorując roznoszącą się tu stęchliznę zapukałam stanowczo do drzwi pod numerem 14. Nie zwracałam uwagi na tynk sypiący się ze ściany gdy waliłam w drzwi. Równie dobrze mogłam powiedzieć mu to w drzwiach i sobie odejść. A potem drzwi się otwarły i cały plan jaki układałam sobie w drodze popadł w ruinę.
Ubrałam na siebie niebieski płaszcz, ciężkie czarne buty i ciepłą czapkę, bo nawet zza murów domu widać było, że ulewie towarzyszy spory mróz. Znów znalazłam się w taksówce, tym razem silniejsza. Jedyne czego pragnęłam to powiedzieć Jordanowi parę słów, wrócić i kochać się ze swoim facetem w ciepłym łóżku. Wiem, że plan miał wiele usterek, ale w mojej głowie wszystko układało się idealnie jak puzzle. Po tym co zrobił mi Jordan byłam pewna swojego, że wypowiedzenie tych paru słów wyjdzie mi jak z płatka, w rzeczywistości okazało się to jednak o wiele trudniejsze, o ile w ogóle niemożliwe… Kolejny raz dzisiaj znalazłam się pod klatką jego bloku. Ominęłam kałużę moczu i ignorując roznoszącą się tu stęchliznę zapukałam stanowczo do drzwi pod numerem 14. Nie zwracałam uwagi na tynk sypiący się ze ściany gdy waliłam w drzwi. Równie dobrze mogłam powiedzieć mu to w drzwiach i sobie odejść. A potem drzwi się otwarły i cały plan jaki układałam sobie w drodze popadł w ruinę.
Piosenka 7
Prawe oko miał bardzo podbite i przymknął je, jakby w ogóle nie mógł na nie widzieć. Cały tył głowy obandażowany miał grubą warstwą a lewą ręką podbierał się na komodzie.
-Jezu Chryste.. – wydusiłam zszokowana.
-Wejdź, proszę.. – odchrząknął. Starał się utrzymać na nogach jednak wiedziałam, że ledwo trzyma się na nogach. Kulał, zupełnie jak bestia z mojego koszmaru. Do oczu naleciały mi łzy.
-Jak oni mogli ci to zrobić? – pisnęłam łapiąc go za rękę. Widząc na oczy co dwójka braci zrobiła mojemu przyjacielowi nie wyobrażałam sobie odezwać się do nich ani pozwolić dotknąć. Widząc go w tym stanie również i słowa, którymi chciałam się z nim pożegnać poszły w niepamięć, gdyż nie wyobrażałam sobie zostawić go w tak opłakanym stanie. Zresztą ja też go okłamywałam.
-Przepraszam cię tak bardzo… - szepnął ale nie zdążył powiedzieć już ani słowa bo wtuliłam się w niego jak w mego przyjaciela. W mojego prawdziwego przyjaciela.
-Au.. – zawył z bólu a ja szybko się odsunęłam. Widząc moje zmieszanie odkrył niechętnie skrawek koszuli i pokazał mi wielkiego siniaka wielkości pięści na brzuchu.
-Boże.. – zakryłam usta dłonią.
-Nie bolało.. – parsknął – sam się nadziałem dzisiaj rano na stół, zaufaj mi.. a to z tyłu to przywaliłem o sztalugę parę dni temu.
-Jordan tak mi przykro – zachlipałam – dzisiejszy dzień jest koszmarem…
-Nie, to ja przesadziłem.. właściwie co ty tu robisz? – skrzywił twarz – byłem pewny, że.. no.. powiedz mi że mnie zostawiasz i wracaj!
-O czym ty pieprzysz? – wycedziłam – nie zostawię cię. Nigdy.
-Powinnaś. – wbił wzrok między swoje stopy – nie powinnaś tu w ogóle przychodzić.
-Ucisz się. – zamknęłam mu usta palcem, dokładnie tak samo jak niedawno Jaredowi – zamknij się, kurwa! Dzisiaj miałam i tak spierdolony dzień i nerwy mi puszczają! Nie próbuj tego jeszcze bardziej zepsuć!
-Co teraz będzie? Jared nie pozwoli ci się do mnie zbliżać, ja sam nie chcę żebyś się do mnie zbliżała..
-Mam gdzieś co kto chce. Nie pozwolę mu się więcej zranić. – powiedziałam dobitnie.
-Nasz dziwny związek i tak nie ma szans.. – odsunął się ode mnie i kulejąc poszedł w stronę salonu. Zdębiała podreptałam za nim. Stanęłam dokładnie w tym miejscu gdzie rano. W głowie majaczył mi się widok dwójki ludzi przy sztaludze. Obraz z nagą dziewczyną leżał na ziemi przekreślony i zamazany brutalnie czarną farbą. Widziałam jak Jordan nad czymś się usilnie zastanawia. Potrzepałam głową chcąc odgonić obraz ich dwójki i zrobiłam krok w jego stronę.
-Zamkniesz się? – kolejna łza tego dnia zapiekła mnie w policzek- oboje się zamknijcie!!!
Jordan stał profilem, zupełnie tak, jakby zasłaniał swoje drugie Jaredowe oblicze. Przeszły mnie ciarki. Poczęłam kolejny krok w jego stronę, ten zaś kulejąc odsunął się ode mnie. Myślałam, że rozpłaczę się ze strachu i bólu. Znów ten kulejący ruch i zgarbiona postawa przypominała mi tamtą bestię.
-Spójrz na mnie… - pisnęłam wylewając łzy – pokaż mi twarz!!!
-Do kogo ty mówisz? – wycedził szorstko. W tym koszmarnym pomieszczeniu kumulował się cały bród spod paznokci, który zbierałam całe te miesiące w miłosnym trójkącie. Po pierwsze rany. Po drugie łzy. Po trzecie para ludzi całująca się w rogu dzisiaj rano. Po czwarte… twarz dwójki ludzi w jednym ciele. Po piąte.. zionące od niego zimno.
-Do ciebie – tupnęłam – nie masz pojęcia jak kurewsko jestem rozdarta, nie wiesz! Co mam robić?!
-Nie wiem! – syknął unikając mojego wzroku. Utrzymywał między nami bezpieczny dystans 5 metrów, ale sama bałam się podchodzić bliżej do tego potwora – najlepiej będzie jak stąd wyjdziesz..
Skierował się do sypialni, ja trzęsąc się ze strachu i zaskoczona jego chłodnym zachowaniem przyglądałam się jak kuleje i garbi się idąc do drugiego pomieszczenia. Nie miałam ani jednej szansy by zobaczyć jego drugi profil. Wmówiłam sobie, że to mój stary, dobry Jordan i poszłam za nim. Każdy krok palił moje stopy.
-Możesz… przestać? – spytałam cicho. Nie chciałam by zachowywał się tak chłodno w stosunku do mnie.
-O co ci chodzi?! – spojrzał mi prosto w oczy, odwrócony twarzą wprost do mnie – wyjdź! Wyjdź! Myślisz, że mi jest łatwo jak widziałem cię dzisiaj rano rozpłakaną w moim przedpokoju i to przeze mnie! Jak możesz tu stać obok mnie, po tym jak cię potraktowałem! Nie dawaj mi szans, nie pieprz, nie kłam, że jestem potrzebny skoro nasłałaś na mnie swoich goryli!
Para ciemniejszych niż zwykle czekoladowych oczu posyłała mi wzrokiem błyskawice.
-Nie nasłałam ich na ciebie.. – pisnęłam przerażona jego krzykiem - i przestań być taki jaki jesteś, nie krzycz na mnie, słyszysz?
-Będę! – wydarł się a ja zamknęłam się w sobie jak mała dziewczyna na którą krzyczy dorosły- wynoś się! Znienawidź mnie!
-Nie nakładaj tej jebanej maski, dobrze wiem, że grasz! - starałam się jechać po najwyższej linii oporu ale sama w to wątpiłam. Jego oziębłość i krzyk łamało mi serce.
-Nie jestem aktorem..- nagle zakrztusił się śliną i zakaszlał. Gdy znów odzyskał głos zachłysnęłam się powietrzem słysząc ten sam głos co w moim koszmarze – jestem realistą a rzeczywistość bywa okrutna. A błędem jest to, że luzie często wybaczają innym tylko po to, żeby tamci byli cząstką ich świata! To nie powinno tak działać!
Pod nogami miałam już kałużę własnych łez, która zdawała mi się być kałużą krwi. Każde jego słowo wrzynało mi się boleśnie w serce przez co krwawiłam coraz rzewniej. To nie był ten sam Jordan jakiego znałam tylko jakaś pieprzona kopia, jakiś potwór, który w niego wstąpił.
-Błagam.. – wybełkotałam – błagam, daj nam szansę.. wybaczam ci wszystko, słyszysz? Wybaczam! Zapomnijmy o wszystkim, zacznijmy od nowa..
-Nie. – urwał – mam już dość brania udziału w tym teatrzyku. Ty dobrze posłuchaj! – spojrzał mi prosto w oczy swoim chłodnym spojrzeniem. Nagle z małego chłopczyka zamienił się w mojego własnego mordercę, któremu brakowało tylko noża w ręce.
-Żałuję, że się w to wplątałem i w tobie zakochałem. Od tamtego czasu wszystko się w moim życiu wali! Nie mam weny! Nie mam czasu na studia! Nie mam czasu na kumpli! Nie mam czasu na malowanie! Wynoś się!
Te ostatnie słowa doszczętnie wyrwały mi serce. Chciałam tak bardzo do niego podejść, złapać za rękę i zobaczyć w oczach mojego kochanego Jordana ale poczułam, że to koniec. Spojrzałam ostatni raz na jego zgarbioną postać, która w każdym calu zgadzała się z oryginałem ze snu.
-Ty potworze.. – wycedziłam resztą sił. Opuściłam dom a gdy tylko noga opuściła powierzchnię mieszkania drzwi zatrzasnęły się za mną tak mocno, że aż podskoczyłam.
-Jordanku, błagam. - odwróciłam się do drzwi delikatnie stukając w nie palcem – proszę.. otwórz je..
W odpowiedzi usłyszałam odgłos zamykanego zamka.
Ręka osunęła się od czerwonych drzwi aż ostatecznie odsunęłam się od wejścia. Czułam się obolała i zmarznięta do kości. W każdym fragmencie ciała wyczuwałam mikroskopijne gwoździe wbijające się boleśnie to w skórę, to w mięśnie, to w każdą komórkę ciała i co najgorsze : serce. Niczym automat wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam do swojego faceta.
Ręka osunęła się od czerwonych drzwi aż ostatecznie odsunęłam się od wejścia. Czułam się obolała i zmarznięta do kości. W każdym fragmencie ciała wyczuwałam mikroskopijne gwoździe wbijające się boleśnie to w skórę, to w mięśnie, to w każdą komórkę ciała i co najgorsze : serce. Niczym automat wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam do swojego faceta.
-Odbierz mnie.. – szepnęłam wypranym z uczuć głosem i szybko rozłączyłam. Nie chciałam się tłumaczyć. Starczyło mi milczenie i ciche umieranie w środku. Z dołu usłyszałam jakieś męskie głosy i mimo tego zeszłam na dół, z każdym krokiem oddalając się od mojego przyjaciela. Czułam jak razem z nim zostawiam spory kawałek mojego serca. Zabolały mnie wspomnienia, które wybrały sobie czas i miejsce na powspominanie. Jego śmiech.. Plaża.. Oczy… Scrabble… Śmiech… Nieśmiertelnik…
Nie wytrzymałam tego. Osunęłam się ze ściany na brudne schody gdzie skulona wybuchnęłam spazmatycznym płaczem pomieszanym z histerycznym śmiechem.
Oszalałam.
Pomyślałam przez chwilę, że przestanę się męczyć o oddech i pozwolę sobie dusić się we łzach i śmiechu. I tak robiłam. Skórcz mięśni brzucha i zalewające mi nos i usta łzy odbierały mi każdy cenny wdech. Co za cudowne uczucie gdy nie masz szansy na głupie powietrze chociaż cię całą otacza… Czułam się jak Wesołym Miasteczku gdzie wchodzisz na fotel a oni trzęsą tobą tak i kręcą, że nie widzisz zupełnie niczego oprócz otwartych w przerażonym krzyku ust osoby obok. Obok mnie nikt nie krzyczał, ja sama wydawałam z siebie smutne odgłosy i niczego nie widziałam. Świat cudownie mi się zamazywał i w dodatku utraciłam wolę oddychania. Jedyne światło które tutaj dochodziło to tępe, laboratoryjne światełko jarzeniówki nade mną. Ignorowałam zbliżające się męskie głosy. Ignorowałam, że nie mogę oddychać. Ignorowałam nawet fakt, że czuję się jak zużyta guma balonowa. Liczyło się tylko to, że jeżeli Jared zatka się w miejskich korkach czeka mnie ostatnie, co zaplanował mi dzisiaj Bóg. I byłam szczęśliwa, że taka osoba jak ja porządnie pocierpi.
-Kogo my tu mamy.. – krępy i barczysty mężczyzna siłą podniósł mnie ze schodów i mocno pchnął na ścianę. Niczym gumowa piłka zderzyłam się z nią i upadłam z powrotem na ziemię. Jakby nigdy nic światło w mieszkaniu Jordana uświadomiło mi, że mój przyjaciel gdzieś tam jest a ja leżę tu pół żywa czekająca aż obdzierą mnie z godności. Było ich 4 i skądś ich znałam. W tutejszym świetle widziałam niestety tylko ich wielkie postury, chociaż nawet to przypominało mi że, wcześniej spotkałam się z tego typu ludźmi. Może to z czasów mojego dzieciństwa a może to…
-Czy to ta ślicznotka z plaży? Rudy, rzuć na to okiem. – mężczyzna położył swój mocny uścisk na mej szyi odbierając mi możliwość oddychania.
-No proszę.. – zakwiczał jak świnia a mnie przeszedł zimny pot. Ten sam śmiech prześladował mnie dzisiaj przy śniadaniu..
-Ruda dziewczyna z plaży.. – szepnął obrzydliwie i wysunął język zza warg. Czując wilgoć i smród jego oddechu zaczęłam wierzgać nogami na co tamten wzmocnił uścisk na mojej szyi.
-Jordan.. – zapłakałam cicho patrząc z nadzieją na drzwi obok.
-Twój chłoptaś ci nie pomoże. Tutaj nikt nam się nie sprzeciwia, chyba, że chcę umrzeć.
Zgraja popaprańców zaczęła się śmiać a ja skorzystałam z sytuacji i przeszukałam kieszenie płaszcza. Co ty robisz?! Po co ty tego szukasz?! Czy nie na to czekałaś całe te lata?! Instynkt samozachowawczy kazał zamknąć się ochocie cierpienia. Chciałam znaleźć cokolwiek do obrony, nożyczki do paznokci czy gaz, ale znalazłam jedynie pustkę. Rozpłakałam się żałośnie co tylko podsyciło ich żądzę.
-Sorry, chłopaki, ale dzisiaj ja biorę całość. – powiedział ich szef, Rudy, na co tamci zawyli niechętnie.
-Ja ją odnalazłem! – krzyknął drugi a szef mocno złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie. Zaczęłam się szamotać i wrzeszczeć ale ten szybko przymknął mi usta dłonią. Ich smród prawie nie odebrał mi świadomości. Pomimo protestów całej grupy Rudy zaniósł mnie do jakiegoś mieszkania na parterze. Rozpoznałam te typowe kryjówki bandziorów a plakaty nagich kobiet wiszące nad kanapą tylko zwiększyły moją szamotaninę. Mężczyzna rzucił mną o kanapę gdzie w pozycji pół leżącej patrzałam mu ze strachem w oczy. Wiedziałam co mnie czeka a nie mając żadnej rzeczy do obrony czułam się jeszcze bardziej przerażona.
-Błagam, wypuść mnie.. – sama sobie przeczyłam. W głębi duszy wiedziałam, że kara mi się należy. Z wycieńczenia i łez, które zmęczyły mi oczy, oderwałam się od rzeczywistości. Zastanawiałam się kim jestem. Czy jestem nadal sobą, tą 27-latką z Los Angeles, która powinna krzyczeć i wrzeszczeć, czy 16-latką z Dallas która przypadkowy seks, a co dopiero gwałt, uważa za świetną okazję do po rozkoszowania się własnymi walorami ciała, której centrum świata znajduje się między nogami. Teraz nie miała pojęcia kim jestem.
-Błagam, błagam… - szepnęłam ale zanim cokolwiek dodałam zamknął me usta skórzanym paskiem. Szamotałam się słaba i bezsilna ale sama nie wiedziałam, czy to moja gra, by podsycić jego pożądanie, czy prawdziwa adrenalina i strach. Nie miałam z nim najmniejszych szans. Chociaż nazywał się Rudy, miał długie blond włosy. Nie był brzydki ale cuchnął tutejszym budynkiem. Musiał się w nim urodzić. Widząc moje narastające protesty zacisnął palce na szyi odbierając mi zdolność oddychania. Tym samym chciał mi pokazać jak bardzo jest nade mną i jak bardzo moje zachowanie zależy od tego ile ciosów od niego dostanę. Splotłam nogi w supeł, jednak ten bez problemów poszerzył je i pozbył się obcisłych spodni. Krzyknęłam żałośnie, krzyczałam ile mogłam i błagałam o uwolnienie. Pasek doszczętnie odbierał mi głos. Zaśmiał się świńsko z mojego bólu a ja poczułam jak pobolewa mnie brzuch. Miałam nadzieję, że przynajmniej to go obrzydzi, ale nie wyglądał na takiego. Jeszcze gorzej poczułam się zdawszy sobie sprawę, że śmiech Shannona z mojego koszmaru identyfikuje się ze śmiechem tego tu faceta. Rozbeczałam się i znów podniosłam głos błagając o pomoc. Jednym ruchem zdarł mój niebieski płaszcz rozrywając wszystkie guziki po kolei.
-Jeśli będziesz grzeczna nic ci nie zrobię.. – wyszeptał do ucha na co zawyłam i krzyknęłam. Nawet na korytarzu pewnie nic nie było słuchać, ale ten chcąc pokazać mi swoją dominację ponownie zacisnął swoje szpony na mej szyi. Ucichłam potulnie czując, że kręci mi się w głowie od braku tlenu. Zdarł mój podkoszulek i oblizał obrzydliwie usta patrząc na moją bieliznę. Tutejszy chłód spowodował, że zadrżałam. Rudy uśmiechnął się szeroko uważając, że to przed podniecenie po czym rzucił się na mnie jak bestia. Pisnęłam przerażona czując jego usta na swym brzuchu a następnie na kroczu. Łzy znów zalewały mi nos i przez chwilę myślałam, że zupełnie utracę oddech. Rękę, którą wcześniej przyszpilił nad moją głową, wyrwałam z jego uścisku i mocno uderzyłam go w twarz. Po chwili bardzo tego pożałowałam. Złapał za obie ręce i ponownie uwiązał nad głową. Spróbowałam z nogami, od razu zdołał je opanować. Zżółkniałymi zębami zdjął mój biustonosz a po sekundzie zniecierpliwiony użył języka do zasmakowania mych piersi.
Skapitulowałam. Przegrałam. Moje ciało zwiotczało zupełnie zmęczone i osłabione do maksimum.
Zdjął wszystko do pasa. Założył prezerwatywę na sztywnego członka po czym głośno dysząc wszedł w moje wnętrze. Wybudziłam się jak z śpiączki i zebrałam sobie na tyle siły by krzyknąć. Nawet nie stłumił krzyku, skoncentrował się na innej czynności. W swojej złości za moje wszystkie złe postępki Bóg dał mi upust i fory. Nie bolało mnie. Nawet nic nie czułam. Nie wiadomo kiedy dali mi leki przeciwbólowe przez co wyczuwałam jedynie pchnięcia, nic poza tym. Nie chcąc patrzeć na jego twarz spojrzałam na plakat firmy reklamującej herbatę jaśminową nade mną. Szeroko uśmiechnięta kobieta w fartuchu, z apaszką na głowie, rodem z lat 20-tych, nalewała szczęśliwej rodzince po ciepłej herbacie. Co za zrządzenie losu.. Boże.. Za co? Czy naprawdę byłam aż tak zła? Czy sobie na to zasłużyłam? Pewnie, że tak.
Krew.
Rudy zaśmiał się w swój zwierzęcy sposób.
-Mam dzisiaj szczęście, ździro.
Leki przeciwbólowe przestały działać. Poczułam nieprzyjemny ból aż zalała mnie nagle fala dziwnego rodzaju przyjemności. Wyrwał mi się jęk przyjemności na co wbił się głębiej. Zawyłam z przyjemności a jednocześnie czułam jaka kanapa pod którą powoli leżę zalewa się moją własną krwią. Co za zrządzenie losu, Boże!
Pchnął ostatni raz a ja przeżyłam oszałamiający orgazm. Wygięłam się pod niebezpiecznym kontem i opadłam wpółżywa. Rudy dokończył szybko po czym odsunął się ode mnie. Jak szmaciana lalka wpatrywałam się w reklamę gorącego, prastarego napoju.
-Ździra! – zaśmiał się zmywając ze swojego fiuta czerwoną ciecz i rzuciwszy szmatkę na moją twarz zniknął za drzwiami. Byłam zbyt słaba by nawet próbować uciec. Wszystko było mi już obojętne. Oddychałam spokojnie błagając o śmierć. Nie doliczyłam nawet 30 sekund gdy drzwi ponownie się otworzyły i zahuczały od mocnego uderzenia. Mocne światło latarki padło na moją twarz a ja zrezygnowana i zmęczona oparłam głowę o kanapę. Byłam gotowa spełnić zachcianki kolejnego faceta. Postać otoczona magiczną jasną otoczką zbliżyła się do mnie szybko. Zbawiciel spojrzał na mnie swoim bajecznym, zapierającym dech w piersiach jasnym spojrzeniem a ja oddałam mu się cała, we krwi i naga.
No dalej, na lewo są drzwi. Tak, dokładnie tam! Ej, ciągniesz mi stopy po ziemi, nie ładnie! Mamy auto? O, jak fajnie! Jedziemy? Zapnij pasy! Oh, jak te światełka za oknem szybko migają.. szybko! Dom. Shannon, Tomo? Tomo, wiesz czemu dzisiaj rozpoznałam, że to był sen? Taki koleś jak ty nie przejmuje się wagą, żeby jeść dietetyczne serki! Shannon, a ty? Zwierzak zawsze zaczyna od dręczenia Tomo a nie ode mnie. I wreszcie Ty.. mój Zbawicielu.. mój Savior.. Czemu zrywasz ze mnie płaszcz? Kabina prysznicowa? Co robisz? Ups, przepraszam.. nie martw się, jutro ją umyję, bo wygląda jak z taniego horroru. I pomyśleć, że jedna kobieta może zrobić coś takiego swoją miesiączką, ha! Ała, łaskocze! Wstydzę się, nie dotykaj mnie tam! Zbawicielu… Wracajmy do domu, wracajmy… wracajmy…
-Aniołku, powiedz coś…
Z głuchej ciszy wyrwał mnie jego męski, tak bardzo delikatny i kojący głos. Dawał mi wiarę i nadzieję.
-J…J…Jared.. – wyszeptałam.
-Jestem tu z tobą.. – mężczyzna obtarł moje mokre od potu czoło i złapał za rękę. Rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Sypialnia. Tylko on i mała lampka w kącie. Leżałam w piżamie pod ciepłą kołdrą.
-Jesteś? – upewniłam się.
-Jestem i będę do końca życia, słyszysz? – powiedział patrząc mi w oczy – będę cię kochał do końca życia.
-Jesteś.. – zaśmiałam się cicho po czym nie puszczając uścisku naszych dłoni odwróciłam się na drugi bok. Nie potrafiłam się cieszyć z jego wyznania. Nie teraz. Nie tu. Leżąc na boku wypuściłam ostatnią łzę tego dnia i zamknęłam się głucha na każdy dźwięk...
"Crimson and bare as I stand
Yours completely yours as we go over
Sing for the lion and lamb
Their hearts are haunting
Still hearts hold ever and ever...ever
Yours completely yours as we go over
Sing for the lion and lamb
Their hearts are haunting
Still hearts hold ever and ever...ever
Cold Cold
God and his priests and his kings
Turn their faces even they feel the cold oh...oh
What you are given can't be forgotten and never forsaken
What you are given can't be forgotten and never forsaken
Cold Cold
God and his priests and his kings
Turn their faces even they feel the cold oh...oh
What you are given can't be forgotten and never forsaken
What you are given can't be forgotten and never forsaken
Cold Cold
Stoję zakrwawiona i naga
Cała Twoja, dopóki trwamy
Śpiewam dla lwa i owieczki
Ich serca polują
Ich serca będą panować na wieki
Chłód Chłód
Bóg ze swoimi kapłanami i królami
Odwracają twarze nawet oni odczuwają ten mróz
Co otrzymasz nigdy nie pójdzie w niepamięć
i zostanie wybaczone
Chłód Chłód "
~*~
Najchętniej nie komentowałabym tego rozdziału.
+Podziękowania dla Matyldy za podzielenie się ze mną swoją historią
++podziękowania dla Adama za podzielenie się swoimi suchymi faktami dotyczącymi Los Angeles
Bardzo mi pomogliście bo wiecie jak cholernie trudno mi się to pisało.
+Podziękowania dla Matyldy za podzielenie się ze mną swoją historią
++podziękowania dla Adama za podzielenie się swoimi suchymi faktami dotyczącymi Los Angeles
Bardzo mi pomogliście bo wiecie jak cholernie trudno mi się to pisało.
<3 <3 <3
kocham. uwielbiam. Boże. zryłaś mi psychikę do końca życia! sen Ram,potem te wszystkie wydarzenia... nie wiem, czy powinnam jej współczuć, czy może myśleć, że 'dobrze jej tak'. na pewno nie to drugie. powiem jedno - 10tka jest fenomenalna. inna. ale nie gorsza, wrecz przeciwnie. no i przeczytalam calosc - jestem Herosem :D pozdrawiam, the-struggle.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńzoombie
PS. no i doczekałam się tego,że Jordan dostał po ryju, fak je!^
Wow w tej chwili wpatruję się w pustą ścianę z otwartymi ustami wciąż powtarzając "wow". Co ty ze mną zrobiłaś?! Czuję się jak warzywo po przeczytaniu tego, ale i tak mi się podobało. Stworzyłaś klimat dzięki któremu nie mogę w tej chwili moich ust. Pełna podziwu dla ciebie to za mało powiedziane. I to wszystko okazało się snem? Tak... chyba dzisiaj będę chodziła po domu wciąż powtarzając "jak?" dopóki moja mama nie uzna, że czas wysłać mnie do psychiatry. Same sprzeczności... mózg mi się lasuje ;) Reasumując moją wypowiedz: Jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńOd chwili kiedy odkryłam że Jordan to młody Jared ułożyło mi się w głowie podobna wizja, chodzi mi o dwie osoby w jednym ciele. Brakuje mi słów, żeby opisać ten rozdział (w dobrym tego zdania znaczeniu). Był... pretty fucking amazing!!! No to teraz czas zacząć moje rytualne chodzenie po domu pytając się choćby tostera "jak?" i jak mój mózg wszystko przetrawi to prawdopodobne napiszę jakiś bardziej rozgarnięty komentarz ;)
PS. Kocham Cię i te opowiadanie!
dziś dopiero udało mi się nadrobić i 9 i 10 rozdział xD brak mi słów! to jest coś niesamowitego! po obydwu rozdziałach, a po tym szczególnie jestem w takim szoku, że nie wiem co dalej!! to był sen?! nie wierzę!! no nie mogę!! dokładnie "jak?!". może na chwilę zostawię ten rozdział, nawiąże do drugiej części poprzedniego. nie sądziłam, że Ramona prześpi się z Jordanem. i wgl wszystko co się stało to było niesamowite!! ten seks na plaży! no ja pierdziut! aż nie wiem co pisać :) a teraz ten sen! ja myślałam, że to naprawdę się dzieje! a tu bum! ale ona jednak będzie z Jaredem, prawda? Twoje opowiadanie jest inne, genialne, że aż w niektórych momentach brakuje słów, dosłownie wbija w krzesło! i ja nie wiem dlaczego chcesz krytyki? tu nie ma czego krytykować!! xd boszzz... czekam na więcej xD bo się uzależniłam ;DD a bańkę mam już tak zrytą, że nie idzie ;D pozdrawiam:**
OdpowiedzUsuńDreszcze przechodziły mnie kiedy to wszystko czytałam. Wciąż jakoś nie bardzo mogę dojść do siebie. Słucham piosenek, któte umieściłaś w rodziale i tylko zamknąć oczy i uciekać stąd. Tyle Ci powiem. Zaskoczyłaś mnie. Po pierwsze tym, że napisałaś takie coś, idealnie opisałaś wszystkie sceny i w ogóle, że wymyśliłaś coś takiego. Zauważyłam, że mam podobny tok rozumowania co Ram. Dużo mnie z nią łączy, choćby kolor włosów XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
the-believer
juz jest 5 komentarz :D nareszcie!! pozbylas sie Joradana!!!!!! kocham cie :D psychika zryta O.o Ramona zgwalcona O.O nastawienie Jareda jest swietne. Czyzby sie zakochal? w koncu!! co do szablonu...chyba...poprzedni byl lepszy ale ten tez ujdzie :) ja sie pytam...ty planujesz tylko 11 rozdzialow czy co? no i standartowe pytanie...KIEDY NASTEPNYYYYY???
OdpowiedzUsuńpoczątek nie zwykle zaskakujący.. a końcówka jeszcze bardziej..!!! Aż brakuje mi słów. Niesamowity rozdział. I do końca nie wiem... to był sen??? Tak mnie "skołowałaś" tym rozdziałem, że nie wiem co mam napisać.. Jesteś poprostu wielka!!!
OdpowiedzUsuńjest to chyba jeden z najlepszych rozdziałów, podoba mi się w nim wszystko, ale oczywiście musiałam się gdzieś zgubić po drodze i zaczynać od początku. Jak napisała saara6 też mnie trochę skołowałaś i nie wiem do końca czy to sen czy jawa. Ale nie ważne, podoba mi się bardzo.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci dobra kobieto za tak duże litery, moja ślepota tego potrzebuje haha
Podoba mi się nastawienie Jareda do Ram, łączy ich coś innego, wyjątkowego. A scena z gwałtem - świetnie sobie poradziłaś, nawet nie wiem czy sama dałabym radę. Wiele osób usilnie pisze sceny erotycznie, nie wiedząc jak się za nie zabrać i wychodzi z tych prób coś wulgarnego i okropnego. Ty poradziłaś sobie z tym wyśmienicie!
co do nagłówka - ok :) Pozdrawiam.
PS. Z góry uprzedzam,że mogę komentować z kilkunotkowym opóźnieniem, z powodu braku czasu.
[lost-in-daydream]
Wait..wait!!!! WAIT! Obudziłam się w nocy i coś sobie uświadomiłam... mianowicie to wszystko jest snem to znaczy, że Jordan nigdy nie został poturbowany przez braci Leto i nigdy nie "zdradził"(jeśli to tak można nazwać) Ramony, a to znaczy, że wcale nie musi tak być, a to znaczy, że Jordanowi nic nie będzie O.o !!! OMG... (wiem moja szybkość rozumowania jest niesamowita;).
OdpowiedzUsuńA to wszystko znaczy, że wciąż mogę cię błagać o zmiażdżenie/zabicie/poturbowanie Jordana ;D Proszę tym razem zrób mu coś naprawdę!
Pozdrawiam ;*
matko jedyna :D może i dziesiątka inna, ale zarąbista :) Pozdrawiam i czekam na więcej tego typu rozdziałów, haha! :D
OdpowiedzUsuńmytriptomars.blog.onet.pl
Dziewczyny, a teraz znowu się zastanówcie co tak naprawdę było snem, a co jawą ;)
OdpowiedzUsuńKoooooooooooooooocham tooooooooooo! Serio! Rozdział super jak zawsze.
OdpowiedzUsuńKochanie. asjfldakjfda to jest piękne. takie psychiczne. zupełnie jak my. kocham to, kocham Ciebie i dawaj 12 bo ślubu nie będzie. ten sen jest po prostu boskiiiiiiiiiii, a ten potwór przypomina mi samego Jareda, mutanta, także ok! Dawaj 12 kotku <3
OdpowiedzUsuń11 też of kurs
OdpowiedzUsuńWOW!!! całkowicie odebrało mi mowę i jakiekolwiek racjonalne myślenie. po prostu nie wiem co powiedzieć. te wszystkie wydarzenia, no WOW!WOW!WOW! może nie jest to za inteligentny komentarz, ale inaczej nie umiem. ŚWIETNE!!!!
OdpowiedzUsuńHej czytam twoje opowiadanie pewien czas i nadrobiłam wszystkie rozdziały. 10-ty jak najbardziej zajebisty, że tak powiem. Czytam, czytam i powtarzam: nie kończ się jeszcze, wręcz zaklinałam litery by było ich coraz wiecej! gdy sie już kończyły to jednak nie żałowałam bo końcówka poprostu sprawiła że prawie zastygłam przed komputerem. Świetnie piszesz- That's all I can say. M.L.P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jak tylko się ukazał. Jestem pod wielkim wrażeniem! Ogromnym!! :D Nie mogę się po prostu doczekać kolejnego! Ta psychiczność jest ujmująca!:D Mam nadzieję, że dalej tak będzie!:)
OdpowiedzUsuńTak jak obiecałam tak komentuję :)
OdpowiedzUsuńCóż, nie lubię Jordana. Nie wiem, ale no jakoś nie pałam do niego zbytnią sympatią. Jakaś taka klucha z niego. Innego określenia nie mogę znaleźć. Typowy artysta, moim zdaniem przynajmniej. Związek bez zobowiązań najlepiej a i chętnie wykorzysta swoją modelkę do zaspokojenia potrzeby akcji wloz-wyciagnij-dojdz.
Motyw z Amy z r8 jest taki... uroczy. Swietny prezent taki prywatny koncert, ale cholernie nierealny. Całe jednak szczęście, że opowiadania to fikcja i autor może popuścić wodzę wyobraźni.
Ram sie zakochala sia la la la la la *nuci* I wreszcie mu to powiedziała.
W ogóle, ten koszmar był straszny. Brr, ciary przechodzą. Jay taki kochany i opiekunczy chcial ja ochronic... awwww :')
Ogromny plus za Satelite heart bo uwielbiam tan piosenka *.*
Piszesz coraz lepiej, to widać jeśli przeczytalo sie chociazby pierwszy rozdzial i ten. Brawo :)
oby tak dalej!
Weny zycze a na swieta "wszystkiego co najlepsze... znaczy: pierogow" :D
Pozdrawiam
Alex
xoxo
Snem zapewne była "zdrada" Jordan'a i pobicie go no i gwałt. Kurcze, płakałam. Mój mózg na początku nie ogarnął, chyba, że jeszcze nie ogarnia. Nie lubię Jordan'a . Nie wiem czemu, ale cholera no, nie lubię go. Zabij go albo niech odejdzie z jakąś gorącą blondynką . Obojętnie. Czekam oczywiście na kolejny. :3
OdpowiedzUsuńDzięki za koment i przyznam się, że mi też podoba się mój nowy baner ale nie ja go robiłam. Niestety ja nie mam takiego talentu. Widzę, że u Ciebie się też zmienił i też jest bardzo fajny... Co do rozdziału: jak zwykle świetny. Trochę dramatyzmu się wkradło ale jest napięcie co bardzo mi się podoba... Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńCzytając to trzęsłam się. No po prostu się bałam, tak to wszystko przeżywałam, że prawie z krzesła spadłam :c Niemartw się to bardzo dobre, potrafisz tak wzbudzić emocje :D Nierozumiem do końca tego rozdziału. Tego początku z tą miesiączką, to była prawda czy sen? Kiedyś się dowiem, mam nadzieję :) Ale z drugiej strony nie rozumiem, z czego oni się śmiali... Chyba, że to był potwory senne. Chyba, chyba :D Ta zdrada mi tu nie pasuje, chociaż zależy co z tego dalej wyniknie. Gwałt był brutalny, cholernie brutalny :( Ale żyje/żyjesz i jest dobrze! :) Powodzenia w pisaniu kolejnych rozdziałów! ;DD
OdpowiedzUsuńO widzę, że nowy wygląd bloga !? Mi się podoba!! Całkiem w innym stylu niż dotychczas :)
OdpowiedzUsuńfajna opcja z tym snem ;d super wyszło.. na prawdę świetnie piszesz .. i jak tu już ktoś prędzej napisał potrafisz świetnie wzbudzać emocje.. ja przy tym odcinku 2 razy prawie się popłakałam ... jestem pod ogromnym wrażeniem i czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńwow... wchodzę tutaj i normalne gapię się w monitor przez jakieś 15 min :D 3x sprawdzałam czy weszłam pod dobry adres. Wow. Świetny wystrój bloga, ogólnie same pozytywy ;) I proszę Cię nie zmieniaj go już więcej bo jest idealny :D
OdpowiedzUsuńPłakałam jak głupia, a ta piosenka tak cudownie pasowała to tekstu. Słuchałam jej do końca rozdziału. Powiem tyle. Przez to jak opisałaś Jordana przez chwilę go polubiłam potem zaczął wyganiać Ram to stwierdziłam,że jest chujem. Cholernie się bałam co będzie z Ramoną. Nie chciałam by działo jej się coś złego :c Zryłaś mi głowę. Za dużo informacji do ogarnięcia w tym rozdziale. Jest wspaniały. Ty jesteś wspaniała. :)
OdpowiedzUsuńHеya i am for the first time here. Ι found this
OdpowiedzUsuńbοarԁ and I find It really useful & it helped mе
out much. I hоpе to give sοmething bаck аnd aid otherѕ like yοu aiԁeԁ
mе.
my blog: payday loans
May I just say what a reliеf to fіnd sοmebody that genuinelу knows what they are ԁiѕсuѕsing оvеr thе internet.
OdpowiedzUsuńYou сertainly undеrstand how to bring а problеm tо
light аnd make it important. A lot more ρeople should
геаԁ thіs аnd understand this ѕіde of your ѕtory.
I was ѕurprіsеd yοu are not
more popular sіnce you ѕuгely have the gift.
Fеel freе to viѕit my homepage: Instant Payday Loans
Fantastic bеat ! Ι would lіke to apprentiсe even аѕ you amend уour sіte, how cοuld
OdpowiedzUsuńi subscribe for a ωeblog ωebsitе?
Тhе account helpеd me a aсceptable deаl.
I had beеn tiny bit familiaг of this your broаԁcast proviԁeԁ brilliant
clear concеρt
Here is my site; Same Day Payday Loans
My bгother suggеsted I would ρosѕiblу like thiѕ website.
OdpowiedzUsuńHe used to be entirelу right. This put up trulу made my day.
You сan not іmagine ѕimply
how a lοt time Ӏ had spent foг this іnfo!
Τhankѕ!
Мy blog - payday loans
Thanks foг sharing ѕuсh а fastidіοuѕ opіniоn, ρаragгaph іs pleasant,
OdpowiedzUsuńthats why i haνe reаԁ it entirely
Αlsο vіsit my wеb blοg - payday loans