„Musimy pogadać. Przyjdź pod kawiarnię w której pracowałaś, pilnie. J”. Odczytałam wiadomość z telefonu i jedyne co mogłam to uderzyć się otwartą ręką w czoło. Głupota. Tchórzostwo. I jeszcze raz bezdenna głupota. Amy zrobiła najgorszą rzecz. Jedynie aborcja zdawała mi się jeszcze głupsza. Leto nie wydawał mi się osobą, która mogłaby nie przyjąć dziecka. Mimo wszystko coś miał w głowie. Błagam, on ma prawie 40 lat, może właśnie pragnie dziecka? Niestety żadne argumenty nie dochodziły do mojej przyjaciółki. Nawet głupie ustatkowanie nie wchodziło w grę. Ktoś z tego pieprzonego świata kościotrupów chodzących po wybiegu wbił jej do głowy, że trzeba imprezować do rana i brać każdy proch jaki nasunie się pod nos. Nie byłam święta, ale kto powiedział, że budzenie się rano z tym jedynym jest gorsze niż budzenie się na kacu na ławce w centrum i to w towarzystwie miejscowych bezdomnych? Stone nie rozumiała znaczenia słowa „opamiętanie” więc brała z życia garściami. Nasuwało mi się wtedy pytanie: czy to jest branie z życia garściami czy może odwrotnie: szybkie przemijanie naszego istnienia? Każda z nas od przyjazdu do LA się zmieniła, ale to Amy straciła swoją część człowieczeństwa na rzecz fortuny i sławy.
Po godzinie znalazłam się z w swoim byłym miejscu pracy, siedząc przy okrągłym stoliku ze szklanką gazowanego napoju. Leto wbiegł do kawiarni przewracając parę krzeseł i usiadł na wprost mnie.
-Co. Się. Stało? – wycedził dokładnie każde słowo.
-Nie wiesz co ty było? Mój Boże, pewnie to ty zawsze jesteś Mrocznym Kosiarzem i ty rzucasz! Nikt nigdy cię nie rzucił?!
-To nie jest śmieszne! Wyjaśnij! – uderzył pięścią w stół.
-Amy często odbija, uwierz mi.
-Co ukrywasz? – pochylił się w moją stronę.
-Mam fobię na punkcie zarostu, cieszy cię to?
-Chodzi o Amy! – wydarł się zwracając na siebie uwagę każdego z klientów.
-Słuchaj, stary, ja tu kiedyś pracowałam więc może nie pal mi mostów bo na razie jestem bezrobo..
-Mam to gdzieś, mów co z Amy! Co ukrywa, czemu ni stąd, ni zowąd ucieka ode mnie?
-Może przestraszyła się twojego drugiego wcielenia, co? Przyznaj się, jesteś Batmanem.
-Przez ciebie tracę czas. – machnął na mnie ręką i chciał wstawać gdy pociągnęłam go za koszulkę i zmusiłam by usiadł.
-Oboje siebie oszukiwaliśmy, to racja! Ale myślałem, że sobie wybaczyliśmy..
-Tu nie chodzi o to. – palnęłam.
-Więc o co? – spytał niecierpliwiąc się.
-Może ty na serio jesteś Batmanem?
Nie mogłam przecież powiedzieć mu wprost, że Amy jest nosicielką jego wirusa. Amy by mnie zabiła, Jared zabiłby Amy i nie wiadomo kto by jeszcze nie zginął. Prawdopodobnie tsunami uderzyłoby jeszcze w Japonię, pomyślałam.
-Jest inny facet? – Jared drążył temat niemiłosiernie. Ujęłam słomkę w usta i zaczęłam popijać i patrzeć na niego. Jakiż rozkoszny był widok rosnącej żyłki pod jego okiem gdy tracił cenny czas, a ja popijałam sobie słodki płyn.
-Nie, nie ma. – uśmiechnęłam się lekko- chociaż kto wie? Może w tym miesiącu jeszcze nie da się odkryć płci?
-O czym ty pierdolisz?! – wrzasnął na całą kawiarnie – błagam, powiedz mi o co chodzi. Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
-Chciałabym, ale nie mogę. – wzruszyłam ramionami – to silniejsze ode mnie. Amy rzuciła na mnie czar i gdy chcę o tym mówić, to usta zszywają mi się, tak jak w Matrixie, pamiętasz? [chodzi o momenty gdy Agenci wszczepiają pluskwę do brzucha Neo (taka mała psycha na punkcie Matrixa ;))] moment gdy
-Co za głupia idiotka.. przecież ja ją… ja ją..
-No co? Kochasz? Błagam? To tylko zasłona dymna, w tym trójkącie rządzi tylko seks. – cmoknęłam ustami.
-Sam nie wiem.. – zmierzwił swoje blond włosy – czemu nie odbiera telefonów? Wyjechała?
-Na Marsa, parę milionów kilometrów stąd.
-Jest pewnie u ciebie, tak? – wstał i poprawił sznurówki w butach – po co ja marnuje czas z tobą skoro mogę pogadać z nią?!
-Może dlatego, bo przy drzwiach stoi dwóch krępych murzynów z dzidami? Chłopie, ona ci nie otworzy! Włączyła sobie niemiecki death metal i do tego ryczy, to tyle decybelów ile jest podczas startowania rakiety kosmicznej..
-Ekstra… i co ja mam robić? – oparł się na łokciu i głośno westchnął.
-Dobra, dam ci podpowiedź! – podniosłam ręce by zwrócił na mnie uwagę – taka mała, chuderlawa podpowiedź, ale jest!
-No, dawaj! – podniecił się.
-Werble, werble.. zapomniałeś!
-Huh? – skrzywił twarz.
-Stary, zapomniałeś. – powtórzyłam.
-Czego zapomniałem?!
-Takiego, drobnego, elastycznego… no, wiesz co to! Dawaj! Burza mózgów!
Podczas gdy jego dwie półkule przegrzewały się do maksimum ja zastanawiałam się ile typowy facet może myśleć o prezerwatywie. Przecież zapomniał, jest to drobne i elastyczne! Westchnęłam widząc że nie może się namyślić.
-Idziemy się przejść? Może promienie UV zwiększą ci obroty? – uśmiechnęłam się rzucając kwotę na stół.
-Nie cierpię cię. – pokazał mi język wstając. Przeszliśmy się po plaży, oczywiście nie obyło się bez wrzucenia mnie do wody za te „umysłowe tortury” ale jakoś dałam radę. Mimo wszystko żal mi go było, w końcu może jej nie kochał, ale tęsknił. Patrząc na niego z ukosa pomyślałam sobie, że byłby dobrym ojcem.
-Spróbuj przypomnieć sobie o czym można zapomnieć będąc z kobietą.. – naciskałam.
-O… dobrych manierach?
-Nie! – przekręciłam oczami.
-O.. grze wstępnej?
-No, już trochę bliżej!
-Nie zadowoliłem jej? To dlatego?! Nie miała orgazmu?!
Wybuchnąłem śmiechem i turlając się na plecach po piasku robiłam sobie z niego jaja.
-Ty ofermo.. – zawyłam zmywając łzy radości.
-Za tym ładnym ciałkiem musi kryć się demon, jak Boga kocham.. – syknął. Gdy odprowadził mnie pod dom i już miałam iść w kierunku beżowych drzwi ten przyciągnął mnie do siebie i zmusił do pocałunku. Nie wiem czemu go nie znokautowałam pięścią albo kolanem, ale połączenie ciepła jego ciała i do tego charakterystycznego smaku męskich ust mnie omamiło. Starałam się zachowywać normalnie ale najchętniej wzięłabym go do ciemnego kąta.
-Już? – syknęłam gdy lekko się odsunął. Warknął i znów się zbliżył próbując obudzić we mnie trochę ognia. Szkoda, że we mnie palił się już prawdziwy pożar tylko zamknięty w klatce. Wsunął mi język do ust, co prawda bardzo niewinnie, ale nawet to nie było kluczem do tej cholernej klatki. Nie wiem co, ale coś broniło mnie przed wskoczeniem na miejsce Amy. Jasne, mogłam to zrobić, ale nie byłam aż takim potworem.
-Już? – jęknęłam trochę milej.
-Chodź do mnie. – powiedział takim tonem, że aż mi się nogi ugięły
-Nie mogę, Jay. – puściłam jego rękę i szybkim krokiem podeszłam do drzwi. Chociaż na ryju jawił mi się szeroki banan, to nie mogłam tego pokazać. Szybko zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam z ulgą. Po chwili dojścia do siebie usłyszałam głos Amy dochodzący z jej sypialni i odnotowałam, że rozmawia przez telefon.
-Muszę kończyć, Ramona przyszła. Na razie.. Pa.
Szybko otwarłam drzwi. Na najgorsze byłam przygotowana, czyli na 4 murzynów z Amy, ale na szczęście była sama. Rolety okien były pozasuwane do końca więc szybko je podniosłam.
-Nie chowaj się jak pieprzony Dracula. – warknęłam.
-Brzydzę się tego brzucha. –wskazała na wypukłość na swoim brzuchu.
-Amy, oh Amy. – podeszłam do niej i pogłaskałam ją po nim – dasz radę. Nawet taka blondynka da radę.
-Pomożesz mi? – uśmiechnęła się lekko.
-Wejdę w role ojca. Tyle że wiesz.. ten autentyczny bardzo tęskni. Wróć do niego.. – jęknęłam patrząc na jej podkrążone oczy.
-To i tak już niemożliwe.
Przez pierwszy miesiąc brzuch drastycznie wzrastał aż przybrał kształt na wpół napompowanego balonika. Kamień spadł mi z serca słysząc, że z dzieckiem wszystko dobrze aczkolwiek nadal upierałam się by Leto poznał prawdę. Spotykałam się z nim za jakieś 20 minut by dodać mu otuchy, ale między nami do niczego nie dochodziło. Rola „ojca” nie była łatwa. Amy była niedożywiona, zbyt chuda żeby wykarmić dziecko więc wpychałam w nią jedzenie. Nie zawsze kończyło się to sukcesem, bo co parę dni kończyłam trzymając jej kręcone włosy nad kiblem. Mimo wszystko widok rozwijającego się malucha dawał nam siłę. Nawet Amy, ta odwieczna pożeracza dzieci, zmieniła nastawienie i widząc efekty nawet polubiła swojego małego potworka. Pewnego dnia, parę miesięcy po rozmowie gdy robiłam jakąś sałatkę dla Amy postanowiłam niby obojętnie spytać:
-A co byś zrobiła, jakby się okazało, że Jared chce dziecka?
-Nawet gdyby to by nie miało szans. – burknęła zmieniając kanały w telewizji- jego podróżny styl życia, zespół, wywiady.. gdzie tu czas na dziecko?
-Może i by znalazł czas.
-Nie sądzę..
Miesiąc później, gdy brzuch Amy był gigantyczny, poszłam w odwiedziny do domu chłopaków. Nie dziwił mnie fakt, że mieszkali razem. Dom mieli ogromny więc bez problemu ograniczali życie „zza kotary” od publicznego. W drzwiach powitał mnie Shannon. Usiadłam na kanapie obok niego i upewniwszy się, że młodszy Leto i Tomo byli w kuchni, zwróciłam się do Shanna:
-Co o tym sądzisz?
-Amy jest głupia jak but, sorry. – zacisnął zęby.
- Musisz mi pomóc. Tego nie można dalej ciągnąć. Musimy coś wymyślić!
-Ale co? – jęknął. W tym momencie Jared i Tomo zsiadli w salonie a ja wzięłam do rąk pilota. Wpadłam na genialny pomysł. Szybko przewertowałam kanały na program dla dzieci i znacząco spojrzałam na Shannona. Ten debil potrzebował parę sekund, ale zrozumiał.
-Shan, chciałbyś mieć dzieci? – spytałam obojętnie – są takie słodkie..
Leto zaczął kaszleć ale Shannon bardzo wczuł się w rolę.
-Pewnie, że tak! Ale w kolejce muszę znaleźć sobie kobitkę. A ty Jay? – spojrzał na niego. Genialnie! Niestety Leto zdjął wzrok z ekranu Samsunga i spojrzał na nas niechętnie:
-Dziecko? Nie wiem.. to obowiązek. Musisz znaleźć dobrą osobę, mieć czas.. ja.. nie mam ani czasu ani osoby.
Zażenowana wyplułam swój sok na telewizor i ruszyłam do kontrataku:
-A Amy? Ona nie była odpowiednia?
-Może i była, ale teraz jak się nie odzywa i nie odbiera telefonów to rozumiem, że nie była.
-A może jest jakiś powód dla którego cię omija? – naciskałam.
-Niby jaki? – odburknął kładąc się wygodnie na kanapie.
-Może ważny, a ty tego nie rozumiesz?
-To może łaskawie by mi powiedziała i bym spróbował zrozumieć, a nie milczała jak grób!
Westchnęłam zrezygnowana.
-Chłopaki, ja muszę spadać. – dopiłam wodę i szybko doszłam do wyjścia. Dogonił mnie Jared.
-Czego? – podniosłem brew zakładając buty.
-Dzięki, że jesteś. – uśmiechnął się lekko.
-Słuchaj. – podrapałam się po głowie – a gdybym była z tobą w ciąży to jakbyś zareagował?
Leto uśmiechnął się szeroko ale rozumiejąc jego myśli odsunęłam się automatycznie do tyłu:
-Teoretycznie. – wycedziłam.
-Ah, teoretycznie.. – podrapał się po brodzie ale uśmiech nie schodził mu z ust – cieszyłbym się jak cholera. W końcu mam już te 39 lat..
-A znalazłbyś czas? – wypytywałam.
-Znalazłbym! – przytaknął zbliżając się do mnie.
-A gdybyś miał wybrać między zespołem a rodziną?
-Co to za pytania? – oburzył się.
-Odpowiedz!
-Ram, czy ty.. – podniósł moją koszulkę i spojrzał na brzuch ale odepchnęłam go jak oparzona.
-Nie, nie ja. – syknęłam wybiegając z domu. Zamówiłam taksówkę i po 3 minutach byłam u Amy. Wskoczyłam do łazienki i wrzasnęłam:
-On chce dziecka, chce dziecka, chce dziecka!
-Co? – skrzywiła twarz zdejmując ogórki z oczu – kto?
-Kto?! Jared, do kurwy! Znalazłby czas! – machałam rękami w każdą stronę.
-Powiedziałaś! – oburzyła się wstając z wanny – czemu mnie nie wysłuchałaś?!
-Nie powiedziałam mu wprost. – jęknęłam – ale spytałam i naprawdę mógłby ogarnąć tą całą sytuację.
Amy patrzyła na mnie nie pewnie przez parę sekund aż wbiła wzrok w kafelki.
-Amy? – jęknęłam widząc że się nad czymś usilnie zastanawia. Jej twarz pełna był niepewności i wewnętrznej walki. Wiedziałam, czego się obawiała. Z jednej strony mogła być przyjęta z otwartymi ale z drugiej.. kto wiedział jak zareaguje na odrzucenie? Może Leto czuł nadal gorzki smak pozostawienia i w zemście nie da jej wrócić.
-Daj mi telefon. – syknęła. Gdy przyłożyła telefon do ucha zapanowała głęboka cisza, którą przerwał jego głos.
-Amy? – usłyszałam.
-Przyjeżdżaj do nas, teraz. – syknęła i się rozłączyła. Uśmiechnęłam się lekko gdy podała mi telefon.
- Żebyś się nie myliła. – pokazała mi język i wyszła z łazienki. Nie czekałyśmy na niego długo. Usłyszałam pisk opon samochodu a następnie nerwowe pukanie do drzwi. O, ho. Romeo przyjechał. Otwarłam mu drzwi a ten zdyszany wszedł do środka.
-Co się stało? – zaczął się dookoło oglądać. Gdy Amy wyszła zza rogu to Jared nie potrafił zakryć szoku. Ogromny brzuch zasłaniający prawie moją przyjaciółkę spowodował, że Leto upuścił swój szalik i powoli podszedł do Amy.
-Jared- zaczęła – to.. nasz syn. Bałam się, że nasz odrzucisz.
Leto uniósł powoli bluzkę, jakby się bał, i powoli, bojąc się tego dziwnego tworu, dotknął opuszkami palców brzuszka. Amy westchnęła, sama nie wiem czy nie spodobała jej się bardziej obecność Jareda tak blisko niej, czy może fakt, że ojciec pierwszy raz spotyka się z dzieckiem.
-Który miesiąc? – wydusił a w kącikach ust jawił się mu uśmiech. Silver, kolejny punkt dla ciebie, pomyślałam.
-8. – uśmiechnęła się. Nastała krępująca cisza, spowodowana nie ukrywanym szokiem. Gdy Leto znów się odezwał Amy wypuściła parę łez:
-Jak mogłaś sądzić, że was odrzucę? Nie jestem taki.. to serio chłopiec?!
-My God, tak tu romantycznie, że zaraz się porzygam.. – mruknęłam pod nosem.
-To twoja zasługa, Ram. – Leto wbił we mnie swoje niebieskie tęczówki – jak ci mogę podziękować?
-Pieprzcie się ciszej, nakarmcie głodne dzieci w Afryce i niech ten świat się już skończy. – odburknęłam i z trzaskiem zamknęłam się w swoim pokoju. Aktualnie mój mózg ogarniał całą zaistniałą sytuację. Z jednej strony byłam szczęśliwa, bo X i Y byli szczęśliwi, tylko to pieprzone Z, czegoś mu brakowało? Może liczyło na coś więcej z Y? A, walić to. Machnęłam ręką do swojego wewnętrznego „ja” i zasnęłam smagana dziwnymi snami.
Tygodnie mijały a Amy czuła obecność synka w swoim brzuchu przez kopanie. Nowy ojciec przejął moje obowiązki i dbał na każdym kroku o Amy. Przyrządzał jej wątróbki, kanapki, tatary i kanapki. Był ojcem idealnym, nie myliłam się co do niego. Dziwiło mnie zachowanie Amy, która czasami wychodziła na balkon z telefonem, czasami na 3 godzinne spacery pod pretekstem wyjścia po mleko na śniadanie. Coś długo tam szła.. 3 tygodnie po happy endzie czekała mnie nie zbyt miła informacja. Obudziłam się szturchana przez Jareda, jego mina nie zwiastowała niczego dobrego.
-Czego, ty stary matole? – wycedziłam niezadowolona, że ktokolwiek mnie budzi. Naciągnęłam kołdrę na głowę ale Leto szybką ją zdarł.
-Nigdzie nie ma Amy. – jęknął drapiąc się po głowie. Zaspana najpierw spojrzałam na jego bokserki w misie, dopiero potem na twarz.
-Wyszła po mleko.. – ziewnęłam.
-Nigdzie nie ma jej rzeczy! – krzyknął. Nie zadowolona wstałam i poszłam do kuchni mając nadzieję, że znajdę ją przy lodówce.
-Amy? Amy! Gdzie ty jesteś?! Amy!...
Gdy odnotowałam, że w toalecie również jej nie ma spojrzałam zaskoczona na Jareda.
-Nie było jej rano? – jęknęłam przecierając kąciki ust.
-Obudziłem się po cudownym seksie..
-Mógłbyś sobie darować.. – syknęłam.
-I jej nie było w łóżku. W szafie jest pusto, kosmetyki zniknęły.. sprawdziłem w ostateczności walizkę i… nie ma.
-Może przestraszyła się jakiego masz małego. Z tego co wiem, to wczoraj piła z tobą winą. Upiła się i..
-Ona uciekła, Ram. – warknął poważnie. Chwilę przyglądałam się jego wkurwieniu malującemu na twarzy aż pobiegłam do jej sypialni i otwarłam szufladę. Spod stosu płyt i kondomów wyciągnęłam małą kartę z jej pismem i dzisiejszą datą. Padłam na łóżko i zaczęłam czytać.
Kochani, tak bardzo was przepraszam. Sama się w tym pogubiłam, gdy dowiedziałam się prawdy nie było mi do śmiechu. Powiem wprost: dziecko nie należy do Jareda. Wyjechałam do Francji gdzie mieszka jego biologiczny ojciec. Przykro mi, że tak się to zamieszało, ale ja sama nie miałam pojęcia. Jared, jeżeli to czytasz, to wiedz, że nie chciałam cię wykorzystywać. Sama byłam pewna, że stworzymy rodzinę, ale takie jest życie: zaskakuje nas na każdym kroku. Przepraszam was. Amy.
Zaczęłam się ciężko śmiać. Po prostu wszystko mnie rozbawiło. Amy! Jasna cholera, błagam, niech to będzie żart! Niech blondynka wyskoczy z szafy i krzyknie „Prima Aprilis!” Leto podszedł do mnie, wziął do rąk kartkę i zaczął czytać. Ciekawa jego reakcji, nadal śmiejąc się z IQ mojej przyjaciółki patrzyłam na jego twarz.
-To żart? – wycedził – powiedz, że razem to ukartowałyście?
-Przykro mi. – westchnęłam szczerze. Leto przeczytał treść listu ze 100 razy aż zacisnął pięści i rzucił najbliższą rzeczą. Akurat trafił na lampę, którą rozbił drobny mak.
-Chcesz iść na siłownię? – skrzywiłam się widząc szczątki lampy.
-Co za.. co za… nie, ja już nie mogę! – krzyknął łapiąc się za kark i chodząc w kółko po pokoju – wiedziałaś o tym?!
-Gdybym wiedziała to nie zajmowałabym ci tym głowy. Przykro mi, naprawdę.
-Czy ty w ogóle rozumiesz co mi zrobiła? – ukląkł przy mnie i przyłożył dłonie jakby się modlił – ja sądziłem, że będę miał syna, wyczekiwałem tego, nawet.. nawet kupiłem kurewskie buciki w rozmiarze Calineczki!
Podniosłam go z kolan i jak człowiek człowieka przytuliłam. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale mogłam zrozumieć, jak on się czuje. Być może moje podejście do świata mi pomagało; wrodzony dystans do wszystkiego. Moim mottem było „Co się stanie to się nie odstanie” ale inni nie mogli tak po prostu iść dalej. Taki na przykład Jared, wtulony we mnie, ze złamanym serem, ten matoł właśnie nie potrafił iść dalej. Wpadł do niezłego bagna.
-Wiem, że to może za szybko, ale trzeba sobie dać z tym radę, J. Trzeba iść dalej. – szepnęłam.
-Ładnie pachniesz. – mruknął. Przewróciłam oczami widząc, że wdycha zapach na poziomie mojego mostka.
-Leto, musisz iść dalej, jesteś facetem, dasz radę, co nie?
-Uważasz mnie za mięczaka? Nie takie wojny miałem na oku i nie w takich przegrałem. Upadłem, ale wstałem.
-Dobra, dobra. – odepchnęłam go widząc, że zbliża się twarzą do moich piersi – nie cytuj mi tu teksów twoich słabych piosenek, po prostu trzeba żyć dalej.
-Ale nadal nie wierzę, że to zrobiła. Jak ostatni tchórz uciekła.. –syknął.
-Później napiszesz o tym książkę a teraz. – wstałam i się otrzepałam – idę zrobić jajecznicę.
I tak dwójka ludzi próbowała wrócić do normalności po ciosie, w tym przypadku w samo serce. Przy tak dennej czynności jak robienie jajecznicy nasuwały mi się retoryczne pytania. Jednym z nich było, czy aby na pewno Amy miała się dobrze z głową. Nie należała do idiotów, ale też odpadała z elity geniuszów. Zwykły rozsądek podpowiadał mi, że popełniła błąd i straciła przyjaciółkę. Chociaż sama nie wiedziałam, czy byłabym w stanie ot tak zapomnieć o tym, jak nas obu oszukiwała. Te telefony na balkonie! Pewnie od dłuższego czasu wiedziała! Głupia.. jasna cholera, jajecznica się przypaliła.
-Zamieszkaj z nami. – usłyszałam nagle z boku. Spojrzałam od niechcenia na Jareda.
-Jeszcze tak mnie nie pojebało by mieszkać z 3 facetów. – syknęłam nakładając na talerz spaloną jajecznicę.
-A pojebało cię tak, żeby mieszkać w tym apartamentowcu z pensji kelnerki?- podniósł figlarnie brwi. Nie pomagał mi fakt, że był w samych bokserkach a ja w niczym oprócz długiej sukienki nocnej. Nie chciałam mu pokazać swojej słabości, więc stałam grzecznie.
-Wynajmę coś, nie bój się o mnie.
-No wiesz, tylko u mnie znajdziesz wielką plazmę, basen, widok na Los Angeles i do tego trzy szybkie samochody.
-Pieprz się! – kopnęłam go w nogę ale ja sama poczułam ból. Po jego błaganiach zdecydowałam, że przeniosę się do nich, ale nie sądziłam szczerze mówiąc, że z nimi zostanę chociaż dwa dni. Stojąc w przedpokoju czekała tylko aż ten Narcyz wyjdzie z łazienki. Gdy tylko się pojawił głośno wypuściłam powietrze z ust.
-Super, postawiłeś irokeza! I co, sądzisz, że mi też stanie? – syknęłam – śpieszę się!
-Ja mam klucze, ja mam dobre chęci więc poczekasz.. – uśmiechnął się szeroko.
-Coś ci humor od rana podskoczył, może ty się cieszysz, że Amy zniknęła? – zmrużyłam oczy.
-Znajdą się też pozytywy. – spojrzał znacząco na mnie. Szarpnęłam rączkę walizki i zaczęłam schodzić na dół ale Leto wyrwał mi ją i wziął do rąk.
-Niby jakie? – syknęłam widząc jak się popisuje.
-Takie, że na scenę wkraczasz TY.
-Chciałbyś ty zboczony.. – nie dokończyłam widząc, że przykłada telefon do ucha. Mieszkanie z tymi ćpunami mimo wszystko nie wyglądało tak źle. Patrząc na to z mojej perspektywy mogłam wyżerać im wszystko z lodówki, jeździć z nimi na imprezy jako VIP, pluskać się codziennie w basenie i w dodatku nic za to nie płacić. Do głowy wpadł mi jeszcze codzienny seks z Jaredem, ale patrząc jak ten idiota mocuje się z bagażnikiem od razu ochota mi zniknęła. Pomogłam mu wpakować walizki po czym odjechałam z nim spod mieszkania. Na telefonie nadal nie miałam odpowiedzi od Amy na moje obelgi i skarżenie.Tymczasem auto nadal jechało z zawrotną prędkością w kierunku ich domu.
Położony wysoko w Hollywood Hills, wśród krętych ekskluzywnych uliczek odchodzących od Laurel Canyon Boulevard, dom braci Leto nie był rzucającą się w oczy nieruchomością z pięcioma sypialniami i czterema łazienkami, zbudowaną w 1955r. Podobne domy w tej okolicy kosztują teraz 1,200 000 $, jednak Jared był zbyt dyskretny, żeby ujawnić ile wybulił, kiedy bracia w 2006 roku wprowadzili się do tego domu. Jak na kawalerkę, posiadłość Leto jest niesamowicie czysta i pogodna. To nie był dom, w którym można by było znaleźć skarpetki walające się pod kanapą czy pudełka po pizzy wysypujące się z kosza na śmieci albo brudne naczynia zwalone do zlewu. Raczej, z jego czarnymi włożonymi płytkami podłogami, nieskazitelnie czystymi białymi ścianami i gustownymi dekoracjami czułam się w nim jak w eleganckim nowojorskim hotelowym apartamencie. Najbardziej rzucającym się elementem salonu były dwa białe żeńskie manekiny. Pierwszy stał na czworakach, ubrany tylko w gumiaki i coś przypominającego hełm policyjny zakładany podczas zamieszek. Drugi klęczał między rozłożonymi nogami pierwszego, odziany tylko w antyczne nakrycie głowy greckiego wojownika. Biały rower górki opierał się o jedną ze ścian, a pod inną stało staroświeckie pianino. Kolekcja złotych i platynowych płyt za "ABL" znajdowało się na podłodze pod posągiem Buddy trzymającym szyld z wyrytym napisem "EVIL" i spoglądającym w stronę wejścia.
Szklany stolik przed kominkiem uginał się od książek i płyt legendarnych muzyków jazzu czy rocka natomiast dalej ciągnęła się droga do kuchni. Kuchnia gościła rozmaite nagrody zespołu (głównie z Kerranga! czy MTV) a na stole ze stali nierdzewnej, stojącym na środku, leżał najnowszy numer Kerranga, rzecz jasna z okładką przedstawiającą młodszego z braci. Na parterze znajdowało się studio a tam, gdzie wcześniej stała perkusja Shannona, teraz stał tam stół bilardowy. Ściany pokryte były odręcznymi graffiti, w szczególności jednokreskowymi rysunkami Jareda, przedstawiającymi zwierzęta i kosmitów i nabazgranymi zdaniami, które służyły do inspiracji i prowokowania zespołu w czasie procesu nagraniowego. Pierwsze słowa na ścianie - "Nie jesteśmy tu po to, żeby robić to co zostało już zrobione" - zostały napisane tuszem przez samego Jareda. Podczas gdy, następne zdanie, filozoficzne i poetyckie: "Im mniej postawisz, tym więcej stracisz kiedy wygrasz" ukazuje ambitny światopogląd, który tak dobrze im służył od samego początku. [opis domu wykorzystany z magazynu Kerrang! (przyp. autora)]
-Gdzie reszta? – spytałam patrząc za okno. Stałam z nim w oświetlonym salonie i z podziwem patrzałam na ich miejsce zamieszkania. Nie sądziłam, że ich dom jest taki piękny i jednocześnie taki.. zwyczajny. Co prawda za domem mieścił się basen i trzy samochody, ale Jared przesadzał z resztą.
Położony wysoko w Hollywood Hills, wśród krętych ekskluzywnych uliczek odchodzących od Laurel Canyon Boulevard, dom braci Leto nie był rzucającą się w oczy nieruchomością z pięcioma sypialniami i czterema łazienkami, zbudowaną w 1955r. Podobne domy w tej okolicy kosztują teraz 1,200 000 $, jednak Jared był zbyt dyskretny, żeby ujawnić ile wybulił, kiedy bracia w 2006 roku wprowadzili się do tego domu. Jak na kawalerkę, posiadłość Leto jest niesamowicie czysta i pogodna. To nie był dom, w którym można by było znaleźć skarpetki walające się pod kanapą czy pudełka po pizzy wysypujące się z kosza na śmieci albo brudne naczynia zwalone do zlewu. Raczej, z jego czarnymi włożonymi płytkami podłogami, nieskazitelnie czystymi białymi ścianami i gustownymi dekoracjami czułam się w nim jak w eleganckim nowojorskim hotelowym apartamencie. Najbardziej rzucającym się elementem salonu były dwa białe żeńskie manekiny. Pierwszy stał na czworakach, ubrany tylko w gumiaki i coś przypominającego hełm policyjny zakładany podczas zamieszek. Drugi klęczał między rozłożonymi nogami pierwszego, odziany tylko w antyczne nakrycie głowy greckiego wojownika. Biały rower górki opierał się o jedną ze ścian, a pod inną stało staroświeckie pianino. Kolekcja złotych i platynowych płyt za "ABL" znajdowało się na podłodze pod posągiem Buddy trzymającym szyld z wyrytym napisem "EVIL" i spoglądającym w stronę wejścia.
Szklany stolik przed kominkiem uginał się od książek i płyt legendarnych muzyków jazzu czy rocka natomiast dalej ciągnęła się droga do kuchni. Kuchnia gościła rozmaite nagrody zespołu (głównie z Kerranga! czy MTV) a na stole ze stali nierdzewnej, stojącym na środku, leżał najnowszy numer Kerranga, rzecz jasna z okładką przedstawiającą młodszego z braci. Na parterze znajdowało się studio a tam, gdzie wcześniej stała perkusja Shannona, teraz stał tam stół bilardowy. Ściany pokryte były odręcznymi graffiti, w szczególności jednokreskowymi rysunkami Jareda, przedstawiającymi zwierzęta i kosmitów i nabazgranymi zdaniami, które służyły do inspiracji i prowokowania zespołu w czasie procesu nagraniowego. Pierwsze słowa na ścianie - "Nie jesteśmy tu po to, żeby robić to co zostało już zrobione" - zostały napisane tuszem przez samego Jareda. Podczas gdy, następne zdanie, filozoficzne i poetyckie: "Im mniej postawisz, tym więcej stracisz kiedy wygrasz" ukazuje ambitny światopogląd, który tak dobrze im służył od samego początku. [opis domu wykorzystany z magazynu Kerrang! (przyp. autora)]
-Gdzie reszta? – spytałam patrząc za okno. Stałam z nim w oświetlonym salonie i z podziwem patrzałam na ich miejsce zamieszkania. Nie sądziłam, że ich dom jest taki piękny i jednocześnie taki.. zwyczajny. Co prawda za domem mieścił się basen i trzy samochody, ale Jared przesadzał z resztą.
-Shannon i Tomo przyjdą z wywiadu. – wyjaśnił.
-To co robimy? – przegryzłam wargę.
5 minut później leżałam na jego łóżku i popijałam butelkę z gwinta. Sam Leto popisywał się obok łóżka robiąc pompki.
-Wiesz.. – odbiło mi się ciastkami zmieszanymi ze spirytusem – nie rozumiem czemu.. koleś, czemu ty się ze mną.. nie napijesz?
-To nie zdrowe dla organizmu. – wyjaśnił – poza tym jeszcze 24 godziny temu sądziłem, że urodzi mi się dziecko. Teraz zamiast dziecka mam butelkę spirytusu.
-Stary, ja wiem, że ty dziecko będziesz miał. – uśmiechnęłam się kiwając głową.
-Pewnie. A po 9 miesiącach okaże się, że dziecko jest czarne.
-Nie, na pewno będzie białe. Jestem pewna. – zaśmiałam się i ułożyłam na boku. Nie sprawiało mi kłopotu, że śpię na jego poduszce.
-Na dole jest impreza, idziemy? – spytał. Ja nie słyszałam muzyki, tylko jakieś dudnienie.
-Zaniesiesz mnie? – spojrzałam na niego. Leto głośno westchnął i położył się blisko mnie. Jego ręka bez oporu wsunęła się pod moją bluzkę i dotknęła brzucha.
-Cieszę się, że cię poznałem. – uśmiechnął się lekko.
-Pocałuj mnie.. – szepnęłam cicho. Leto zdjął kosmyk włosów z mojego policzka aż pochylił się i zostawił ciepły oddech na moich wargach. Pomimo tego, że byłam lekko pijana, przeszedł mnie elektryzujący prąd. Podniosłam głowę, Jared przytulił mnie do siebie i zasnęłam wdychając jego boskie perfumy. Zbudziłam się lekko zmęczona ale i szczęśliwa. Widok śpiącego Jareda tuż obok mnie, i to bez bluzki, sprawił, że lekko się uśmiechnęłam. Wstałam nie budząc go i z lekkim bólem głowy zeszłam na dół gdzie dowiedziałam się, czemu Shannona nazywają „królem alkoholu”. On sam leżał na ziemi, z wymalowanym na torsie wielkim męskim członkiem. Z kolei Tomo leżał na kanapie, z rozbitą butelką po żołądkowej w ręce. Oprócz nich na kanapie i ziemi leżała jakaś pół naga dziewczyna no i oczywiście dwóch pozostałych rozbitków. Wszyscy spali. Ominąwszy ich zajrzałam do lodówki skąd wyciągnęłam karton mleka sojowego. W tym czasie zbudził się jakiś czerwono włosy chłopak, którego kiedyś widziałam. Mężczyzna podszedł do mnie i muszę przyznać, ż wyglądał całkiem sympatycznie z burzą włosów na głowie.
-Gerard.. – jęknął podchodząc do mnie – ty jesteś jedną z dziwek?
W odpowiedzi dostał ode mnie porządnego liścia.
-Wypierdalaj. – warknęłam.
-Jezu, jaka impulsywna! – jęknął masując obolały policzek – nie wiedziałem, sorry..
-Teraz już wiesz.
-To co tu robisz? – jęknął. Po dłuższym wpatrywaniu się w niego odkryłam, że to wokalista My Chemical Romance.
-Uciekłam z ich laboratorium, robili na mnie eksperymenty. A ty zabłądziłeś od wódki Shannona? – lekko się uśmiechnęłam. Gerard usiadł obok mnie przeczesując palcami czerwone włosy i sięgnął po butelkę wody w kącie.
-Ich impreza zawsze się tak kończy. A ty co, nowa Jareda?
Szybko zrozumiałam, że uważa mnie za nową zdobycz Jareda.
-Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. – mruknęłam.
-Wow. – zdziwił się po czym podszedł do okna i zakrył je firanką – oczy mnie bolą. Ale wiesz, skoro jesteś wolna to może.. może byś tak wyszła ze mną raz na jakiś czas?
-A ty za kogo mnie uważasz? – zmrużyłam oczy a po chwili uśmiechnęłam się szeroko – no pewnie, nie mam planów na wieczór.
-Uff. – uśmiechnął się zabójczo. Był całkiem atrakcyjny. Gdy zawiesiłam na nim oko usłyszałam jak Leto schodzi po schodach. Nie wyglądał na zaskoczonego widokiem swojego mieszkania w tym stanie. Podszedł do nas i widząc Gerarda zmarszczył nos.
-A ty co tu robisz? – ten ton już mnie rozśmieszał.
-Mam kaca, Leto, nie męcz mnie. – syknął. Czyżby się nie lubili?
-Ja i Ramona mamy dość, może już wyjdziesz? – syknął. Niemal spadłam z blatu. Czy ten pedzio właśnie użył słowa „my”?! I do tego ten oskarżycielski ton głosu, zabawne.
-A co, wspólna noc was tak zmęczyła? – syknął – Leto, wiesz, że Shannona jeszcze trawię, ale ty to naprawdę powinieneś zostać w matce.
-Drzwi są na wprost, wypierdalaj. – Jared napuszył się jak kot. Gerard uśmiechnął się do mnie, puścił mi perskie oczko, po czym w samych bokserkach wyszedł z posesji braci.
-No, no.. czyli jednak masz wrogów! – zachichotałam.
-Po pierwsze – wyrwał mi karton mleka z rąk – nigdy nie pij mojego mleka, możesz kupić swoje, ale nie moje. Po drugie, to, że jesteśmy frontmenami dwóch rywalizujących zespołów nam nie pomaga. Po trzecie, i ostatnie, czy mi się wydaje, że ci puścił perskie oko?
-Kochanie, gdy ty smacznie spałeś to ja ostro się tu z nim bzykałam. – pokazałam mu język.
-Ach tak? – pod okiem pojawiła mu się żyłka – to musiało być dla ciebie bardzo przyjemne, huh?
-Nie było najgorzej. – oparłam się o lodówkę – a tak na serio, to omówiłam się z nim na później.
-Pewnie, zostaw mi ten rozpierdol do uporządkowania. – warknął. Szybko go dogoniłam i złapałam za rękę.
-Czy właśnie widzę jak przeżywasz zazdrość?
-Pf.. – podirytowany jak kobieta z miesiączką odepchnął moją rękę- chciałabyś.
-Ta żyłka jest bardzo seksowna. – puściłam mu oczko idąc na górę a ten stanął jak wryty. Tego dnia wzięłam odświeżający prysznic a wieczorem spotkałam się z Gerardem. Pomimo tego, że Leto cały dzień pokazywał mi jakie ma do tego nastawienie, to ja i tak postanowiłam się spotkać. Gerard nie był na liście moich chłopaków ani tym bardziej kochanków. Zamierzałam z nim pobyć tylko jako z przyjacielem, ale może pod wpływem jakiś emocji mój plan się zmieni. Na razie tym się nie przejmowałam. Ubrana w spodnie w kolorze fioletu, w obcisłą bluzkę na ramiączkach i lekkim makijażu stałam w centrum o 20 a Gerard i jego czerwone zwierzę na głowie zaatakowało mnie od tyłu.
-Kino! – wrzasnął trzymając w rękach po dwa bilety do tutejszego kina – co ty na to?
-Mam nadzieję, że to bilet na jakiś horror albo film akcji, bo komedii romantycznych nie trawię.
-Co to, to nie. – uśmiechnął się miło. W kinie się na nim nie zawiodłam, było naprawdę śmiesznie. Film mieszał się z komedią i akcją więc co chwilę wybuchałam śmiechem. Gdy żołnierza na wylot przebiła włócznia wybuchnąłem śmiechem na całe kino a mi zawtórował Gerard.
-Nie no, nie możliwe.
Było sympatycznie, nie narzucał się chociaż widziałam jak na niego działam. Drżenie rąk, pot na karku, normalka. Po zjedzeniu wielkiej pizzy w restauracji zaprowadził mnie pod dom chłopaków. Stanęłam przed nim w nie dużej odległości i jak nieśmiała nastolatka zebrałam się by szybko pocałować go w policzek.
-Dziękuję. – uśmiechnęłam się lekko – było mi bardzo miło.
-Cała przyjemność po mojej.. stronie. – dotknął swojego policzka. Nie wiem czy umiejętność Amy poszły na mnie, ale łapanie facetów w siatkę nawet mi się podobało. Wróciłam do domu, od razu zobaczyłam Tomo i Shannona siedzącego w salonie z kontrolerami w rękach i grających w jakąś strzelankę.
-Gdzie Jay? – rozejrzałam się zdejmując trampki.
-Na górze. Ale nie idź tam, przyprowadził sobie jakąś dziewczynę. – odrzekł Tomo. Skrzywiłam twarz i jak w zwolnionym tempie poszłam na górę. Gdy tylko usłyszałam jego głos mieszający się z piskiem innej dziewczyny coś ukuło mnie w serce. Nie wiem co to było, ale jakieś dziwne zaciśnięcie mięśnia serca. A może zazdrość? A może.. żal? Babo, jesteście przyjaciółmi.. Zeszłam z powrotem na dół i usiadłam między chłopakami.
-Dzisiaj był fajny dzień.. – westchnęłam.
-Ramona.. – Shannon spojrzał na mnie – przecież widzę co masz w oczach.
-Niczego nie mam, odwal się! – syknęłam czując kulę w gardle. Może przywiązałam się do tego idioty i to, że uprawiałam z nim miłość było dla mnie czymś większym niż zwykły seks? Widać się myliłam..
-Nie martw się mała. – Shann przygniótł mnie swoim ramieniem i przytulił do siebie – ułoży się. Mówię ci. Wszystko wróci do normy.
"Well when you go
So never think I'll make you try to stay
And maybe when you get back
I'll be off to find another way
And after all this time that you still owe
You're still, the good-for-nothing I don't know
So take your gloves and get out
Better get out
While you can
So never think I'll make you try to stay
And maybe when you get back
I'll be off to find another way
And after all this time that you still owe
You're still, the good-for-nothing I don't know
So take your gloves and get out
Better get out
While you can
Cóż gdy odejdziesz
Nie myśl że będę próbował cię zatrzymać
I może gdy powrócisz
będę uciekać jak by znaleźć inną drogę
A po całym tym czasie który jesteś wciąż dłużna
Wciąż jesteś nic-niewartą, której nie znam
Więc weź rękawiczki i wynoś się
Lepiej odejdź
Dopóki możesz"
~*~
Myślami i duchem nadal jestem na Arenie. Mam pojebane sny i w ogóle wzruszam się oglądając zdjęcia i filmiki z koncertów. Powrót z Marsa na Ziemię boli jak nie wiem co, nie wiem czy w ogóle przez następne miesiące nie będę po prostu szybować wokół Ziemi aż może kiedyś wyląduję? Wątpię. :)
Co do rozdziału.. mam mieszane uczucia. Nie wyszło mi to dokładnie tak jak sobie wykombinowałam lecz dziękuję za ponad 3000 wyświetleń <3.
+ INFORMUJCIE MNIE W ZAKŁADCE SPAM.
++przepraszam za te nagłe zmiany, ale właśnie odnalazłam opis domu braci, i wpadłam na pomysł by wpisać go do opowiadania. Znajdziecie go w opowiadaniu (przed czerwonym wpisem autora) i jeżeli chcecie - przeczytajcie. :)
++przepraszam za te nagłe zmiany, ale właśnie odnalazłam opis domu braci, i wpadłam na pomysł by wpisać go do opowiadania. Znajdziecie go w opowiadaniu (przed czerwonym wpisem autora) i jeżeli chcecie - przeczytajcie. :)
może zacznę od wyglądu bloga - często zmieniasz szablony, ale tym to mnie rozkurwiłaś :D pozytywnie, of kors.
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału - ja tam lubię czytać brazylijskie telenowele, to jest strasznie uspakajające ^^^ a tak na serio, to rozdział bardzo fajny, miło że dałaś wątek z Way'em, a co do Amy to się nie myliłam - jak cipą była tak cipą jest. nie lubie jej, więc mam taką prośbę - ZABIJ JĄ W NASTĘPNYM ROZDZIALE. amen.
pozdrawiam :*
no to Amy pojechała po całej linii teraz!! ale, że tak sobie uciekła!? i wgl wrobiła Jareda?! no pięknie!! niech już lepiej nie wraca. doigrała się...
OdpowiedzUsuńrozdział czytało mi się nadzwyczaj szybko ;DD oj też mi ciężko wrócić z Marsa xD szczególnie, że tam panuje całkiem inna atmosfera xDD taka..nieziemska! xDD pozdrawiam:**
rozdział bardzo fajny, czytało się szybko i przyjemnie. Podobało mi się to rozwiązanie z Amy. Szkoda mi Jareda, ale pewnie Ramona go pocieszy ;D
OdpowiedzUsuńNo i ta końcówka mnie rozwaliła... biedna Ramona, ale oczywiście Jay zrobił jej na złość widząc, że ta umówiła się z Gerardem. Mimo wszystko, aż zachciał mi się płakać... :(
No i racja powrót z Marsa bardzo trudny...ja cały czas myślami jestem daleko i wracać nie chcę...
Taaaa. Ja tez ciągle jestem w AA i przy każdym filmiku się wzruszam. śpiewam razem z Jaredem i próbuje grać na garach tak samo jak Shanny tylko zamiast pałeczek mam dwa pisaki a zamiast perkusji biurko, szklanki, talerze... Amy zwiała! To nie dziecko Jareda! Wow! A tekst Ramony "Mam fobię na punkcie zarostu, cieszy cię to?" Zajebisty tak samo jak "Uciekłam z ich laboratorium, robili na mnie eksperymenty". Geeerard jest słitaśnyy! Tak samo jak zoombie chcę żebys ZABIŁA TĄ SUKĘ W NASTĘPNYM ROZDZIALE!! Yeach! Shannon przygniótł ję swoim ramieniem hahaha! Czekam na następny, a u mnie cóż... Spróbuje napisać dłuuuuugiiii rozdział, bo to taki mały jubileusz
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę Jaredowi bo Ram jest okropna:D Rudy babsztyl.. Świetny rozdział i czekam na jakąś scenę łóżkową bo dawno jej nie było. :D
OdpowiedzUsuńCzytalam rozdzial juz od razu po dodaniu, ale nie wiem co napisac. Byc moze tylko na tyle mnie stac, ale strasznie mi sie podoba. Przyznam sie - lubie takie odwazne opowiadania, w ktorych nie ma tematu tabu ;-) Czekam na nowy, i zapraszam do siebie na 1/28. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńWybacz, byłam wczoraj tutaj ale w pośpiechu nie zdążyłam nawet przeczytać bo miałam drakę w domu. :| Ale zabieram się już do czytania. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten rozdział, z kazdym zdaniem moja szczena była coraz niżej aż w końcu opadła na ziemię!! Niecierpliwie czekam na nowy! I oczywiście proszę mnie informować i nie wygaduj bzdur - to opowiadanie należy do jednych z moich ulubionych i nie jest badziewne!! :)
OdpowiedzUsuńSisi, scena łóżkowa, którą tak wyczekujesz będzie juz w następnym rozdziale wiec ogarnij się dziewczyno! xD Trochę ślęczałam nad tym opisem, ale nie mówię, że się męczyłam pisząc ją- wręcz przeciwnie. ;P Pozdrów ode mnie Mame ;**
OdpowiedzUsuńprzeczytałam całość w dwie godziny :) muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba, a w każdym rozdziale czymś mnie rozbawiłaś, więc mam świetny humor do końca dnia ;) mam nadzieję, że szybko ukaże się coś nowego!
OdpowiedzUsuńi tym razem to ja proszę ciebie, żebyś informowała mnie o nowych postach!
mytriptomars.blog.onet.pl
Strasznie interesująco się zrobiło w tym odcinku. Ciekawe, jak to będzie z Amy i dzieckiem :) Mam nadzieję, że mimo wszystko wróci.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział, zapraszam.
www.jaredleto-story.blog.onet.pl
Pozdrawiam, Ash
Wróci, za później. :)
OdpowiedzUsuń"Przyznaj się, jesteś batmanem" czytając to jadłam jabłko i zadławiłam się nim, bo zaczęłam się śmiać ;)"Takiego, drobnego, elastycznego… no, wiesz co to! Dawaj! Burza mózgów!" i to tłumaczenie, w każdym rozdziale rozśmieszasz mnie tak jak nikt inny. A pisałam już jak bardzo uwielbiam charakter Ramony?
OdpowiedzUsuńAle naprawdę Amy mnie rozwaliła swoim zachowaniem. Jedyne określenie jakie mi przychodzi do głowy na nią to ; pusta blond zdzira. Fajnie że dodałaś Gerarda do opowiadania, już go lubię ;D Chciałam wcześniej skomentować, ale nie miała zbytnio czasu.
Pozdrawiam ;*
Po pierwsze: JAKIE DRAGULA?! DRAKULA! albo Dracula! ale nigdy DRAGULA. (wybacz, ale Dracula to moja little obsession, kto mnie zna ten o tym wie)
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy więc do dalszej części mojego komentarza. Poprosiłaś abym oceniła twojego bloga i właśnie to zrobię. Nie będę ci lizać za przeproszeniem tyłka i słodzić, bo widzę, że twoi czytelnicy robią to doskonale (czy slusznie to musisz sama ocenic) ;)
Jeden komentarz zamieściłam, o ile się nie mylę pod pierwszym rozdziałem, teraz pora na kolejny.
Zacznę może od paru słów na temat twojego pisania. Piszesz całkiem fajnie, chociaż troszkę chaotycznie, ale osobiście uważam, że z czasem to ci minie. Im więcej piszesz, czytasz tym lepiej zaczynasz pisać, twój styl nabiera kształtów. Dlatego mam nadzieję, że zobaczę jak twój się rozwinie, choć powtarzam, jest całkiem dobrze. :)
Akcja, hm, toczy się troszkę za szybko. Dajesz długie rozdziały, mało opisów i szybko przeskakujesz od jednego tematu do drugiego. Właściwie nie przeszkadza mi to za bardzo, ale troszkę utrudnia czytania. Mogę teraz podrzucić ci taką luźną propozycję, spróbuj publikować nieco krótsze rozdziały, zawierające ciut mniej akcji, a więcej opisów :) Na przykładzie tego mogę powiedzieć, że motyw spotkania z Gerardem mogłabyś spokojnie opisać w kolejnej części i zrobić z tego ciekawy motyw.
Zauważyłam trochę literówek i miejsc, gdzie pojawiał się jakiś wyraz za dużo, albo jakiegoś wyrazu brakowało. Sama nie piszę idealnie dlatego nie będę ci tego wytykać, tylko wspomniałam.
Przeszkadza mi nadużywanie przekleństw. Przyznaję, w niektórych momentach mogą one być konieczne, ale w opisach są zupełnie niepotrzebne. Zamiast takich "ostrych" przekleństw lepiej użyć jakichś "lżejszych", bo w opowiadaniach źle się czyta słowa "jebło", "pojebało", "pierdoli", zwłaszcza jeśli są one używane w narracji.
Przejdźmy teraz może do samej treści.
Pomysł na opowiadanie miałaś świetny. Motyw miłosnego trójkąta (ostatnio dość modnego w literaturze szczególnie młodzieżowej)mógł zaowocować świetnym rozwojem akcji. Troszkę się zawiodłam, bo szybko go zakończyłaś. Amy zaszła w ciążę i uciekła... Szkoda, ale to oczywiście twoja wizja.
Postać Jareda mnie irytuje momentami. Nie podoba mi się to jego niezdecydowanie pomiędzy Amy i Ram. Facet powinien się umieć określić, a jeśli nie umie, to niech nie nadużywa słów "kocham, bo traci wtedy wiarygodność.
Ram, czerwonowłosa, postrzelona, wyjątkowa. Postać bardzo ciekawa dla mnie. Nigdy nie wiem czego się po niej spodziewać, jak się zachowa. Wyraźnie lubi "sprzedawać plaskacza" facetom, co jest dość zabawne. :) Nie rozumiem tylko jej podejścia do sprawy miłosnego trójkąta, bo z jednej strony ma wyrzuty sumienia i obawy, a z drugiej potrafi sama rzucić się na Leto i go (jak to moja przyjaciółka mówi) "przydupczyć".
Fajna sprawa, że poruszyłaś temat wpadki, obaw matki, czy chce dziecka i takie tam. Szkoda tylko, że tak mało miejsca poświęciłaś temu motywowi.
Dziwnie mi się czytało o Gee nie trawiącym J'a i to z wzajemnością. Z tego co wiem, są świetnymi przyjaciółmi (stąd też znane Echelon&MCRmy=BFFs), poza tym Gee przystawiający się do Ram? Kurczę, on ma Lynz! Dobra okej, twoje opowiadanie, twoja fantazja. Poprostu dziwnie mi się to czytało, co jest w tym wypadku plusem dla ciebie, tak mi się wydaje przynajmniej. :)
Moment:
-Gerard.. – jęknął podchodząc do mnie – ty jesteś jedną z dziwek?
W odpowiedzi dostał ode mnie porządnego liścia.
-Wypierdalaj. – warknęłam.
Jest jednym z moich fav. W twoich dialogach jest coś rozwalającego mnie na łopatki. Bo, choć sporo w nich przekleństw i chwilami nieco chaotycznych wypowiedzi bohaterów, podobają mi się one. Bardzo :)
Jared kminiący czego facet może zapomnieć przy kobiecie jest po prostu priceless :)
Alex
xoxo
PS - mam nadzieję, że zrozumiesz mój komentarz, a nie uznasz go za ZŁEGO, i nie stanie się on powodem do "zjebania" ci humoru. Prosiłaś o ocenę więc ją dostałaś. :)
Ach i zapomniałabym.
OdpowiedzUsuńZ pewnością jeszcze zajrzę na twojego bloga. Jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń.
No i wybacz tak długi komentarz. :)
xoxo
Jestem miło zaskoczona Twoim komentarzem u mnie :D Myślałam że zareklamowałaś się tak jak reszta i na tym koniec, a tu proszę miałam bardzo miłą niespodziankę, zajrzałaś ponownie i miłym słowem pożegnałaś moją historię, dziękuję :* Mało tego po Twoim komentarzu zrozumiałam że jesteś/byłaś czytelniczką mojego bloga :0 Nawet nie wiesz jak mi się na sercu ciepło zrobiło :> Chociaż szkoda że wcześniej nie zostawiałaś po sobie śladu ponieważ pomaga ;) Przynajmniej mi :P Chcę tylko jeszcze przy okazji jedną sprawę naprostować w twoim wpisie, mianowicie: "masz przynjamnije sarysfakcje, ze co zaczelas to skonczylas". No właśnie nie do końca, chyba źle zrozumiałaś albo nieuważnie czytałaś moje notki pod rozdziałami :P Nie przedstawiłam Wam czytelnikom pełnej historii, to raczej jej konkretny początek, jednak zakończyłam już dalsze pisanie. Ech to tyle, podziękowałam, napisałam jak mi serducho ogrzałaś, wyjaśniłam niejasność i co chyba mykam bo mam jeszcze sprawy które muszę dokończyć :/ A nie jeszcze jedno :P W sumie pisałam to pod rozdziałem no ale z faktu że tak miło mnie zaskoczyłaś to czuję się zobowiązana osobiście napisać Ci to jeszcze na blogu :) Bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na swoje opowiadanie :* Z wielką przyjemnością bym je przeczytała ale niestety czas mnie ogranicza w moich zachciankach :( Mam zaległości w blogach które czytam od dawna, do tego doszły mi teraz nowe z blogów które niedawno "wybudziły się ze snu zimowego", mam też kilka które czekają aż wreszcie na nie zajrzę i się w ogóle z nimi zapoznam bo nawet jeszcze nie zaczęłam 0_o Proszę o zrozumienie, może kiedyś znajdę czas i przeczytam ale nie obiecuję :/ Dlatego nie mniej żalu czy coś że nie zapoznaje się z Twoją historią mimo że Ty uczyniłaś to z moją oraz mnie zapraszałaś do siebie. Chciałabym ale nie wyrabiam, mam nadzieję że zrozumiesz i bez urazy czy innych negatywnych odczuć na mnie spojrzysz :] Pozdrawiam! No i życzę powodzenia w pisaniu! :*
OdpowiedzUsuńPS. podasz mi autora piosenki: slow time? Byłabym bardzo wdzięczna, pierwszy raz ją słyszę a wpadła mi w ucho ;)
Ach i jeszcze jedno XD Podoba mi się Twój wystrój bloga ^^ W szczególności to zdjęcie/obrazek. Jeśli sama robiłaś to kto wie może kiedyś poproszę cię o zrobienie jakiegoś nagłówka dla mnie :P O ile byś się w ogóle na takie coś zgodziła ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to! Kocham Ciebie, kocham Ramone i całe to opowiadanie! XD Przeczytałam całość w niecałe 2 godziny, z drobnymi przerwami, i za każdym nieźle mnie rozbawiłaś :D Najlepsze było "wiśta wio" i akcja z podpowiedzą. Ledwo siedziałam na krześle. :D
OdpowiedzUsuńMoże i styl masz trochę chaotyczny i według mnie rzeczywiście za dużo przekleństw, ale na pewno wyrobi ci się odpowiedni styl no i użyjesz trochę lżejszych słów, bo to jeszcze bardziej upiększy to opowiadanie.
Czy mówiłam już, że uwielbiam Ramone? :**
Twoje opowiadanie czytam już od dłuższego czasu, tylko jakoś nie miałam czasu się odezwać pod notką, za to Twoja reklama na moim blogu i prośba o powiadamianie Cię sprawiła, że postanowiłam jednak dać jakiś znak, że czytam ^^
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że kolejna osoba czyta moje wypociny, co nie powiem, cieszy mnie bardzo :) miło jest kiedy mimo tak wielu już chapterów, nadal dochodzą nowi czytelnicy. Dziękuję, że chciało Ci się tyle czytać, bo przecież chyba miałaś trochę do nadrobienia. ^^
Twoje opowiadanie od razu przypadło mi do gustu, uwielbiam główną bohaterkę (Ramonę? Przywyknij, minie dużo czasu nim nauczę się jej imienia, więc przymykaj na to oko) jest wyjątkowa, inna. Nie taka, jak w większości opowiadań, bo niestety wiele bohaterek jest (pewnie nieświadomie) powielanych. No i te stosunki między nimi, taki trójkącik, jej przyjaciółka jako dziewczyna Jareda, i ona jako jego przyjaciółka, ale od seksu. Oczywiście teraz sprawa się nieco uprościła, bo ona zaszła w ciążę, okazało się, że to nie dziecko Jareda, i uciekła, jak tchórz, zostawiajac liścik. Droga między R. a J. jest teraz wolna, tylko, że widzę, że R. ze sobą walczy jeśli chodzi o jakieś uczucia do niego. Nie chce się z nim związać? Boi się czegoś? Boi się, że nie potraktuje jej poważnie, tak jak było z jej przyjaciółką? Chociaż ta jej przyjaciółeczka nie lepsza:P
Owszem, chętnie będę Cię informowała, co więcej, muszę uzupełnić linki, więc na pewno sie w nich znajdziesz ^^
Pozdrawiam, i dziękuję za ujawnienie się .
PS. Może kiedyś zdobędziesz się na napisanie kilku prostych zdań adekwatnych do treści mojego opowiadania, co o nim sądzisz, itp. Było by wspaniale, chociaż nie zmuszam :*