sobota, października 15

2.Kostki lodu

   Rankiem obudziłam się wyspana i szczęśliwa. Poznałam, że Jake wcale nie jest takim psycholem, jakim wydawał się być. Pozwoliłam sobie ubrać jego koszulę, bo sukienka kojarzyła mi się źle, a koszula cudnie pachniała. Powoli wyszłam z pokoju i usłyszałam śmiech na dole. Usłyszałam też Amy, Shannona i Tomo.
- No wiesz, ta kanapa całkiem dobrze się sprawiła – zaśmiała się Amy.
- Było całkiem nieźle  – roześmiał się cicho Jared.
     Zeszłam po schodach na dół i spotkałam całą czwórkę w salonie, grającą na PS3.
- Hej  – powiedziałam cicho. 
     Wszyscy umilkli i wbili swoje wzroki we mnie.
- Jak się czujesz?  – Amy podbiegła do mnie i przytuliła mnie.
- Dobrze  – uśmiechnęłam się. – Pozwoliłam sobie wziąć twoją koszulę, bo sukienka nie za dobrze mi się kojarzyła…  –  spojrzałam na Jareda.
- Nie ma sprawy  –  odpowiedział.
- Zjesz coś?  – spytał Tomo.
- Dobra, już nie róbcie ze mnie takiej ofiary… W końcu nic mi nie zrobił… – westchnęłam.
     Grupa i tak się o mnie troszczyła, zrobili mi śniadanie, napoili mnie, a Shannon odwiózł nas obie do domu. Tam wzięłam długą kąpiel  i ogarnęłam wygląd. Wieczorem spodziewałam się Jareda w drzwiach, ale stał tam jakiś facet.
- Jest Amy?  – spytał, uśmiechając się szeroko.
- Jest… Amy!  – krzyknęłam.
- Josh, wchodź! – przywitała go pocałunkiem w policzek.
     Wzięłam ją na bok i spytałam:
- Kto to?
- Poznałam go wczoraj w klubie  –  odpowiedziała, bawiąc się włosami.
- A co z Jaredem? Chyba dalej jesteście razem, co nie? – spytałam.
- Tak, ale nie musi się dowiedzieć  – pokazała mi język, po czym wróciła do Josha.
     Zrobiło mi się żal Jacka, przecież okazał się dobrym facetem, ale prawie zapomniałam, że to Amy, która bawi się facetami, jak chce. Udaje zakochaną na zabój, po czym pieprzy się na boku z kim chce.
     Weszłam do swojego pokoju, nie chcąc tego widzieć. Chociaż kto tam zna Jareda, może też ją zdradza? Usiadłam przed komputerem i nie chcąc patrzeć na mojego martwego kota, zmieniłam tapetę na stary samochód ojca. Mieszkał w Dallas na swojej farmie i  wszczepił mi miłość do starych aut.  Zdałam sobie sprawę, że cały przyszły tydzień jest wolny z powodu święta narodowego. Nie myśląc za wiele, zapukałam do sypialni Amy.
- Amy, chcę się coś zapytać  – pukałam dalej.
     W końcu wkurzona twarz Amy pojawiła się w drzwiach.
- Co jest tak ważne, że mi przerywasz? – niemalże wycedziła przez zęby.
     Naprawdę nie lubiła, jak jej się przeszkadzało.
- Pojedźmy na ten weekend do ojca do Dallas. Tak dawno u niego nie byłyśmy… – zrobiłam słodkie oczy, które działały na wszystkich.
- Hmm… W sumie to dobry pomysł! Pakuj się, zadzwoń na lotnisko i zabukuj bilety dla nas dwóch! I zadzwoń do ojca, że będziemy jutro  – powiedziała, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem i wróciła do przerwanej czynności.
     Zadzwoniłam najpierw do starego czy chciałby zobaczyć swoją córkę i jej przyjaciółkę.
- Cześć, kotku! – zawołał rozradowany ojciec.
- Mogę do ciebie przyjechać? Razem z Amy przyjechałybyśmy na tydzień z tobą pobyć!
- Świetny pomysł, siedzę tu sam z pięcioma psami  i  cholernie się nudzę, grzebiąc w tych autach. Kotku, cieszę się że przyjeżdżasz! Kiedy będziesz?
- Najpóźniej jutro wieczorem  – powiedziałam.
- Dobrze. Czekam na ciebie, zadzwoń jak będziesz, to po ciebie przyjadę. Kocham.
- Kocham  – rozłączyłam się.
     Później zabukowałam dwa bilety do Dallas i zaczęłam pakować się na tydzień na farmie. Już tęskniłam za tym miejscem. Rankiem Josh wyszedł, a Amy zaczęła się pakować.
- Jesteś wredna  – powiedziałam po chwili.
- Oj, przestań. Lubię Jareda, ale to tylko seks. A Josh jest słabszy w te klocki, wierz mi. Ja się znam.
- A chcesz sobie w końcu kogoś znaleźć czy wykorzystywać ludzi do końca życia? Mogłabyś się ustatkować  – powiedziałam, wpakowując  parę butów do walizki.
- I kto to mówi? Jesteś sama  – te słowa mnie zabolały, ale taka była prawda.
- Wiem i zamierzam sobie znaleźć jakiegoś gościa w najbliższym czasie! – walnęłam pięścią w podłogę.

     Po trzech godzinach byłyśmy gotowe na wyjazd. Wsiadłyśmy do taksówki  i  ruszyłyśmy na lotnisko. Po dwóch godzinach już leciałyśmy do Dallas. Lot był spokojny, gadałam namiętnie z Amy o facetach, ale raczej nie wspominałam już o Jaredzie. Taka była już Amy, ona była zimną suką. Po pięciu godzinach lotu samolot stanął na ziemi  Teksasu. Już widziałam za oknem to wspaniałe miasto i prerie ciągnące się w nieskończoność.
     Wyszłam właśnie z samolotu, a w sali przylotów stał mój ojciec w kapeluszu kowbojskim zakrywającym ciemne włosy, ale zostawiającym  na widoku długie wąsy pod zakrzywionym nosem i szeroki uśmiech odsłaniający krzywe zęby. Jak zwykle miał na sobie buty do jazdy konno. Jego zielone oczy świeciły zupełnie jak moje.
- Tato! – krzyknęłam.
     Przywarłam do niego, mocno go przytulając.
- Aleś wydoroślała. Prawie cię nie poznałem. Z  cztery lata cię nie widziałem  – uśmiechnął się szeroko.
- Idę po bagaże, a potem jedziemy do domu  – pocałowałam go w policzek.
     Amy przywitała się z ojcem prawie tak samo jak ja. Znała go od dzieciństwa, lecz nie interesowała się swoimi rodzicami. Zostawiła ich na rzecz modelingu, w którym świetnie sobie radziła. Ojciec zabrał ode mnie walizkę i po chwili jechaliśmy w jego starym buicku do Little Rock.
     Farma w ogóle się nie zmieniła. Nadal panował na niej ten cudowny klimat gorącego słońca palącego ziemię, suchej, zżółkniałej trawy, zapachu zwierząt, tupotu końskich kopyt i świetnej muzyki  granej na gitarze mojego ojca. Do oczu naleciały mi łzy, gdy zobaczyłam mój stary dom.
     Był położony na dużym terenie odgrodzonym białym płotem. Były to chyba  cztery hektary ziemi mojego ojca, na których hodował krowy, świnie, kury, owce, konie, osły oraz kaczki i indyki. Był bogatym gościem, ale miał słabość do starych samochodów, które przechowywał z  tyłu domu. Ja też miałam do nich słabość, ale nie stać mnie było na kupno samochodu z  lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych.
     Patrząc na drewniany budynek pomalowany na biało, zrobiło mi się ciepło na sercu. Tu się wychowałam i mieszkałam przez dwadzieścia lat. Brakuje mi tego spokoju, szumu trawy i smrodu krowiej kupy. Miasto mnie od tej chwili odpychało. Dwupiętrowy dom z wielką ilością kwiatów i jabłoni oraz gruszek zapraszał do wejścia. Miał mnóstwo okien i  u dało mi się nawet wypatrzyć  to, które wychodziło z mojego pokoju, tuż koło drzewa. Pamiętam, jak uciekałam przez nie z domu, a potem schodziłam po tym starym drzewie.
     W domu nic się nie zmieniło. Kominek nadal się palił, świeże drewno z lasu trzaskało pod żarem ognia. Dom był podzielony na dwie części - prywatną  i gościnną. Na dole znajdowała się przytulna kuchnia z mnóstwem tradycyjnych teksańskich dań, jadalnia, gdzie zawsze jadaliśmy wspólny posiłek, salon z kanapami i wielką ilością szafek z książkami.
     Mój ojciec nie lubił telewizji, więc miał jakiś stary, ledwo odbierający telewizor bąbelkowy z połamaną anteną. Na górze prawie się popłakałam. Mój pokój był obklejony plakatami z piłkarzami, którzy mi się kiedyś podobali, a na biurku leżał mój medal za pierwsze miejsce w jeździe konno. Kiedyś byłam w tym dobra. Może sobie przypomnę? Amy miała pokój obok, w mniejszej sypialni.
     Gadałam cały dzień z ojcem, próbując  nadrobić stracony czas. Opowiadał, co się działo przez te lata, co się zmieniło. Uwielbiałam tę farmę. Gdzieś koło dwunastej, gdy Amy opalała się na trawie, ojciec dziwnie na nią spojrzał.
- Tato, uspokój się  –  uderzyłam go lekko w ramię.
     Nagle telefon Amy zadzwonił głośno.
- Halo?  – spytała.  – Jared, kochanie! Co u ciebie? – wykrzyknęła, podpierając się na łokciach. – Jesteśmy w Dallas pod Little Rock. Ramona? Oczywiście, jest tutaj. Przyjechać tu? Jak chcesz… Czekaj, zapytam się  – Amy wstała i zakryła słuchawkę ręką.  – Co powiedziecie, jakby nasi przyjaciele przyjechali? Przecież w tym domu są jeszcze cztery sypialnie, co? – zaśmiała się głośno.
- No… Ramona, co ty o tym myślisz? – odbił piłeczkę mój tata.
- Mogą przyjechać… Ale cała trójka? – spytałam po chwili.
- Bez Tomo, musi zostać w mieście.
- Niech przyjeżdżają, ale ja chcę odpocząć, więc niech lepiej nie szaleją  – zagroziłam jej palcem.
- Zgadzamy się. Przyjeżdżajcie  – powiedziała Amy, nie zdając  się usłyszeć mojej groźby.
     Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Postanowiłam od rana grzebać w aucie. Ubrałam na siebie krótkie spodenki dżinsowe oraz potarganą, białą koszulę. Amy zupełnie nie interesowała się autami, za to „zaprzyjaźniła” się z kowbojem z sąsiedztwa. Był to długowłosy, typowy kowboj na koniu. Cały dzień ją na nim woził. Ja zapięłam włosy  z  tyłu i otworzyłam maskę starego Forda.
- Ale jesteś piękny… – zaniemówiłam, widząc jego potężny silnik.
     Prosił się, żeby w nim pomajstrować. Grzebałam w nim cały dzień, gdy dotarli do mnie Amy i ten cały Neil (czytaj kowboj).
- Pomóc ci? – spytał.
- Tak, weź szmatkę i przetrzyj mi twarz  – pokazałam mu język.
     Było bardzo gorąco. Nawet w cieniu pod blaszanym dachem garażu pociłam się jak głupia. Do tego ten smar…  Neil przetarł mi potulnie twarz szmatką.
- Dzięki – uśmiechnęłam się, po czym wróciłam do roboty.
     W pewnym momencie włączyłam sobie „Paradise City”  w radiu i cicho podśpiewywałam. Sekundę później usłyszałam ryk czerwonego audi  i  charakterystyczne przekleństwo.
- Ja pieprzę, zaraz się rozpuszczę… – jęknął Shannon, wyskakując z kabrioletu.
     Wypięłam dumnie tyłek, niech zobaczą, jaka ze mnie chłopczyca.
- My przyszliśmy do dziewczyn  – powiedział Jared do ojca na tarasie. Jak to zabrzmiało!?
- Są w garażu – powiedział zszokowany.
     Usłyszałam, jak rozsuwają się drzwi  i  do garażu wchodzi dwóch facetów. Przetarłam ręką czoło, upieprzając się smarem.
- Siema, laski – powitał nas Shannon z uśmiechem na twarzy.
- Siema  – powiedziałam, uśmiechając się nieznacznie.
- Co robisz? – spytał Shannon, podchodząc do mnie.
     Zauważyłam kątem oka, jak Jared całuje się z Amy.
- Tęskniłem za tobą… – usłyszałam.
- Halo, co robisz? – Shannon przejechał mi ręką przed twarzą.
-Eee… Grzebię w silniku  – odburknęłam.
- Potrafisz to robić? – spytał.
- No pewnie, kocham stare auta. Zobacz – wskazałam mu na cewkę przy silniku. – Jest zawinięta na rdzeń, dzięki czemu indukcyjność układu jest zwiększona  – popisywałam się trochę.
- Fascynujące… – Shannon teatralnie ziewnął, na co uderzyłam go lekko w ramię.
     Gdy zrobiło się ciemno, ojciec rozpalił ognisko i postawił kiełbaski na ruszt. Jared stwierdził, że nie jest głodny, ale pewnie po prostu nie jadł mięsa. U ojca już zdobył minusa, gdyż rodziciel uważał, że prawdziwy „chłop” żre ile mu dadzą. Ja poszłam się przejść z Shannonem po farmie, na co Jared zareagował dziwnym spojrzeniem.
- Fajnie tu jest, chociaż trochę za ciepło  – uśmiechnął się do mnie.
- W końcu to nasza farma. Ojciec się urządził, szkoda, że nie ma jakiejś  fajnej babki przy sobie…
- Wielu facetów ma ten problem… – próbował zepchnąć temat na inne tory.
- A ty masz? – spytałam, patrząc na księżyc.
- Niestety tak. Jared chyba nie… A ty?
- Też  – powiedziałam krótko.
     Rozmawialiśmy na powrót o zespole i o jego początkach. Wszystko zaczęło się w Los Angeles, gdzie podpisali umowę z wytwórnią i zaczęli robić muzykę. Potem wydali pierwszą płytę, następnie „Beautiful Lie” i wreszcie „This is war”.
- Myślicie o kolejnym krążku? – spytałam, gdy rozłożyłam się na trawie.
- Nie, raczej nie… Teraz skupiamy się na trasie. Za dwa tygodnie jedziemy w trasę po Stanach… Może pojechałybyście z nami? – rzucił nagle.
      Zrobiłam wielkie oczy.
- Żartujesz? Mamy pracę, Amy jest modelką, ja może nie pracuję jakoś specjalnie, ale Amy tak… Chociaż kto ją tam wie… Dla Jareda może by pojechała…
- Ty byś pojechała? Wcale nie musi jechać z nami  – uśmiechnął się wrednie.
- Chcesz wygryźć Amy?
- Jeszcze nie wiem… – spojrzał się na mnie dziwnie.
- Co robimy? – spytałam po chwili, widząc, że się nudzi.
- Nie wiem… – powiedział, ziewając.
     Włączyłam na telefonie „Sweet Home Alabama”. Shannon parsknął śmiechem. Zamknęłam oczy, by zapamiętać ten moment, gdy siedzę sobie tak obok starego Leto i słuchamy piosenki, ale oczywiście coś musiało nam to popsuć. Albo raczej ktoś. Poczułam na swoich ustach ciepło i jego rękę wplatającą się w moje rude włosy.    
     Odepchnęłam go szybko ale mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy dorośli  – powiedział, uśmiechając się szeroko.
     Zarumieniłam się.
- Tak, ale nie chcę… – powiedziałam, po czym wstałam i otrzepałam się z trawy.
- Czemu? – również wstał  i zbliżył się do mnie.
- Bo nie  – syknęłam, po czym ruszyłam w stronę domu.
     Bracia Leto okazali się ostatnimi ludźmi, z jakimi miałam ochotę robić cokolwiek. Gdy wróciłam naburmuszona do domu, ujrzałam Jareda leżącego na Amy  i powoli  ją  rozbierającego.
- Możecie tu tego nie robić!? Mieszka tu też mój tata! – krzyknęłam, ale oni tylko się zaśmiali i kontynuowali.
- Jak chcecie, jutro już was tu nie będzie  – syknęłam, po czym poszłam na górę.
     Rzuciłam się na łóżko i chcąc odreagować, spojrzałam na starą szafę z gitarą z wzmacniaczem. Czemu nie? Szybko wstałam i sięgnęłam do szafy. Czekała tam na mnie czerwona gitara i zakurzony, wielki wzmacniacz. Nie myślałam za wiele, włączyłam go i zaczęłam grać. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kimkolwiek jesteś, nie chcę teraz gadać!
     Pukanie nie ustało.
- Spadaj!
     Znów to samo. Wściekła rzuciłam gitarę na łóżko i otworzyłam szybko drzwi. Stała tam cała trójka.
- Czego?
- Chcemy posłuchać  – uśmiechnął się Jared, patrząc na gitarę.
- Walcie się  – syknęłam, po czym szybko zamknęłam drzwi na klucz.

     Reszta tygodnia minęła mi na samotnym przesiadywaniu z psami na polach. Widząc, jak świetnie bawią się Leto i Amy, chciało mi się rzygać. Jedynie ojciec poprawiał mi nastrój. Zabukowałam bilety dla siebie i Amy i zaczęłam się pakować. Następnego ranka czekała mnie koszmarna wiadomość  - ci idioci wracają z nami tym samym samolotem!
     Ojciec  odwiózł nas wszystkich na lotnisko, pożegnaliśmy się, po czym czekaliśmy na lot. Shannon i młody Leto chichotali cały czas, patrząc na mnie, a ja tylko pokazywałam im tylko środkowy palec. Po dwóch godzinach czekania w końcu ogłoszono wylot i ruszyłam obok Amy do kolejki. W samolocie czekała na mnie jeszcze gorsza informacja. Okazało się, że Jared ma siedzieć przez sześć  godzin obok mnie. Jakby nigdy nic usiadł obok z szerokim uśmiechem.
- Co ty tu robisz? – syknęłam.
- Siedzę  –  uśmiechnął się głupio.  – Ładnie ci, jak się wściekasz.
     Otworzyłam szeroko usta, po czym utkwiłam wzrok w oknie. Samolot właśnie wznosił się w powietrze. Po paru minutach byliśmy już na normalnej wysokości  i  ruszyłam w poszukiwaniu torby z słuchawkami.
- Cholera… – westchnęłam, widząc  ją  na szafce u góry.
     Wstałam i spojrzałam na tego debila.
- Odsuń się.
     Zrobił dziwną minę i odsunął się nieznacznie. Przebiłam się przez ciasny otwór, ocierając oczywiście o jego nogi, po czym sięgnęłam po torbę.
- Mogłaś poprosić, podałbym ci  – powiedział, gdy siedziałam już z słuchawkami  w rękach.
- O nic cię nie będę prosić  – syknęłam.
- Czemu jesteś dla mnie taka ostra? – spytał, świdrując mnie wzrokiem.
- Myślisz, że nie widzę? Jesteś  z  moją przyjaciółką, a przystawiasz się do mnie, jesteś zwykłym psycholem.
- Przystawiam się? Niby jak?  – spytał  bezczelnie.
- Już ty wiesz jak. Odpierdol się  –  syknęłam, po czym nałożyłam słuchawki na uszy.
     To go tylko bardziej rozbawiło.
- Co mam zrobić, podobasz mi się  – mówiąc to, dziwnie wydął usta.
- Wiem, co masz zrobić  – spojrzałam na niego.
- Co? – uśmiechnął się, przysuwając do mnie.
     Pokazałam mu ruchem dłoni, że chcę coś mu szepnąć do ucha. Zbliżył się jeszcze bardziej  i  powiedziałam:
- Spierdalać na drzewo.
     Uśmiechnął się szeroko. Co to za facet!? Nie rozumie tych wszystkich wulgaryzmów!? Może on odbiera wszystko na odwrót?
- Nie zrobię tego.
- Jesteś z Amy, a ode mnie wara  – pogroziłam mu palcem.
- Zawsze mogę ją rzucić  – uśmiechnął się łobuzersko.
     Otworzyłam szeroko usta.
- Nie zrobisz tego  – powiedziałam to tak, jakbym stawiała mu wyzwanie. – Ona cię naprawdę lubi i jeszcze przez ciebie będzie cierpieć.
- Zrobię to. Jak wylądujemy.
- Nie zrobisz tego  – powtórzyłam.
- Chyba, że…  –  podniósł obie brwi. – Coś dla mnie zrobisz.
- Odczep się…  – syknęłam.
- Nie rzucę jej, jeżeli spędzisz ze mną noc  – uśmiechnął się łobuzersko.
- Spierdalaj psycholu. Nigdy w życiu.
- Trudno, w takim razie ją rzucę  – powiedział, wzruszając ramionami.
     Widok rozpłakanej Amy spowodował u mnie ciarki. Ten facet to jakaś porażka! Do głowy napływały mi setki myśli  i z sekundy na sekundę coraz bardziej widziałam twarz smutnej Amy.
- Co dokładnie masz na myśli? – wydusiłam po trzech godzinach.
     Podniósł obie brwi zaskoczony.
- Potrzebujesz edukacji seksualnej? Wiesz co to jest seks?
- Wiem, dupku. Jesteś żałosny, wykorzystujesz… – zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nikogo nie wykorzystuję. Stawiam warunek. Nie rzucę Amy, jeżeli spędzisz ze mną noc.
- Ty skończony fiucie, szantażujesz mnie! – krzyknęłam tak głośno, że ludzie obok spojrzeli na nas.
- Przemyśl to  – powiedział cicho i zaczął pisać coś na telefonie.
     Amy robiła dla mnie tyle rzeczy w życiu, a przy tym facecie coś się zmieniło. Jest taka uśmiechnięta, zabawna… Do oczu naleciały mi łzy. Wbiłam wzrok w okno, nie chcąc, by to zauważył.
     Zwykły seks.
     W mojej głowie znów pojawiły się obrzydliwe obrazy, dotyk faceta  i  jego oczy. Po pierwsze - nienawidzę tego faceta. Po drugie  - ponad rok tego nie robiłam. Po trzecie - Amy i tak rzuci go za parę dni. Ale z drugiej strony już za parę godzin on to zrobi. Rzuci ją, a ona się załamie. To ona zawsze rzuca, to ona zawsze zostawia facetów ze złamanymi sercami. Przełknęłam ślinę.
- Nie zrobię tego  – syknęłam.
- Trudno, więc Amy będzie miała złamane serce…
- Jesteś żałosny  – prawie go oplułam.
     Skurwiel krzywdził mi przyjaciółkę. Po godzinie samolot dotknął  ziemi  Los Angeles. Czekałam na Amy w taksówce, a  Jared właśnie jej coś wyjaśniał. Obserwowałam jej twarz, ale ta , zamiast się zasmucić, szeroko się uśmiechnęła. Pocałowała namiętnie Jareda i wtuliła się w niego. Zszokowana patrzałam na to wszystko zza okna taksówki. Po chwili Amy wpakowała walizkę do bagażnika i siedziała obok mnie.
- Nie uwierzysz, co zaproponował nam Jared  – powiedziała piskliwym głosem.
- Nie uwierzę  – powiedziałam, patrząc na złośliwą twarz Jareda.
- Zapraszają nas obie na trasę koncertową! – krzyknęła.  – Będziemy z nimi na koncertach, będziemy z nimi jeździć od miasta do miasta w autobusie, poznawać ludzi, spędzać czas w klubach! Pomyśl, to spełnienie marzeń!
     Słuchałam tego zszokowana. Trasa? Z nimi? Ten koleś jest pojeban! Szantażował mnie zerwaniem z Amy, a teraz proponuje nam trasę! Co za czubek!
- To co, zgadzasz się!? – z przemyśleń wyrwał mnie piskliwy głos Amy.
- No co ty. Nie lubię ich, są pojebani!  Zostaję w Los Angeles, tu mam pracę, wszystko.
- Wiesz co, sama jesteś pojebana! – oburzyła się Amy. – Taka szansa zwiedzenia świata, a ty jeszcze narzekasz! Wcale nie musisz ich lubić! Jedź z nami, zabawimy się, nawet możesz być  dla nich wredna  – posłała mi rozbrajający uśmiech.
     Ten ostatni argument bardzo mi się spodobał. W domu Amy naciągała mnie na wyjazd, który odbędzie się za pięć  dni. Na początku byłam uparta, mówiąc, że pobyt w jednym autobusie z dwójką tych debili może mnie kosztować atak szału, ale z drugiej strony mogę  go tak do siebie nastawić, żeby wiedział, że nie ma u mnie szans.
     Pięć dni szybko minęło, opuściłam pracę, a walizka czekała przed drzwiami na miesięczną trasę z największymi debilami na świecie. Wyjechałyśmy taksówką w stronę autostrady, gdzie czekał na nas ogromny, szary autobus. Czekała przed nim grupka ludzi, która później okazała się dwoma Leto i długowłosym Chorwatem.
- Siema! – przywitał nas starszy Leto.
- Hej  – powiedziała Amy, rzucając się na Jareda, który utkwił wzrok we mnie.
- Hej  – przywitał się.
- No, ten szantaż był bezpodstawny, co? – spytałam na głos.
     Leto się zaczerwienił.
- Jaki szantaż?  – spytała go Amy.
- Eee… Założyłem się z Ramoną, że jeżeli nie pojedzie na trasę, to…
- To z tobą zerwie  – dokończyłam, wrednie się uśmiechając.
     Amy zaczęła się śmiać.
- Dobry żart. Słuchajcie, chcę zobaczyć nasz cudowny autobus!  – krzyknęła.
     Młody Leto zdawał się jakby kamień spadł mu z serca. Chorwat postanowił pokazać mi autobus.
- Więc tu jest pokój dla wszystkich. Wiesz, telewizor, stół, barek… Przesiadujemy tutaj razem. Jak pójdziemy głębiej, jest część prywatna, każdy ma swoje łóżka. Ja śpię tutaj - pokazał mi drzwi do jego sypialni.
- Tu śpi Jay, tu Shannon  – pokazał drzwi obok. – Amy pewnie będzie spała u Jareda, tu jest twoja wnęka.
- To świetne! – powiedziałam.
     Zobaczyłam ją  i od razu się zakochałam. Dla jednej osoby, z mnóstwem szuflad. Zauważyłam, że pod wnękami są miejsca na walizki i wsadziłam tam swoją. Pościel  była już gotowa, więc wygodnie położyłam się na łóżku. Nad głową miałam małe szufladki na jakieś pierdoły i lampkę do czytania. Cały autobus był raczej utrzymany w kolorach beżu i stali, jednak był bardzo przytulny. Pozwiedzałam jeszcze kuchnie i  łazienkę składającą się z prysznica i toalety oraz małej umywalki. Wróciłam do pokoju wspólnego, gdzie siedzieli  już wszyscy. Usiadłam obok Shannona.
- To gdzie jedziemy najpierw? – spytałam znużona.
- Do Atlanty  – odpowiedział Shannon.
     Trochę zdziwiła mnie ta informacja. Skoro to jakieś dwa tysiące kilometrów, to czemu nie lecimy samolotem? Oszczędzają kasę czy co? Z kabiny kierowcy wyszedł właśnie jakiś grubszy facet  i  powiedział:
- Możemy jechać?
- Pewnie  – odpowiedział Jared.
     Poczułam, jak uruchamia się silnik autobusu i po chwili włączyliśmy się w ruch na autostradzie. Poszłam do swojej kabiny, skąd wyciągnęłam słuchawki  i  wygodnie wyłożyłam się na łóżku. Wsłuchiwałam się w dźwięki, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Czego? – spytałam Jareda.
- Idziesz z nami zagrać w pokera? – spytał, robiąc dziwną minę.
- Jakiego?
- Rozbieranego, a niby jakiego?
- Nie, jeszcze się porzygam, jak na was spojrzę  – syknęłam.
     Jared wybuchł śmiechem.
- Na pewno zrobi ci się dobrze, gdy zobaczysz mnie nago  – zamruczał mi do ucha.
- To chyba ty będziesz mieć  twardego, gdy zobaczysz fragment mojego brzucha, Leto  – syknęłam.
- Nie zaprzeczę – powiedział.
- Nie chcę, żebyś się całkiem zapadł pod ziemię i tak już dotykasz mułu… Więc nie, nie zagram z wami.
- Na pewno? – zbliżył się tak, że czułam jego ciepły oddech.
- Na pewno  – odpowiedziałam, wsadzając w to słowo całą swoją nienawiść.
     Odsunął się, po czym wyszedł. Przesłuchałam w kółko całą płytę dwa razy, aż nie wytrzymałam i weszłam do salonu. Siedziała tam cała trójka, tylko w bieliźnie, trzymając karty w rękach.
- Nie mogłaś wytrzymać, by zobaczyć mnie w takim stroju, co? – spytał, uśmiechając się Jared.
- Nawet gdybyś pokazał mi swojego małego pana, nie zrobiło by to na mnie wrażenia.
     W tej chwili przesadziłam. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość.
- Oj, zmniejszyłam twoje ego do rozmiaru  twojego penisa, co?  – powiedziałam, idąc do kuchni.
     Jared wstał i szybko mnie dogonił. Sięgnęłam po jabłko i  usiadłam na blacie.
- Kotku, nawet nie wiesz o czym mówisz  – syknął, zbliżając się do mnie.
- Dokładnie wiem, o czym mówię. Pokaż mi kciuka  – powiedziałam nagle.
- Co?  – spytał rozbawiony.
- Pokaż mi kciuka  – powtórzyłam.
     Podał mi swoją dłoń, nie wiedząc o co mi chodzi. Złapałam jego kciuka i zmierzyłam jego długość. Powiększyłam ją  trzykrotnie.
- Taki jest twój penis  – powiedziałam, pokazując mu odległość  od palca do palca.
- Chcesz porównać z oryginałem? – spytał i sięgnął do majtek.
     Szybko zeszłam z blatu, po czym odwróciłam się do niego plecami.
- Słuchaj, Leto… – zaczęłam, gdy nagle poczułam, jak coś łapie mnie z tyłu i podnosi. Przełożył mnie sobie przez ramię, a ja swobodnie zwisałam mu na plecach.
- Puszczaj mnie! Puść!
- W drugim życiu  – powiedział, po czym wszedł do swojej sypialni  i  bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko.
- Co robisz!? – krzyknęłam.
- Nie wiem  – uśmiechnął się i podszedł do mnie.
     Rzuciłam się do drzwi, ale zatarasował mi drzwi, rozkładając szeroko ręce. Stałam więc  tam, zadając mu pytania wzrokiem.
- Czego chcesz? – spytałam w końcu.
- Ciebie  – odpowiedział, po czym zbliżył się do mnie.
     Uderzyłam go mocno w krocze, po czym wybiegłam z sypialni. Amy już do nas biegła. Zobaczywszy Jareda wijącego się na podłodze, posłała mi pytające spojrzenie.
 -Walnęłam go, bo się dobierał  – wzruszyłam ramionami.
     Ten wyjazd świetnie się zaczynał. Usiałam znów w kuchni, wracając do jabłka, którego nie zjadłam.
- Wiesz, jak teraz przez ciebie cierpi? –  spytał rozbawiony Tomo, siadając obok.
- Wiem i  mnie to cieszy. Ale jestem zła… – westchnęłam.
- Powiedz mi… Nikomu nie powiem. Jesteś taka naturalnie czy tylko do niego? – spytał, patrząc na mnie.
- Zawsze byłam wredna i złośliwa. Dawało mi to radość. Trudno, ludzie muszą się do tego przyzwyczaić. Wiesz, pomagam ludziom, żeby udowodnić, że nie mam złego serca, ale…
- Rozumiem  – uśmiechnął się. – Rozumiem.
     Porozmawiałam z nim jeszcze chwilę, gdy zachciało mi się spać i poszłam do swojej kabiny. Amy właśnie wyciągała stamtąd Jareda. Spojrzał na mnie wściekle.
- Bardzo boli? – spytałam, uśmiechając  się szeroko.
- Nie  – syknął.
- Niech Amy nałoży ci opatrunek… Tylko niech to nie będzie lód, bo jeszcze bardziej ci się zmniejszy…
     Amy parsknęła, jednak Jaredowi nie było do śmiechu. Miał chyba ochotę się na mnie rzucić. Usiadłam wygodnie w mojej wnęce i przebrałam w piżamę. Zasnęłam szybko po tym.

     Rankiem zbudziłam się wyspana i szczęśliwa. Przez małe okienka autobusu wpadały promienie rannego słońca. Wyciągnęłam ręce w bok, zapominając o suficie i uderzyłam się w głowę.
- Kurwa mać! – zaklęłam.
     Wyszłam z wnęki wprost do kuchni, gdzie siedziała cała trójka. Jared posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Jak tam nasz pan małe jaja? – usiadłam obok niego.
     Nie odezwał się, ale za to pojawiła mu się żyłka pod okiem.
- Ram, odczep się już od niego. Zobacz – wskazała Amy. – Tomo przyrządził pyszne tosty.
     Sięgnęłam po jednego i zatopiłam w nim zęby.
- Dobre  – pochwaliłam Tomo.
- Idę się wykąpać  – powiedział Jared, a za nim pobiegła Amy.
     Przygotowałam już ripostę, ale przerwał mi Shannon.
- Czemu jesteś taka cięta na Jaya? – spytał.
- Taka już się urodziłam  – pokazałam mu język, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
     Poranek minął miło i spokojnie. Oczywiście Jay próbował mi oddać, wydając  z siebie dziwne dźwięki  z łazienki, do której wszedł  z  Amy. Ja zupełnie to ignorowałam, wsadzając  na uszy słuchawki  i patrząc za okno. Jeszcze jakieś  tysiąc kilometrów. Musieliśmy jednak zrobić przerwę, by kierowca mógł odpocząć.
     Nie rozumiem, oszczędzali też na kierowcy? Nie łatwiej by było zatrudnić drugiego? Stanęliśmy przed jednym hotelem, gdzie mieliśmy rozprostować kości, a kierowca odpocząć. Wyszłam obok  Amy przed wielki  budynek hotelu „Panorama”.
- Mam nadzieję, że to nie ten z „Lśnienia”  – powiedziałam lekko przestraszona.
- No co ty… Zobacz! – pokazała mi wielką salę gimnastyczną z koszami do gry w koszykówkę.
- Idziemy? – spytałam podniecona.
- Gdzie idziecie!? – spytał Jared, wychodząc z autobusu.
     Nie odpowiedziałam, tylko wróciłam do autobusu, by się przebrać. Ubrałam krótkie spodenki  i  białą bluzkę, a włosy spięłam w kucyk. Amy zrobiła to samo i po chwili zamówiłyśmy salę na godzinę. Od razu wzięłam piłkę do gry w koszykówkę, bo uwielbiałam ten sport. Parę razy wrzuciłam piłkę do kosza, aż zaczęłam grać z Amy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy dołączyły do nas chłopaki. Leto byli przebrani, za to Tomo usiadł na ławce i nam się przyglądał.
- Co wy tu robicie? – syknęłam, widząc, jak do nas podchodzą.
- Chcemy z wami zagrać  – powiedział Shannon.
     Ominęłam go, po czym wrzuciłam piłkę do kosza.
- Podaj  – powiedział, uśmiechając się Jared.
- Sam ją sobie weź  – podniosłam obie brwi.
     Podszedł do mnie, głośno wzdychając, a  ja zaczęłam odbijać piłkę za swoimi plecami.
- Daj  – próbował mi ją zabrać, ale odbiłam ją na drugą stronę.
     Podszedł do mnie bliżej i prawie stykaliśmy się nosami. Szybko od niego odbiegłam, odbijając  piłkę i znów omijając Shannona, wrzuciłam ją do kosza.
- Już się nie popisuj, tylko daj nam zagrać  – powiedział Jared.
- Ja zagram z Shannonem – powiedziała Amy.  – A ty z Jaredem.
- Pogrzało cię? Nie chcę z nim grać  – syknęłam, jednak Shannon już szedł w jej stronę.
     Tomo zaczął się śmiać. Zaczęliśmy grać, Jared w ogóle mi nie podawał. Biegałam za piłką, broniąc kosza dwukrotnie.
- Podaj! – krzyknęłam do Jareda, ale ten zdawał się mieć słuchawki na uszach.
     Obejrzałam się za Amy, bo nigdzie jej nie widziałam, chyba stała za mną, ale wtedy poczułam wielki ból na twarzy. Poleciałam parę metrów i opadłam na podłogę. Poczułam, jak jakaś ciepła ciecz spływa mi po czole.
- Coś ty zrobił, debilu!? – wrzasnął Shannon.
- Przecież wołała, żebym jej podał.  Jezu, ona krwawi…  – jęknął Jared.
- Zawołajcie kogoś z recepcji, niech przyniosą apteczkę. Ram, słyszysz mnie… – Amy klepnęła mnie w policzek.
     Otworzyłam oczy i ujrzałam dwie głowy nad sobą. Jared i Amy siedzieli nade mną przerażeni.
- Zabiję cię później  – syknęłam, ale poczułam ogromny ból w głowie. – Jak mogłeś tak we mnie jebnąć…
- Przepraszam… – pogłaskał mnie po czole widocznie przerażony, ale odepchnęłam go od siebie.
- Już nie rób nic. Amy, to mnie strasznie boli… – syknęłam z bólu.
     Tomo i Shannon wrócili z jakąś kobietą ubraną w biały fartuch.
- Dostała piłką w głowę  – wytłumaczyła Amy.
- Już będzie dobrze, kochanie. Kto cię tak urządził? – spytała.
- Ten debil  – pokazałam jej palcem Jaya.
     Uklękła przy mnie i wyciągnęła biały bandaż. Syknęłam z bólu, gdy przyłożyła mi do czoła wacik z jakąś cieczą. Zabandażowała mi ranę. Jak od uderzenia piłką można krwawić!? W czoło!? Musiał tak mocno podawać?
- Jak się czujesz? – spytała lekarka, pomagając mi wstać.
- Już dobrze  – zmusiłam się do uśmiechu.
     Amy trochę przesadzała, trzymając  mnie mocno za rękę i zanosząc prawie do autobusu. Jared wyglądał okropnie.
- Dobra, debilu, już się tak nie maż. Jebnąłeś mnie w pysk, ale nie martw się, oddam ci, jak przestanie mnie tak boleć… – powiedziałam, siadając w salonie ze wszystkimi.
- Naprawdę nie chciałem… Myślałem, że odbierzesz  – powiedział, tłumacząc się.
- Już nie ważne.
     Rana już przestała krwawić ,a głowa dochodziła do siebie. Jednak siedząc tak z nimi, poczułam senność  i opadłam na czyjeś ramię.
- Amy, zabierz mnie do łóżka… – powiedziałam, wtulając się w nią.
     Poznałam ją  po chudym brzuchu. Ale zaraz… Ona nie ma takich mięśni na brzuchu…
- Jezu Chryste! – krzyknęłam, oderwawszy się od Jareda.
- Zabrać cię do łóżka? – podniósł seksownie jedną brew.
- Jak już musisz… – powiedziałam, ziewając.
     Wszyscy wybuchli śmiechem. Jared zaprowadził mnie do wnęki, a ja od razu się na nią rzuciłam.
- Już możesz iść  – jęknęłam w poduszkę.
- Naprawdę mi przykro, że cię uderzyłem  – powiedział.
- Wiem. A teraz spadaj  – syknęłam.
     Usłyszałam coraz cichsze kroki, po czym zasnęłam.

     Obudziłam się z bólem w głowie w środku nocy. Poczułam, że muszę przyłożyć sobie lód. Wstałam powoli, ale spodnie wpijały mi się w pupę, więc przebrałam się w piżamę składającą się  z majtek i długiej koszuli nad kolana. Podrapałam się po głowie głośno ziewając i ruszyłam do kuchni. Włączyłam małe światło, nie chcąc obudzić reszty i zaczęłam szukać zamrażalki.
     Znalazłam ją, po czym przeszukałam jej szuflady w poszukiwaniu kostek lodu. Było ich tu w bród, widać przydawały się do alkoholu. Wyciągnęłam jedną gumową tackę gdy nagle usłyszałam chrząknięcie za sobą. Kostki mi  się rozsypały i przestraszona wstałam z miejsca. Z cienia wyszedł Jared.
- Jezu, przestraszyłeś mnie… Skradasz się w ciemnościach i napadasz ludzi? – zaśmiałam się.
- Nie, po prostu usłyszałem, że coś kradniesz  – posłał mi wredny uśmiech.
     Pozbierałam kostki lodu, a dwie zostawiłam, by przyłożyć do czoła. Usiadłam na blacie i syknęłam, gdy poczułam zimno na ranie.
- Co tak stoisz? – spytałam, widząc, jak gapi się na mnie.
- Mogę? – spytał, patrząc na kostki.
- Sama sobie dam radę – syknęłam.
     I tak do mnie podszedł i sięgnął po kostkę lodu. Zauważyłam, że jest w samych gaciach i czarnej, potarganej bluzie. Przełknęłam ślinę.
- Mogę? – powtórzył pytanie, lekko się uśmiechając.
     Westchnęłam i dałam mu się do siebie zbliżyć, rozchylając nogi. Stanął między nimi i przyłożył kotkę do czoła.
- Tylko się za bardzo nie podnieć  – zaśmiałam się.
- Już za późno  – odpowiedział  i wybuchnęłam śmiechem, przez co spojrzał na mnie dziwnie.
- Tylko o tym nie myśl, Leto  – powiedziałam, widząc ten błysk w oku.
     Przejechał kostką lodu po moim policzku i stanął na rozchylonych ustach. Zadrżałam.
- Co ty robisz? – jęknęłam, a serce zaczęło mi bić szybciej.
- Nie wiem… –  szepnął  i  dalej jeździł lodem po moich rozchylonych ustach.
     Świdrował całą moją twarz, aż wreszcie zbliżył się, lekko rozchylając swoje własne wargi. Zupełnie sparaliżowana siedziałam i się nie ruszałam. Poczułam ciepło na ustach, a napięcie, które kumulowało się między naszymi spotkanymi wzrokami, wybuchło.
     Nie czułam tego od ponad roku i było to niesamowite.  Znów mnie pocałował, pozostawiając na mych ustach cudowny smak gorąca. Zamknęłam oczy, zostawiając  wargi otwarte. Wpił w nie swoje usta, tym razem dłużej i  trochę mocniej. Nie wiedziałam  czy jestem już w niebie, czy może dopiero tam lecę.  Dźwięki naszych pocałunków rozchodziły się po małej kuchni.
     Jego ręka odgarnęła włosy  z  mojej  twarzy i pogłaskała mnie po policzku. Dalej miałam zamknięte oczy. Bałam się tego spieprzyć  i uciec z wrzaskiem, ale z drugiej strony ktoś krzyczał w środku łba, bym przerwała tę bezsensowną czynność.  Poczułam jego dłoń na swojej piżamie podnoszącej się powoli do góry i dotyk na moim udzie… Otworzyłam oczy. Patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem  i  zadawał nieme pytania.
- Nie róbmy… – szepnęłam.
- Przepraszam. Ja nie wiem, co się ze mną stało… – powiedział, odchodząc ode mnie.
     Przełknęłam ślinę, po czym wstałam z blatu.
- Ja już wrócę do siebie  – szepnęłam, omijając go.
     Usiadłam sparaliżowana na swoim łóżku i oparłam twarz o dłoń. „Co się ze mną stało?” . Całowałam się z chłopakiem mojej przyjaciółki. Poza tym ten przyjaciel  jest zupełnym idiotą i debilem ,i  w ogóle jednym, wielkim…  Jezu, ale on przystojny… Westchnęłam głośno, po czym położyłam się plecami do przejścia. Przeszedł obok mnie i wszedł do swojej sypialni. Próbowałam zasnąć, ale udało mi się dopiero po paru godzinach.

~*~
     Jak widać, blog przeszedł kilka operacji plastycznych w postaci zmiany kolorystyki  i motywu. Chyba nigdy nie znajdę tego jednego motywu i  tu cel będzie mijał się z celem  - nie zwracajcie na te zmiany uwagi, ale ma być ładnie, żeby Wam się podobało :D. Tak czy inaczej - dzisiaj drugi rozdział dla tych, którzy doczekać  się nie mogli. O treść  Was nie pytam, jednak chcę wiedzieć czy czcionka jest wystarczająco czytelna. Chciałabym, by łatwo się Wam czytało, a nie żeby się męczyć…
     Pozdrawiam i do następnego, który pojawi się najprawdopodobniej  w ŚRODĘ!




                                                                                                                                             - korekta: suckit


7 komentarzy:

  1. Blog bardzo fajny! :D Wiesz mogła byś zmienić kolor czcionki i pogrubić :)
    I jeśli to dla Ciebie nie problem to chciała bym abyś informowała mnie na gg o nowych rozdziałach to mój nr: 5879746

    OdpowiedzUsuń
  2. W Twoich rozdziałach dużo się dzieje, ale nie przesadzasz z akcją, bo notki są długie i... no, ciekawe! :)
    Czcionka jest teraz w sam raz, tj. ja sobie i tak powiększam stronę, no ale... jakby dla kogoś była za mała, zaleć wciśnięcie Ctrl i plusa, nie zmieniaj niczego. ;)
    Grafika mile mnie zaskoczyła, szczerze mówiąc. Bo czytałam już wcześniej, ale z trudem, bo tamta czcionka... cóż, była raczej nieczytelna. :P
    Dzieje się, dzieje... Me likey! ;)
    W takim razie, czekam na środę. No i przepraszam za nieskładny komentarz - od następnego będę na bieżąco z tekstem pisać, także powinno być... lepiej.

    [niewiarygodne-alibi.blog.onet.pl]
    [zycie-na-marsie.blog.onet.pl]

    Choleryczna

    PS. Jeśli możesz, informuj mnie na blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ciekawe opowiadanie xD wiele się dzieje, jednak wszystko nie za szybko ;DD z tej Amy to niezła su.ka za przeproszeniem jest xDD zmienia facetów jak rękawiczki ;DD a bohaterka i jej teksty mnie w niektórych momentach powalają na łopatki ;DD czekam na więcej xDD z niecierpliwością :DD jeśli możesz informuj mnie o nowych na blogu :D zapraszam Cię również na mojego drugiego bloga: save-yourself-the-secret-is-out.blog.onet.pl pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję za komentarz u mnie :)
    przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały - zaintrygowałaś mnie. czytałam wcześniej już parę opowiadań o Marsach i widzę, że Ty piszesz swoje całkowicie samodzielnie - nie bazujesz na jakimś innym, tworzysz własną historię. i świetnie Ci to wychodzi :)
    jeśli to nie problem, informuj mnie o nowych rozdziałach u siebie .
    pozdrawiam :) the-struggle.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem po prostu, że ta ostatnia scena z lodem jest magiczna. Jest piękna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zebrało się dużo, ale jestem w stanie napisać tylko tyle, że ostatnia scena powaliła mnie na kolana!

    OdpowiedzUsuń
  7. za-je-bi-ście.. ale tak jak już ktoś pisał.. ta czcionka troche wkurza xD

    OdpowiedzUsuń