Rankiem obudziłam się wyspana i szczęśliwa.
Poznałam, że Jake wcale nie jest takim psycholem, jakim wydawał się być.
Pozwoliłam sobie ubrać jego koszulę, bo sukienka kojarzyła mi się źle, a koszula
cudnie pachniała. Powoli wyszłam z pokoju i usłyszałam śmiech na dole.
Usłyszałam też Amy, Shannona i Tomo.
- No wiesz, ta kanapa całkiem dobrze się sprawiła –
zaśmiała się Amy.
- Było całkiem nieźle – roześmiał
się cicho Jared.
Zeszłam po schodach na
dół i spotkałam całą czwórkę w salonie, grającą na PS3.
- Hej – powiedziałam cicho.
Wszyscy umilkli i wbili
swoje wzroki we mnie.
- Jak się czujesz? – Amy podbiegła do
mnie i przytuliła mnie.
- Dobrze – uśmiechnęłam
się. – Pozwoliłam sobie wziąć twoją koszulę, bo sukienka nie za dobrze mi się
kojarzyła… – spojrzałam na Jareda.
- Nie ma sprawy – odpowiedział.
- Zjesz coś? – spytał Tomo.
- Dobra, już nie róbcie ze mnie takiej ofiary… W końcu
nic mi nie zrobił… – westchnęłam.
Grupa i tak się o
mnie troszczyła, zrobili mi śniadanie, napoili mnie, a Shannon odwiózł nas obie
do domu. Tam wzięłam długą kąpiel i ogarnęłam
wygląd. Wieczorem spodziewałam się Jareda w drzwiach, ale stał tam jakiś facet.
- Jest Amy? – spytał,
uśmiechając się szeroko.
- Jest… Amy! – krzyknęłam.
- Josh, wchodź! – przywitała go pocałunkiem w
policzek.
Wzięłam ją na bok i
spytałam:
- Kto to?
- Poznałam go wczoraj w klubie – odpowiedziała,
bawiąc się włosami.
- A co z Jaredem? Chyba dalej jesteście razem, co nie?
– spytałam.
- Tak, ale nie musi się dowiedzieć –
pokazała mi język, po czym wróciła do Josha.
Zrobiło mi się żal
Jacka, przecież okazał się dobrym facetem, ale prawie zapomniałam, że to Amy,
która bawi się facetami, jak chce. Udaje zakochaną na zabój, po czym pieprzy
się na boku z kim chce.
Weszłam do swojego
pokoju, nie chcąc tego widzieć. Chociaż kto tam zna Jareda, może też ją
zdradza? Usiadłam przed komputerem i nie chcąc patrzeć na mojego martwego kota,
zmieniłam tapetę na stary samochód ojca. Mieszkał w Dallas na swojej farmie i wszczepił
mi miłość do starych aut. Zdałam sobie sprawę, że cały przyszły tydzień
jest wolny z powodu święta narodowego. Nie myśląc za wiele, zapukałam do
sypialni Amy.
- Amy, chcę się coś zapytać –
pukałam dalej.
W końcu wkurzona twarz
Amy pojawiła się w drzwiach.
- Co jest tak ważne, że mi przerywasz? – niemalże
wycedziła przez zęby.
Naprawdę nie lubiła, jak
jej się przeszkadzało.
- Pojedźmy na ten weekend do ojca do Dallas. Tak dawno
u niego nie byłyśmy… – zrobiłam słodkie oczy, które działały na wszystkich.
- Hmm… W sumie to dobry pomysł! Pakuj się, zadzwoń na
lotnisko i zabukuj bilety dla nas dwóch! I zadzwoń do ojca, że będziemy jutro –
powiedziała, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem i wróciła do przerwanej
czynności.
Zadzwoniłam najpierw do
starego czy chciałby zobaczyć swoją córkę i jej przyjaciółkę.
- Cześć, kotku! – zawołał rozradowany ojciec.
- Mogę do ciebie przyjechać? Razem z Amy
przyjechałybyśmy na tydzień z tobą pobyć!
- Świetny pomysł, siedzę tu sam z pięcioma psami i cholernie
się nudzę, grzebiąc w tych autach. Kotku, cieszę się że przyjeżdżasz! Kiedy
będziesz?
- Najpóźniej jutro wieczorem –
powiedziałam.
- Dobrze. Czekam na ciebie, zadzwoń jak będziesz, to
po ciebie przyjadę. Kocham.
- Kocham – rozłączyłam się.
Później zabukowałam dwa
bilety do Dallas i zaczęłam pakować się na tydzień na farmie. Już tęskniłam za
tym miejscem. Rankiem Josh wyszedł, a Amy zaczęła się pakować.
- Jesteś wredna – powiedziałam po
chwili.
- Oj, przestań. Lubię Jareda, ale to tylko seks. A
Josh jest słabszy w te klocki, wierz mi. Ja się znam.
- A chcesz sobie w końcu kogoś znaleźć czy
wykorzystywać ludzi do końca życia? Mogłabyś się ustatkować –
powiedziałam, wpakowując parę butów do walizki.
- I kto to mówi? Jesteś sama –
te słowa mnie zabolały, ale taka była prawda.
- Wiem i zamierzam sobie znaleźć jakiegoś gościa w
najbliższym czasie! – walnęłam pięścią w podłogę.
Po trzech godzinach byłyśmy gotowe na wyjazd. Wsiadłyśmy do taksówki i ruszyłyśmy na lotnisko. Po dwóch godzinach już leciałyśmy do Dallas. Lot był spokojny, gadałam namiętnie z Amy o facetach, ale raczej nie wspominałam już o Jaredzie. Taka była już Amy, ona była zimną suką. Po pięciu godzinach lotu samolot stanął na ziemi Teksasu. Już widziałam za oknem to wspaniałe miasto i prerie ciągnące się w nieskończoność.
Po trzech godzinach byłyśmy gotowe na wyjazd. Wsiadłyśmy do taksówki i ruszyłyśmy na lotnisko. Po dwóch godzinach już leciałyśmy do Dallas. Lot był spokojny, gadałam namiętnie z Amy o facetach, ale raczej nie wspominałam już o Jaredzie. Taka była już Amy, ona była zimną suką. Po pięciu godzinach lotu samolot stanął na ziemi Teksasu. Już widziałam za oknem to wspaniałe miasto i prerie ciągnące się w nieskończoność.
Wyszłam właśnie z
samolotu, a w sali przylotów stał mój ojciec w kapeluszu kowbojskim
zakrywającym ciemne włosy, ale zostawiającym na
widoku długie wąsy pod zakrzywionym nosem i szeroki uśmiech odsłaniający krzywe
zęby. Jak zwykle miał na sobie buty do jazdy konno. Jego zielone oczy świeciły
zupełnie jak moje.
- Tato! – krzyknęłam.
Przywarłam do niego,
mocno go przytulając.
- Aleś wydoroślała. Prawie cię nie poznałem. Z cztery
lata cię nie widziałem – uśmiechnął się szeroko.
- Idę po bagaże, a potem jedziemy do domu –
pocałowałam go w policzek.
Amy przywitała się z
ojcem prawie tak samo jak ja. Znała go od dzieciństwa, lecz nie interesowała
się swoimi rodzicami. Zostawiła ich na rzecz modelingu, w którym świetnie sobie
radziła. Ojciec zabrał ode mnie walizkę i po chwili jechaliśmy w jego starym
buicku do Little Rock.
Farma w ogóle się nie
zmieniła. Nadal panował na niej ten cudowny klimat gorącego słońca palącego
ziemię, suchej, zżółkniałej trawy, zapachu zwierząt, tupotu końskich kopyt i
świetnej muzyki granej na gitarze mojego ojca. Do oczu naleciały
mi łzy, gdy zobaczyłam mój stary dom.
Był położony na dużym
terenie odgrodzonym białym płotem. Były to chyba cztery hektary
ziemi mojego ojca, na których hodował krowy, świnie, kury, owce, konie, osły
oraz kaczki i indyki. Był bogatym gościem, ale miał słabość do starych
samochodów, które przechowywał z tyłu domu. Ja też
miałam do nich słabość, ale nie stać mnie było na kupno samochodu z lat
sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych.
Patrząc na drewniany
budynek pomalowany na biało, zrobiło mi się ciepło na sercu. Tu się wychowałam
i mieszkałam przez dwadzieścia lat. Brakuje mi tego spokoju, szumu trawy i
smrodu krowiej kupy. Miasto mnie od tej chwili odpychało. Dwupiętrowy dom z
wielką ilością kwiatów i jabłoni oraz gruszek zapraszał do wejścia. Miał
mnóstwo okien i u dało mi się nawet wypatrzyć to,
które wychodziło z mojego pokoju, tuż koło drzewa. Pamiętam, jak uciekałam
przez nie z domu, a potem schodziłam po tym starym drzewie.
W domu nic się nie
zmieniło. Kominek nadal się palił, świeże drewno z lasu trzaskało pod żarem
ognia. Dom był podzielony na dwie części - prywatną i
gościnną. Na dole znajdowała się przytulna kuchnia z mnóstwem tradycyjnych
teksańskich dań, jadalnia, gdzie zawsze jadaliśmy wspólny posiłek, salon z
kanapami i wielką ilością szafek z książkami.
Mój ojciec nie lubił
telewizji, więc miał jakiś stary, ledwo odbierający telewizor bąbelkowy z
połamaną anteną. Na górze prawie się popłakałam. Mój pokój był obklejony
plakatami z piłkarzami, którzy mi się kiedyś podobali, a na biurku leżał mój
medal za pierwsze miejsce w jeździe konno. Kiedyś byłam w tym dobra. Może sobie
przypomnę? Amy miała pokój obok, w mniejszej sypialni.
Gadałam cały dzień z
ojcem, próbując nadrobić stracony czas. Opowiadał, co się działo
przez te lata, co się zmieniło. Uwielbiałam tę farmę. Gdzieś koło
dwunastej, gdy Amy opalała się na trawie, ojciec dziwnie na nią spojrzał.
- Tato, uspokój się – uderzyłam
go lekko w ramię.
Nagle telefon Amy
zadzwonił głośno.
- Halo? – spytała. –
Jared, kochanie! Co u ciebie? – wykrzyknęła, podpierając się na łokciach. –
Jesteśmy w Dallas pod Little Rock. Ramona? Oczywiście, jest tutaj. Przyjechać
tu? Jak chcesz… Czekaj, zapytam się – Amy wstała i
zakryła słuchawkę ręką. – Co powiedziecie, jakby nasi przyjaciele
przyjechali? Przecież w tym domu są jeszcze cztery sypialnie, co? – zaśmiała
się głośno.
- No… Ramona, co ty o tym myślisz? – odbił piłeczkę
mój tata.
- Mogą przyjechać… Ale cała trójka? – spytałam po
chwili.
- Bez Tomo, musi zostać w mieście.
- Niech przyjeżdżają, ale ja chcę odpocząć, więc niech
lepiej nie szaleją – zagroziłam jej palcem.
- Zgadzamy się. Przyjeżdżajcie –
powiedziała Amy, nie zdając się usłyszeć mojej groźby.
Następnego dnia
obudziłam się wcześnie. Postanowiłam od rana grzebać w aucie. Ubrałam na siebie
krótkie spodenki dżinsowe oraz potarganą, białą koszulę. Amy zupełnie nie
interesowała się autami, za to „zaprzyjaźniła” się z kowbojem z sąsiedztwa. Był
to długowłosy, typowy kowboj na koniu. Cały dzień ją na nim woził. Ja zapięłam
włosy z tyłu i otworzyłam
maskę starego Forda.
- Ale jesteś piękny… – zaniemówiłam, widząc jego
potężny silnik.
Prosił się, żeby w nim
pomajstrować. Grzebałam w nim cały dzień, gdy dotarli do mnie Amy i ten cały
Neil (czytaj kowboj).
- Pomóc ci? – spytał.
- Tak, weź szmatkę i przetrzyj mi twarz –
pokazałam mu język.
Było bardzo gorąco.
Nawet w cieniu pod blaszanym dachem garażu pociłam się jak głupia. Do tego ten
smar… Neil przetarł mi potulnie twarz szmatką.
- Dzięki – uśmiechnęłam się, po czym wróciłam do
roboty.
W pewnym momencie
włączyłam sobie „Paradise City” w radiu i cicho
podśpiewywałam. Sekundę później usłyszałam ryk czerwonego audi i charakterystyczne
przekleństwo.
- Ja pieprzę, zaraz się rozpuszczę… – jęknął Shannon,
wyskakując z kabrioletu.
Wypięłam dumnie tyłek,
niech zobaczą, jaka ze mnie chłopczyca.
- My przyszliśmy do dziewczyn –
powiedział Jared do ojca na tarasie. Jak to zabrzmiało!?
- Są w garażu – powiedział zszokowany.
Usłyszałam, jak
rozsuwają się drzwi i do garażu wchodzi
dwóch facetów. Przetarłam ręką czoło, upieprzając się smarem.
- Siema, laski – powitał nas Shannon z uśmiechem na
twarzy.
- Siema – powiedziałam,
uśmiechając się nieznacznie.
- Co robisz? – spytał Shannon, podchodząc do mnie.
Zauważyłam kątem oka,
jak Jared całuje się z Amy.
- Tęskniłem za tobą… – usłyszałam.
- Halo, co robisz? – Shannon przejechał mi ręką przed
twarzą.
-Eee… Grzebię w silniku – odburknęłam.
- Potrafisz to robić? – spytał.
- No pewnie, kocham stare auta. Zobacz – wskazałam mu
na cewkę przy silniku. – Jest zawinięta na rdzeń, dzięki czemu indukcyjność
układu jest zwiększona – popisywałam się trochę.
- Fascynujące… – Shannon teatralnie ziewnął, na co
uderzyłam go lekko w ramię.
Gdy zrobiło się ciemno,
ojciec rozpalił ognisko i postawił kiełbaski na ruszt. Jared stwierdził, że nie
jest głodny, ale pewnie po prostu nie jadł mięsa. U ojca już zdobył minusa,
gdyż rodziciel uważał, że prawdziwy „chłop” żre ile mu dadzą. Ja poszłam się
przejść z Shannonem po farmie, na co Jared zareagował dziwnym spojrzeniem.
- Fajnie tu jest, chociaż trochę za ciepło –
uśmiechnął się do mnie.
- W końcu to nasza farma. Ojciec się urządził, szkoda,
że nie ma jakiejś fajnej babki przy sobie…
- Wielu facetów ma ten problem… – próbował zepchnąć
temat na inne tory.
- A ty masz? – spytałam, patrząc na księżyc.
- Niestety tak. Jared chyba nie… A ty?
- Też – powiedziałam krótko.
Rozmawialiśmy na
powrót o zespole i o jego początkach. Wszystko zaczęło się w Los Angeles, gdzie
podpisali umowę z wytwórnią i zaczęli robić muzykę. Potem wydali pierwszą
płytę, następnie „Beautiful Lie” i wreszcie „This is war”.
- Myślicie o kolejnym krążku? – spytałam, gdy
rozłożyłam się na trawie.
- Nie, raczej nie… Teraz skupiamy się na trasie. Za
dwa tygodnie jedziemy w trasę po Stanach… Może pojechałybyście z nami? – rzucił
nagle.
Zrobiłam wielkie
oczy.
- Żartujesz? Mamy pracę, Amy jest modelką, ja może nie
pracuję jakoś specjalnie, ale Amy tak… Chociaż kto ją tam wie… Dla Jareda może
by pojechała…
- Ty byś pojechała? Wcale nie musi jechać z nami –
uśmiechnął się wrednie.
- Chcesz wygryźć Amy?
- Jeszcze nie wiem… – spojrzał się na mnie dziwnie.
- Co robimy? – spytałam po chwili, widząc, że się
nudzi.
- Nie wiem… – powiedział, ziewając.
Włączyłam na
telefonie „Sweet Home Alabama”. Shannon parsknął śmiechem. Zamknęłam
oczy, by zapamiętać ten moment, gdy siedzę sobie tak obok starego Leto i
słuchamy piosenki, ale oczywiście coś musiało nam to popsuć. Albo raczej ktoś.
Poczułam na swoich ustach ciepło i jego rękę wplatającą się w moje rude
włosy.
Odepchnęłam go szybko
ale mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy dorośli – powiedział,
uśmiechając się szeroko.
Zarumieniłam się.
- Tak, ale nie chcę… – powiedziałam, po czym wstałam i
otrzepałam się z trawy.
- Czemu? – również wstał i zbliżył się do
mnie.
- Bo nie – syknęłam, po
czym ruszyłam w stronę domu.
Bracia Leto okazali się
ostatnimi ludźmi, z jakimi miałam ochotę robić cokolwiek. Gdy wróciłam
naburmuszona do domu, ujrzałam Jareda leżącego na Amy i
powoli ją rozbierającego.
- Możecie tu tego nie robić!? Mieszka tu też mój tata!
– krzyknęłam, ale oni tylko się zaśmiali i kontynuowali.
- Jak chcecie, jutro już was tu nie będzie –
syknęłam, po czym poszłam na górę.
Rzuciłam się na łóżko i
chcąc odreagować, spojrzałam na starą szafę z gitarą z wzmacniaczem. Czemu nie?
Szybko wstałam i sięgnęłam do szafy. Czekała tam na mnie czerwona gitara i
zakurzony, wielki wzmacniacz. Nie myślałam za wiele, włączyłam go i zaczęłam
grać. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kimkolwiek jesteś, nie chcę teraz gadać!
Pukanie nie ustało.
- Spadaj!
Znów to samo. Wściekła
rzuciłam gitarę na łóżko i otworzyłam szybko drzwi. Stała tam cała trójka.
- Czego?
- Chcemy posłuchać – uśmiechnął się
Jared, patrząc na gitarę.
- Walcie się – syknęłam, po
czym szybko zamknęłam drzwi na klucz.
Reszta tygodnia minęła mi na samotnym przesiadywaniu z psami na polach. Widząc, jak świetnie bawią się Leto i Amy, chciało mi się rzygać. Jedynie ojciec poprawiał mi nastrój. Zabukowałam bilety dla siebie i Amy i zaczęłam się pakować. Następnego ranka czekała mnie koszmarna wiadomość - ci idioci wracają z nami tym samym samolotem!
Reszta tygodnia minęła mi na samotnym przesiadywaniu z psami na polach. Widząc, jak świetnie bawią się Leto i Amy, chciało mi się rzygać. Jedynie ojciec poprawiał mi nastrój. Zabukowałam bilety dla siebie i Amy i zaczęłam się pakować. Następnego ranka czekała mnie koszmarna wiadomość - ci idioci wracają z nami tym samym samolotem!
Ojciec odwiózł
nas wszystkich na lotnisko, pożegnaliśmy się, po czym czekaliśmy na lot.
Shannon i młody Leto chichotali cały czas, patrząc na mnie, a ja tylko
pokazywałam im tylko środkowy palec. Po dwóch godzinach czekania w końcu
ogłoszono wylot i ruszyłam obok Amy do kolejki. W samolocie czekała na mnie
jeszcze gorsza informacja. Okazało się, że Jared ma siedzieć przez sześć godzin
obok mnie. Jakby nigdy nic usiadł obok z szerokim uśmiechem.
- Co ty tu robisz? – syknęłam.
- Siedzę – uśmiechnął
się głupio. – Ładnie ci, jak się wściekasz.
Otworzyłam szeroko usta,
po czym utkwiłam wzrok w oknie. Samolot właśnie wznosił się w powietrze. Po
paru minutach byliśmy już na normalnej wysokości i ruszyłam
w poszukiwaniu torby z słuchawkami.
- Cholera… – westchnęłam, widząc ją na
szafce u góry.
Wstałam i spojrzałam na
tego debila.
- Odsuń się.
Zrobił dziwną minę i
odsunął się nieznacznie. Przebiłam się przez ciasny otwór, ocierając oczywiście
o jego nogi, po czym sięgnęłam po torbę.
- Mogłaś poprosić, podałbym ci –
powiedział, gdy siedziałam już z słuchawkami w rękach.
- O nic cię nie będę prosić –
syknęłam.
- Czemu jesteś dla mnie taka ostra? – spytał,
świdrując mnie wzrokiem.
- Myślisz, że nie widzę? Jesteś z moją
przyjaciółką, a przystawiasz się do mnie, jesteś zwykłym psycholem.
- Przystawiam się? Niby jak? –
spytał bezczelnie.
- Już ty wiesz jak. Odpierdol się – syknęłam,
po czym nałożyłam słuchawki na uszy.
To go tylko bardziej
rozbawiło.
- Co mam zrobić, podobasz mi się –
mówiąc to, dziwnie wydął usta.
- Wiem, co masz zrobić – spojrzałam na
niego.
- Co? – uśmiechnął się, przysuwając do mnie.
Pokazałam mu ruchem
dłoni, że chcę coś mu szepnąć do ucha. Zbliżył się jeszcze bardziej i powiedziałam:
- Spierdalać na drzewo.
Uśmiechnął się szeroko.
Co to za facet!? Nie rozumie tych wszystkich wulgaryzmów!? Może on odbiera
wszystko na odwrót?
- Nie zrobię tego.
- Jesteś z Amy, a ode mnie wara –
pogroziłam mu palcem.
- Zawsze mogę ją rzucić – uśmiechnął się
łobuzersko.
Otworzyłam szeroko usta.
- Nie zrobisz tego – powiedziałam to
tak, jakbym stawiała mu wyzwanie. – Ona cię naprawdę lubi i jeszcze przez
ciebie będzie cierpieć.
- Zrobię to. Jak wylądujemy.
- Nie zrobisz tego – powtórzyłam.
- Chyba, że… – podniósł
obie brwi. – Coś dla mnie zrobisz.
- Odczep się… – syknęłam.
- Nie rzucę jej, jeżeli spędzisz ze mną noc –
uśmiechnął się łobuzersko.
- Spierdalaj psycholu. Nigdy w życiu.
- Trudno, w takim razie ją rzucę –
powiedział, wzruszając ramionami.
Widok rozpłakanej Amy
spowodował u mnie ciarki. Ten facet to jakaś porażka! Do głowy napływały mi
setki myśli i z sekundy na sekundę coraz bardziej widziałam twarz
smutnej Amy.
- Co dokładnie masz na myśli? – wydusiłam po trzech
godzinach.
Podniósł obie brwi
zaskoczony.
- Potrzebujesz edukacji seksualnej? Wiesz co to jest
seks?
- Wiem, dupku. Jesteś żałosny, wykorzystujesz… –
zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nikogo nie wykorzystuję. Stawiam warunek. Nie rzucę
Amy, jeżeli spędzisz ze mną noc.
- Ty skończony fiucie, szantażujesz mnie! – krzyknęłam
tak głośno, że ludzie obok spojrzeli na nas.
- Przemyśl to – powiedział cicho
i zaczął pisać coś na telefonie.
Amy robiła dla mnie tyle
rzeczy w życiu, a przy tym facecie coś się zmieniło. Jest taka uśmiechnięta,
zabawna… Do oczu naleciały mi łzy. Wbiłam wzrok w okno, nie chcąc, by to
zauważył.
Zwykły seks.
W mojej głowie znów
pojawiły się obrzydliwe obrazy, dotyk faceta i jego
oczy. Po pierwsze - nienawidzę tego faceta. Po drugie -
ponad rok tego nie robiłam. Po trzecie - Amy i tak rzuci go za parę dni. Ale z
drugiej strony już za parę godzin on to zrobi. Rzuci ją, a ona się załamie. To
ona zawsze rzuca, to ona zawsze zostawia facetów ze złamanymi sercami.
Przełknęłam ślinę.
- Nie zrobię tego – syknęłam.
- Trudno, więc Amy będzie miała złamane serce…
- Jesteś żałosny – prawie go
oplułam.
Skurwiel krzywdził mi przyjaciółkę.
Po godzinie samolot dotknął ziemi Los Angeles.
Czekałam na Amy w taksówce, a Jared właśnie jej coś wyjaśniał. Obserwowałam
jej twarz, ale ta , zamiast się zasmucić, szeroko się uśmiechnęła. Pocałowała
namiętnie Jareda i wtuliła się w niego. Zszokowana patrzałam na to wszystko zza
okna taksówki. Po chwili Amy wpakowała walizkę do bagażnika i siedziała obok
mnie.
- Nie uwierzysz, co zaproponował nam Jared –
powiedziała piskliwym głosem.
- Nie uwierzę – powiedziałam,
patrząc na złośliwą twarz Jareda.
- Zapraszają nas obie na trasę koncertową! –
krzyknęła. – Będziemy z nimi na koncertach, będziemy z nimi
jeździć od miasta do miasta w autobusie, poznawać ludzi, spędzać czas w
klubach! Pomyśl, to spełnienie marzeń!
Słuchałam tego
zszokowana. Trasa? Z nimi? Ten koleś jest pojeban! Szantażował mnie zerwaniem z
Amy, a teraz proponuje nam trasę! Co za czubek!
- To co, zgadzasz się!? – z przemyśleń wyrwał mnie
piskliwy głos Amy.
- No co ty. Nie lubię ich, są pojebani! Zostaję
w Los Angeles, tu mam pracę, wszystko.
- Wiesz co, sama jesteś pojebana! – oburzyła się Amy.
– Taka szansa zwiedzenia świata, a ty jeszcze narzekasz! Wcale nie musisz ich
lubić! Jedź z nami, zabawimy się, nawet możesz być dla
nich wredna – posłała mi rozbrajający uśmiech.
Ten ostatni argument
bardzo mi się spodobał. W domu Amy naciągała mnie na wyjazd, który odbędzie się
za pięć dni. Na początku byłam uparta, mówiąc, że pobyt
w jednym autobusie z dwójką tych debili może mnie kosztować atak szału, ale z
drugiej strony mogę go tak do siebie nastawić, żeby wiedział, że nie
ma u mnie szans.
Pięć dni szybko minęło,
opuściłam pracę, a walizka czekała przed drzwiami na miesięczną trasę z
największymi debilami na świecie. Wyjechałyśmy taksówką w stronę autostrady,
gdzie czekał na nas ogromny, szary autobus. Czekała przed nim grupka ludzi,
która później okazała się dwoma Leto i długowłosym Chorwatem.
- Siema! – przywitał nas starszy Leto.
- Hej – powiedziała Amy, rzucając się na Jareda, który
utkwił wzrok we mnie.
- Hej – przywitał się.
- No, ten szantaż był bezpodstawny, co? – spytałam na
głos.
Leto się zaczerwienił.
- Jaki szantaż? – spytała go Amy.
- Eee… Założyłem się z Ramoną, że jeżeli nie pojedzie
na trasę, to…
- To z tobą zerwie – dokończyłam,
wrednie się uśmiechając.
Amy zaczęła się śmiać.
- Dobry żart. Słuchajcie, chcę zobaczyć nasz cudowny
autobus! – krzyknęła.
Młody Leto zdawał się
jakby kamień spadł mu z serca. Chorwat postanowił pokazać mi autobus.
- Więc tu jest pokój dla wszystkich. Wiesz, telewizor,
stół, barek… Przesiadujemy tutaj razem. Jak pójdziemy głębiej, jest część
prywatna, każdy ma swoje łóżka. Ja śpię tutaj - pokazał mi drzwi do jego
sypialni.
- Tu śpi Jay, tu Shannon – pokazał drzwi
obok. – Amy pewnie będzie spała u Jareda, tu jest twoja wnęka.
- To świetne! – powiedziałam.
Zobaczyłam ją i
od razu się zakochałam. Dla jednej osoby, z mnóstwem szuflad. Zauważyłam, że
pod wnękami są miejsca na walizki i wsadziłam tam swoją. Pościel była
już gotowa, więc wygodnie położyłam się na łóżku. Nad głową miałam małe
szufladki na jakieś pierdoły i lampkę do czytania. Cały autobus był raczej
utrzymany w kolorach beżu i stali, jednak był bardzo przytulny. Pozwiedzałam
jeszcze kuchnie i łazienkę składającą się z prysznica i toalety
oraz małej umywalki. Wróciłam do pokoju wspólnego, gdzie siedzieli już
wszyscy. Usiadłam obok Shannona.
- To gdzie jedziemy najpierw? – spytałam znużona.
- Do Atlanty – odpowiedział
Shannon.
Trochę zdziwiła mnie ta
informacja. Skoro to jakieś dwa tysiące kilometrów, to czemu nie lecimy
samolotem? Oszczędzają kasę czy co? Z kabiny kierowcy wyszedł właśnie jakiś
grubszy facet i powiedział:
- Możemy jechać?
- Pewnie – odpowiedział
Jared.
Poczułam, jak uruchamia
się silnik autobusu i po chwili włączyliśmy się w ruch na autostradzie. Poszłam
do swojej kabiny, skąd wyciągnęłam słuchawki i wygodnie
wyłożyłam się na łóżku. Wsłuchiwałam się w dźwięki, gdy ktoś szturchnął mnie w
ramię.
- Czego? – spytałam Jareda.
- Idziesz z nami zagrać w pokera? – spytał, robiąc
dziwną minę.
- Jakiego?
- Rozbieranego, a niby jakiego?
- Nie, jeszcze się porzygam, jak na was spojrzę –
syknęłam.
Jared wybuchł śmiechem.
- Na pewno zrobi ci się dobrze, gdy zobaczysz mnie
nago – zamruczał mi do ucha.
- To chyba ty będziesz mieć twardego,
gdy zobaczysz fragment mojego brzucha, Leto – syknęłam.
- Nie zaprzeczę – powiedział.
- Nie chcę, żebyś się całkiem zapadł pod ziemię i tak
już dotykasz mułu… Więc nie, nie zagram z wami.
- Na pewno? – zbliżył się tak, że czułam jego ciepły
oddech.
- Na pewno – odpowiedziałam,
wsadzając w to słowo całą swoją nienawiść.
Odsunął się, po czym
wyszedł. Przesłuchałam w kółko całą płytę dwa razy, aż nie wytrzymałam i
weszłam do salonu. Siedziała tam cała trójka, tylko w bieliźnie, trzymając
karty w rękach.
- Nie mogłaś wytrzymać, by zobaczyć mnie w takim
stroju, co? – spytał, uśmiechając się Jared.
- Nawet gdybyś pokazał mi swojego małego pana, nie
zrobiło by to na mnie wrażenia.
W tej chwili
przesadziłam. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość.
- Oj, zmniejszyłam twoje ego do rozmiaru twojego
penisa, co? – powiedziałam, idąc do kuchni.
Jared wstał i szybko
mnie dogonił. Sięgnęłam po jabłko i usiadłam na
blacie.
- Kotku, nawet nie wiesz o czym mówisz –
syknął, zbliżając się do mnie.
- Dokładnie wiem, o czym mówię. Pokaż mi kciuka –
powiedziałam nagle.
- Co? – spytał rozbawiony.
- Pokaż mi kciuka – powtórzyłam.
Podał mi swoją dłoń, nie
wiedząc o co mi chodzi. Złapałam jego kciuka i zmierzyłam jego długość.
Powiększyłam ją trzykrotnie.
- Taki jest twój penis – powiedziałam,
pokazując mu odległość od palca do palca.
- Chcesz porównać z oryginałem? – spytał i sięgnął do
majtek.
Szybko zeszłam z blatu,
po czym odwróciłam się do niego plecami.
- Słuchaj, Leto… – zaczęłam, gdy nagle poczułam, jak
coś łapie mnie z tyłu i podnosi. Przełożył mnie sobie przez ramię, a ja
swobodnie zwisałam mu na plecach.
- Puszczaj mnie! Puść!
- W drugim życiu – powiedział, po
czym wszedł do swojej sypialni i bezceremonialnie
rzucił mnie na łóżko.
- Co robisz!? – krzyknęłam.
- Nie wiem – uśmiechnął się i
podszedł do mnie.
Rzuciłam się do drzwi,
ale zatarasował mi drzwi, rozkładając szeroko ręce. Stałam więc tam,
zadając mu pytania wzrokiem.
- Czego chcesz? – spytałam w końcu.
- Ciebie – odpowiedział, po
czym zbliżył się do mnie.
Uderzyłam go mocno w
krocze, po czym wybiegłam z sypialni. Amy już do nas biegła. Zobaczywszy Jareda
wijącego się na podłodze, posłała mi pytające spojrzenie.
-Walnęłam go, bo się dobierał –
wzruszyłam ramionami.
Ten wyjazd świetnie się
zaczynał. Usiałam znów w kuchni, wracając do jabłka, którego nie zjadłam.
- Wiesz, jak teraz przez ciebie cierpi? – spytał
rozbawiony Tomo, siadając obok.
- Wiem i mnie to cieszy.
Ale jestem zła… – westchnęłam.
- Powiedz mi… Nikomu nie powiem. Jesteś taka naturalnie
czy tylko do niego? – spytał, patrząc na mnie.
- Zawsze byłam wredna i złośliwa. Dawało mi to radość.
Trudno, ludzie muszą się do tego przyzwyczaić. Wiesz, pomagam ludziom, żeby
udowodnić, że nie mam złego serca, ale…
- Rozumiem – uśmiechnął się.
– Rozumiem.
Porozmawiałam z nim
jeszcze chwilę, gdy zachciało mi się spać i poszłam do swojej kabiny. Amy
właśnie wyciągała stamtąd Jareda. Spojrzał na mnie wściekle.
- Bardzo boli? – spytałam, uśmiechając się
szeroko.
- Nie – syknął.
- Niech Amy nałoży ci opatrunek… Tylko niech to nie
będzie lód, bo jeszcze bardziej ci się zmniejszy…
Amy parsknęła, jednak
Jaredowi nie było do śmiechu. Miał chyba ochotę się na mnie rzucić. Usiadłam
wygodnie w mojej wnęce i przebrałam w piżamę. Zasnęłam szybko po tym.
Rankiem zbudziłam się wyspana i szczęśliwa. Przez małe okienka autobusu wpadały promienie rannego słońca. Wyciągnęłam ręce w bok, zapominając o suficie i uderzyłam się w głowę.
Rankiem zbudziłam się wyspana i szczęśliwa. Przez małe okienka autobusu wpadały promienie rannego słońca. Wyciągnęłam ręce w bok, zapominając o suficie i uderzyłam się w głowę.
- Kurwa mać! – zaklęłam.
Wyszłam z wnęki wprost
do kuchni, gdzie siedziała cała trójka. Jared posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Jak tam nasz pan małe jaja? – usiadłam obok niego.
Nie odezwał się,
ale za to pojawiła mu się żyłka pod okiem.
- Ram, odczep się już od niego. Zobacz – wskazała Amy.
– Tomo przyrządził pyszne tosty.
Sięgnęłam po jednego i
zatopiłam w nim zęby.
- Dobre – pochwaliłam
Tomo.
- Idę się wykąpać – powiedział
Jared, a za nim pobiegła Amy.
Przygotowałam już
ripostę, ale przerwał mi Shannon.
- Czemu jesteś taka cięta na Jaya? – spytał.
- Taka już się urodziłam – pokazałam mu
język, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
Poranek minął miło i
spokojnie. Oczywiście Jay próbował mi oddać, wydając z
siebie dziwne dźwięki z łazienki, do której wszedł z Amy.
Ja zupełnie to ignorowałam, wsadzając na uszy słuchawki i
patrząc za okno. Jeszcze jakieś tysiąc kilometrów. Musieliśmy jednak zrobić
przerwę, by kierowca mógł odpocząć.
Nie rozumiem,
oszczędzali też na kierowcy? Nie łatwiej by było zatrudnić drugiego? Stanęliśmy
przed jednym hotelem, gdzie mieliśmy rozprostować kości, a kierowca odpocząć.
Wyszłam obok Amy przed wielki budynek hotelu
„Panorama”.
- Mam nadzieję, że to nie ten z „Lśnienia” –
powiedziałam lekko przestraszona.
- No co ty… Zobacz! – pokazała mi wielką salę gimnastyczną
z koszami do gry w koszykówkę.
- Idziemy? – spytałam podniecona.
- Gdzie idziecie!? – spytał Jared, wychodząc z
autobusu.
Nie odpowiedziałam,
tylko wróciłam do autobusu, by się przebrać. Ubrałam krótkie spodenki i białą
bluzkę, a włosy spięłam w kucyk. Amy zrobiła to samo i po chwili zamówiłyśmy
salę na godzinę. Od razu wzięłam piłkę do gry w koszykówkę, bo uwielbiałam ten
sport. Parę razy wrzuciłam piłkę do kosza, aż zaczęłam grać z Amy. Jakie było
moje zaskoczenie, gdy dołączyły do nas chłopaki. Leto byli przebrani, za to
Tomo usiadł na ławce i nam się przyglądał.
- Co wy tu robicie? – syknęłam, widząc, jak do nas
podchodzą.
- Chcemy z wami zagrać – powiedział
Shannon.
Ominęłam go, po czym
wrzuciłam piłkę do kosza.
- Podaj – powiedział,
uśmiechając się Jared.
- Sam ją sobie weź – podniosłam obie
brwi.
Podszedł do mnie, głośno
wzdychając, a ja zaczęłam odbijać piłkę za swoimi plecami.
- Daj – próbował mi ją zabrać, ale odbiłam ją na drugą
stronę.
Podszedł do mnie bliżej
i prawie stykaliśmy się nosami. Szybko od niego odbiegłam, odbijając piłkę
i znów omijając Shannona, wrzuciłam ją do kosza.
- Już się nie popisuj, tylko daj nam zagrać –
powiedział Jared.
- Ja zagram z Shannonem – powiedziała Amy. –
A ty z Jaredem.
- Pogrzało cię? Nie chcę z nim grać –
syknęłam, jednak Shannon już szedł w jej stronę.
Tomo zaczął się śmiać.
Zaczęliśmy grać, Jared w ogóle mi nie podawał. Biegałam za piłką, broniąc kosza
dwukrotnie.
- Podaj! – krzyknęłam do Jareda, ale ten zdawał się
mieć słuchawki na uszach.
Obejrzałam się za Amy,
bo nigdzie jej nie widziałam, chyba stała za mną, ale wtedy poczułam wielki ból
na twarzy. Poleciałam parę metrów i opadłam na podłogę. Poczułam, jak jakaś
ciepła ciecz spływa mi po czole.
- Coś ty zrobił, debilu!? – wrzasnął Shannon.
- Przecież wołała, żebym jej podał. Jezu,
ona krwawi… – jęknął Jared.
- Zawołajcie kogoś z recepcji, niech przyniosą
apteczkę. Ram, słyszysz mnie… – Amy klepnęła mnie w policzek.
Otworzyłam oczy i
ujrzałam dwie głowy nad sobą. Jared i Amy siedzieli nade mną przerażeni.
- Zabiję cię później – syknęłam, ale
poczułam ogromny ból w głowie. – Jak mogłeś tak we mnie jebnąć…
- Przepraszam… – pogłaskał mnie po czole widocznie
przerażony, ale odepchnęłam go od siebie.
- Już nie rób nic. Amy, to mnie strasznie boli… –
syknęłam z bólu.
Tomo i Shannon wrócili z
jakąś kobietą ubraną w biały fartuch.
- Dostała piłką w głowę – wytłumaczyła
Amy.
- Już będzie dobrze, kochanie. Kto cię tak urządził? –
spytała.
- Ten debil – pokazałam jej
palcem Jaya.
Uklękła przy mnie i
wyciągnęła biały bandaż. Syknęłam z bólu, gdy przyłożyła mi do czoła wacik z
jakąś cieczą. Zabandażowała mi ranę. Jak od uderzenia piłką można krwawić!? W
czoło!? Musiał tak mocno podawać?
- Jak się czujesz? – spytała lekarka, pomagając mi
wstać.
- Już dobrze – zmusiłam się do
uśmiechu.
Amy trochę przesadzała,
trzymając mnie mocno za rękę i zanosząc prawie do
autobusu. Jared wyglądał okropnie.
- Dobra, debilu, już się tak nie maż. Jebnąłeś mnie w
pysk, ale nie martw się, oddam ci, jak przestanie mnie tak boleć… –
powiedziałam, siadając w salonie ze wszystkimi.
- Naprawdę nie chciałem… Myślałem, że odbierzesz –
powiedział, tłumacząc się.
- Już nie ważne.
Rana już przestała
krwawić ,a głowa dochodziła do siebie. Jednak siedząc tak z nimi, poczułam
senność i opadłam na czyjeś ramię.
- Amy, zabierz mnie do łóżka… – powiedziałam, wtulając
się w nią.
Poznałam ją po
chudym brzuchu. Ale zaraz… Ona nie ma takich mięśni na brzuchu…
- Jezu Chryste! – krzyknęłam, oderwawszy się od
Jareda.
- Zabrać cię do łóżka? – podniósł seksownie jedną
brew.
- Jak już musisz… – powiedziałam, ziewając.
Wszyscy wybuchli
śmiechem. Jared zaprowadził mnie do wnęki, a ja od razu się na nią rzuciłam.
- Już możesz iść – jęknęłam w
poduszkę.
- Naprawdę mi przykro, że cię uderzyłem –
powiedział.
- Wiem. A teraz spadaj – syknęłam.
Usłyszałam coraz cichsze
kroki, po czym zasnęłam.
Obudziłam się z bólem w głowie w środku nocy. Poczułam, że muszę przyłożyć sobie lód. Wstałam powoli, ale spodnie wpijały mi się w pupę, więc przebrałam się w piżamę składającą się z majtek i długiej koszuli nad kolana. Podrapałam się po głowie głośno ziewając i ruszyłam do kuchni. Włączyłam małe światło, nie chcąc obudzić reszty i zaczęłam szukać zamrażalki.
Obudziłam się z bólem w głowie w środku nocy. Poczułam, że muszę przyłożyć sobie lód. Wstałam powoli, ale spodnie wpijały mi się w pupę, więc przebrałam się w piżamę składającą się z majtek i długiej koszuli nad kolana. Podrapałam się po głowie głośno ziewając i ruszyłam do kuchni. Włączyłam małe światło, nie chcąc obudzić reszty i zaczęłam szukać zamrażalki.
Znalazłam ją, po czym
przeszukałam jej szuflady w poszukiwaniu kostek lodu. Było ich tu w bród, widać
przydawały się do alkoholu. Wyciągnęłam jedną gumową tackę gdy nagle usłyszałam
chrząknięcie za sobą. Kostki mi się rozsypały i przestraszona wstałam z miejsca.
Z cienia wyszedł Jared.
- Jezu, przestraszyłeś mnie… Skradasz się w
ciemnościach i napadasz ludzi? – zaśmiałam się.
- Nie, po prostu usłyszałem, że coś kradniesz –
posłał mi wredny uśmiech.
Pozbierałam kostki lodu,
a dwie zostawiłam, by przyłożyć do czoła. Usiadłam na blacie i syknęłam, gdy
poczułam zimno na ranie.
- Co tak stoisz? – spytałam, widząc, jak gapi się na
mnie.
- Mogę? – spytał, patrząc na kostki.
- Sama sobie dam radę – syknęłam.
I tak do mnie podszedł i
sięgnął po kostkę lodu. Zauważyłam, że jest w samych gaciach i czarnej,
potarganej bluzie. Przełknęłam ślinę.
- Mogę? – powtórzył pytanie, lekko się uśmiechając.
Westchnęłam i dałam mu
się do siebie zbliżyć, rozchylając nogi. Stanął między nimi i przyłożył kotkę
do czoła.
- Tylko się za bardzo nie podnieć –
zaśmiałam się.
- Już za późno – odpowiedział i
wybuchnęłam śmiechem, przez co spojrzał na mnie dziwnie.
- Tylko o tym nie myśl, Leto –
powiedziałam, widząc ten błysk w oku.
Przejechał kostką lodu
po moim policzku i stanął na rozchylonych ustach. Zadrżałam.
- Co ty robisz? – jęknęłam, a serce zaczęło mi bić
szybciej.
- Nie wiem… – szepnął i dalej
jeździł lodem po moich rozchylonych ustach.
Świdrował całą moją
twarz, aż wreszcie zbliżył się, lekko rozchylając swoje własne
wargi. Zupełnie sparaliżowana siedziałam i się nie ruszałam. Poczułam
ciepło na ustach, a napięcie, które kumulowało się między naszymi spotkanymi
wzrokami, wybuchło.
Nie czułam tego od ponad
roku i było to niesamowite. Znów mnie pocałował, pozostawiając na mych
ustach cudowny smak gorąca. Zamknęłam oczy, zostawiając wargi
otwarte. Wpił w nie swoje usta, tym razem dłużej i trochę
mocniej. Nie wiedziałam czy jestem już w niebie, czy może dopiero tam
lecę. Dźwięki naszych pocałunków rozchodziły się po małej kuchni.
Jego ręka odgarnęła
włosy z mojej twarzy
i pogłaskała mnie po policzku. Dalej miałam zamknięte oczy. Bałam się tego
spieprzyć i uciec z wrzaskiem, ale z drugiej strony
ktoś krzyczał w środku łba, bym przerwała tę bezsensowną
czynność. Poczułam jego dłoń na swojej piżamie podnoszącej się
powoli do góry i dotyk na moim udzie… Otworzyłam oczy. Patrzył na mnie
nieobecnym wzrokiem i zadawał nieme
pytania.
- Nie róbmy… – szepnęłam.
- Przepraszam. Ja nie wiem, co się ze mną stało… –
powiedział, odchodząc ode mnie.
Przełknęłam ślinę, po
czym wstałam z blatu.
- Ja już wrócę do siebie – szepnęłam,
omijając go.
Usiadłam sparaliżowana
na swoim łóżku i oparłam twarz o dłoń. „Co
się ze mną stało?” . Całowałam się z chłopakiem mojej przyjaciółki. Poza
tym ten przyjaciel jest zupełnym idiotą i debilem ,i w
ogóle jednym, wielkim… Jezu, ale on przystojny… Westchnęłam głośno, po
czym położyłam się plecami do przejścia. Przeszedł obok mnie i wszedł do swojej
sypialni. Próbowałam zasnąć, ale udało mi się dopiero po paru godzinach.
~*~
Jak widać, blog
przeszedł kilka operacji plastycznych w postaci zmiany kolorystyki i
motywu. Chyba nigdy nie znajdę tego jednego motywu i tu
cel będzie mijał się z celem - nie zwracajcie na te zmiany uwagi, ale ma być
ładnie, żeby Wam się podobało :D. Tak czy inaczej - dzisiaj drugi rozdział dla
tych, którzy doczekać się nie mogli. O treść Was
nie pytam, jednak chcę wiedzieć czy czcionka jest wystarczająco czytelna.
Chciałabym, by łatwo się Wam czytało, a nie żeby się męczyć…
Pozdrawiam i do
następnego, który pojawi się najprawdopodobniej w ŚRODĘ!
-
korekta: suckit
Blog bardzo fajny! :D Wiesz mogła byś zmienić kolor czcionki i pogrubić :)
OdpowiedzUsuńI jeśli to dla Ciebie nie problem to chciała bym abyś informowała mnie na gg o nowych rozdziałach to mój nr: 5879746
W Twoich rozdziałach dużo się dzieje, ale nie przesadzasz z akcją, bo notki są długie i... no, ciekawe! :)
OdpowiedzUsuńCzcionka jest teraz w sam raz, tj. ja sobie i tak powiększam stronę, no ale... jakby dla kogoś była za mała, zaleć wciśnięcie Ctrl i plusa, nie zmieniaj niczego. ;)
Grafika mile mnie zaskoczyła, szczerze mówiąc. Bo czytałam już wcześniej, ale z trudem, bo tamta czcionka... cóż, była raczej nieczytelna. :P
Dzieje się, dzieje... Me likey! ;)
W takim razie, czekam na środę. No i przepraszam za nieskładny komentarz - od następnego będę na bieżąco z tekstem pisać, także powinno być... lepiej.
[niewiarygodne-alibi.blog.onet.pl]
[zycie-na-marsie.blog.onet.pl]
Choleryczna
PS. Jeśli możesz, informuj mnie na blogu. :)
bardzo ciekawe opowiadanie xD wiele się dzieje, jednak wszystko nie za szybko ;DD z tej Amy to niezła su.ka za przeproszeniem jest xDD zmienia facetów jak rękawiczki ;DD a bohaterka i jej teksty mnie w niektórych momentach powalają na łopatki ;DD czekam na więcej xDD z niecierpliwością :DD jeśli możesz informuj mnie o nowych na blogu :D zapraszam Cię również na mojego drugiego bloga: save-yourself-the-secret-is-out.blog.onet.pl pozdrawiam:**
OdpowiedzUsuńdziękuję za komentarz u mnie :)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam wszystkie Twoje rozdziały - zaintrygowałaś mnie. czytałam wcześniej już parę opowiadań o Marsach i widzę, że Ty piszesz swoje całkowicie samodzielnie - nie bazujesz na jakimś innym, tworzysz własną historię. i świetnie Ci to wychodzi :)
jeśli to nie problem, informuj mnie o nowych rozdziałach u siebie .
pozdrawiam :) the-struggle.blog.onet.pl
Powiem po prostu, że ta ostatnia scena z lodem jest magiczna. Jest piękna. ;)
OdpowiedzUsuńZebrało się dużo, ale jestem w stanie napisać tylko tyle, że ostatnia scena powaliła mnie na kolana!
OdpowiedzUsuńza-je-bi-ście.. ale tak jak już ktoś pisał.. ta czcionka troche wkurza xD
OdpowiedzUsuń